niedziela, 29 maja 2016

"Wyjątkowy rok" w księgarni

Valerie nie jest książkową entuzjastką, ani zapaloną czytelniczką, której marzeniem jest praca w księgarni. Oj, różni się choćby od bohaterów "Między książkami" lub "Księgarenki w Big Stone Gap" 
Dziewczyna zostaje postawiona przed faktem dokonanym: po tajemniczym zniknięciu Ciotki ma przejąć jej księgarski interes,a że jest licencjatem ekonomii, ma nadzieję, że uda jej się jakoś z tego zadania wywiązać. Jednak z czasem okazuje się, że praca w księgarni wymaga nie tyle wiedzy o przychodach, inwestycjach i spersonalizowanych targetach, co znajomości ludzi i literatury. Inaczej niż książkach z księgarniami w tle (np. "Cieniu wiatru") to nie księgarz jest przewodnikiem dla kupujących, ale właśnie odwiedziny rożnych gości ( m.in. małego chłopca, irańskiego robotnika) sprawiają, że  lekko zagubiona ekonomistka po jakimś czasie zaczyna orientować się w książkowym kosmosie i sama siebie ośmiela się nazwać księgarką. Ośmiela się zrobić coś jeszcze. Nauczona  niebanalnego patrzenia na książki i życie, po roku (wyjątkowym!) spędzonym wśród księgarskich regałów, decyduje się na książkowo-życiową przygodę, o której wcześniej czytała w książce "Wyjątkowy rok". Właśnie ta bardzo tajemnicza powieść, spina klamrą dzieje Ciotki Charlotte, Valerie i pewnego interesującego intelektualisty (intelektualistę poznać po okularach, zadbanych butach, rozmowach o książkach i bladym uśmiechu). 

Wielkim plusem książki Thomasa Montassera jest zdystansowana narracja, leciutko grająca z innymi opowieściami o książkach (np. w księgarni powinien być kot, u Valerie jest szczur). "Wyjątkowy rok"  to snuta z wdziękiem gawęda, krótka opowieść o pewnej dziewczynie i jej rodzącej się literackiej fascynacji. Bo Valerie z biegiem czasu docenia czytanie, przypomina sobie jak będąc dzieckiem pochłaniała książki i wraca do świata literatury i dzieł sztuki, jakimi są książki. Autor prowadzi czytelnika przez opowieść o książkach ku książkom- zaprasza do lektury  Twaina, Kafki, Calvina, wspomina o "Czarodziejskiej górze" i "Emilu ze Smalandii". Chyba właśnie te ciągi lekturowe, które pojawiają się książkach o książkach lubię najbardziej. "Wyjątkowy rok" czyta się szybko (nie tylko dlatego, że ma 150 stron, co w dzisiejszych czasach jest prawie niespotykane) i przyjemnie. Kilka zdań o np. "książka to o wiele więcej niż same litery", "Gabinet dziwów, krynica wiedzy, zbiór przekazów z przeszłości i teraźniejszości, skarbnica snów... Księgarnia to tak wiele" na pewno spodoba się zbieraczom cytatów o mocy literatury i książek. Przyjemna, momentami zaskakująca, ale też prowadząca do biblioteki (wolę biblioteki niż księgarnie, trudno!), aby poznać wymienione w powieści tytuły. Lubię takie książki.

Thomas Montasser, "Wyjątkowy rok". Przeł. Aldona Zaniewska. Wyd. Świat Książki. Warszawa 2016.

niedziela, 22 maja 2016

"Bez pachniał jak bez" bez a sprawa literacka

Bez to bez wątpienia jeden z najbardziej literackich kwiatów polskich. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że kwitnienie bzu przypada na maj, czyli miesiąc z którym dużo słów się rymuje i który jest bezsprzecznie synonimem wiosny w pełnym rozkwicie. 
Maj, raj, gaj, w to mi graj, patataj... 







Na czele bzowej poezji stoi Tuwim ze swoim "Rwaniem bzu":
 "Narwali bzu, naszarpali,
Nadarli go, natargali,
Nanieśli świeżego, mokrego,
Białego i tego bzowego.

Liści tam - rwetes, olśnienie,
Kwiecia - gąszcz, zatrzęsienie,
Pachnie kropliste po uszy
I ptak się wśród zawieruszył.

Jak rwali zacietrzewieni
W rozgardiaszu zieleni,
To się narwany więzień
Wtrzepotał, wplątał w gałęzie.

Śmiechem się bez zanosi:
A kto cię tutaj prosił?
A on, zieleń śpiewając,
Zarośla ćwierkiem zrosił.

Głowę w bzy - na stracenie,
W szalejące więzienie,
W zapach, w perły i dreszcze!
Rwijcie, nieście mi jeszcze!"

Dalej, a jakże, Jasnorzewska  z wierszem "Bzy zerwane w nocy",  a  przede wszystkim liryczno-majowo-bzowym zaślepieniem opisanym w "Ślepej":

"Ślepa jestem. Oślepiona majem.
Nic nie wiem prócz, że pachną bzy.
I ustami tylko poznaję,
żeś ty, nie ty …".

I jeszcze u Słonimskiego w bardzo pięknym wierszu "Żal":"bez pachniał jak bez", a u Wierzyńskiego  w "Wieczorze w bzach" :"Wiosenny wiatr mię bzami owiał".


Bzy są kwiatami piosenkowymi. W samym dwudziestoleciu międzywojennym kwitły na potęgę... "Kiedy znów zakwitną białe bzy" (Hemar)...  "pierwszy raz byliśmy zakochani,W ten piękny czas gdy kwitły bzy w Pensylwanii" (też Hemar), "a gdy jeszcze tak się zdarzy, że akurat będzie maj i że będą bzy pachniały sam do rymu dodasz raj"(Horowicz), "piosenka zapachnie jak bzy" (Starski)...
Nieco później bez pachniał w KSP,  "Pachnie bez –tyle jest do wąchania,że nas brak na mniej ważnych zebraniach(wersja chłopców)/że nas z domów wygania(wersja dziewcząt)." oraz w wierszu Osieckiej "Bez". Bez bzu byłoby kiepsko. W życiu i w poezji. 


środa, 18 maja 2016

"Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie" od rzeczy do opowieści


Jak napisać książkę o pisarzu? O pisarzu, o którym już tak wiele napisano! Skupić się na jego życiu czy twórczości? Jeśli jest to jeden z gigantów literatury, jak nie popaść w przepisywanie książki w książkę i powtarzania dat. Obiektywnie pokazywać fakty, samemu chowając się za cytatami, czy  wyjść na plan równoległy? Anna Król w swojej książce postanowiła być widoczna, niektóre rzeczy domyślić (bo to nie zmyślenia, ale domysły), ale także swoją opowieść o Iwaszkiewiczu wesprzeć rozmowami z bliskimi pisarza, korespondencją, zapiskami z Dzienników i notesów. Notesy, portmonetka podkówka, guzik, stare zdjęcie – te przedmioty stały się inspiracjami do kolejnych historii- rozdziałów, które  pokazują Iwaszkiewicza nie chronologicznie, nie wg podziału na tworzone przez niego wiersze, powieści i dramaty. To migawki wspomnień, alternatywnych historii wyzwalane przez codzienne przedmioty znalezione w domu  na Stawisku.  Rzecz prowadzi do opowieści.

 Jaki jest Iwaszkiewicz w książce Król? Zmęczony, zmagający się ze swoją starością, ale też akuratny, pracujący nad „Sławą i chwałą” i „Brzeziną”, zazdroszczący Szymanowskiemu powodzenia i elegancji, kolekcjonujący krawaty, przeżywający odchodzenie Błeszyńskiego i  troskliwy dla swej chorej żony Hani. Sprzeczny.  Zwykły, osobisty. Ludzki.  O jego życiu autorka opowiada niechronologicznie, bo to rzeczy przyciągają wspomnienia, a myśl ludzka błądzi i czepia się przedmiotów i zdarzeń. Taka nielinearna opowieść przynosi element zaskoczenia, wymaga uwagi, ale też- jak to z dobrymi historiami bywa- snuje się w swoim tempie. Podczas spotkania  Anna Król mówiła, że wielokrotnie zmieniała swój stosunek do Iwaszkiewicza- raz ją zachwycał, raz denerwował.  Ale cały czas był blisko. To bardzo osobiste spojrzenie, zaangażowanie Król w historię, jej widoczność jako autorki, jest wielkim plusem książki, która dobitnie pokazuje, że Iwaszkiewicz nie jest tylko klasykiem, ale wciąż budzącym emocje pisarzem. Pisarzem inspirującym i zachęcającym  do badań nad jego życiem; badań i  poszukiwań. Czy jest coś bardziej intymnego, osobistego niż grzebanie w cudzych notesach,  papierach, osobistych rzeczach, które nie zostały jeszcze zamknięte w muzealnych gablotach? Spojrzenie na pisarza przez rzeczy, a przede wszystkim łączące się z nimi opowieści pozawala patrzeć na Tego Iwaszkiewicza nie tyle od strony salonu, ale przedpokoju. Zobaczyć go w momentach samotności i codziennej zwyczajności, której towarzyszą  czasem wyjątkowe emocje i zawsze zwykłe przedmioty  

 Jak mówi gospodyni Stawiska, Iwaszkiewicz był zbieraczem; to też jest jednym z ważnych rysów charakterologicznych pisarza, który zapisywał każdy skrawek papieru. Dzięki grzebaniu i odgrzebywaniu rzeczy, poszukiwaniu skrawków, powstała książka. Książka-opowieść, zamącony gatunek reportażu, biografii , pamiętnika- kolejna próba poznania, zrozumienia Iwaszkiewicza, ale też zapisu własnej fascynacji Anny Król autorem „Panien z Wilka”, która opisując intymność pisarza uchyla drzwi do własnych, osobistych wrażeń i refleksji.

Anna Król, "Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie.". Wilk&Król Oficyna Wydawnicza. Warszawa 2015. 

Anna Król, prof. Agnieszka Czyżak i ja- spotkanie w Bibliotece.

niedziela, 15 maja 2016

Zagadki kryminalne Panny Fisher

Nie znam filmowych adaptacji książek Kerry Greenwood,więc do lektury podchodziłam z nadzieją na lekki kryminał w stylu  retro. Nie zawiodłam się, choć porównania z panną  Jane Marple czy Molly Murphy są  bardzo na wyrost (a kolejny tom o Molly już wyszedł, czekam na biblioteczne dostawy!).

Panna Phryne Fisher jest bogatą (choć wychowaną w biedzie) kobietą, która trochę z nudów, trochę dla dobra ludzkości wykonuje prace prywatnego detektywa. Traf chce, że nawet pozornie błahe zlecenie dotyczące rzekomo podtruwanej przez męża kobiety ("Kokainowy blues") lub teoretycznie spokojna podróż pociągiem ("Morderstwo w pociągu") łączy się z wielką aferą narkotykową albo handlem żywym towarem. Panna Fisher zagadki rozwiązuje z wdziękiem, korzystając z pomocy zaprzyjaźnionych policjantów, taksówkarzy, prostytutek oraz arystokracji. Bohaterka zbiera wokół siebie ludzi ciekawych, przydatnych i zaufanych; pomaga tym, którzy tego wymagają, bo jest kobietą wrażliwą na niesprawiedliwość i krzywdę-może właśnie dlatego została detektywem? Czy śledztwa tej panny są skomplikowane-nie. Czytelnik dość szybko dochodzi do tego, kto jest złoczyńcą, ale wyjaśnienia motywów czyta się lekko i szybko.

Główna bohaterka jest kobietą wyzwoloną (jest bogata, więc nikt jej nie ma tego za złe), znającą się na najnowszych trendach w motoryzacji oraz zawsze wyposażoną w zgrabny pistolecik. Taka damska wersja Bonda w latach dwudziestych. Miejscem akcji jest Australia, a świat retro nie jest odtwarzany tak pieczołowicie jak choćby w powieściach Bowen- jakaś wzmianka o Melbie i kapeluszu w kształcie hełmu. To z pewnością kryminał kobiecy, bo nie podejrzewam, by któryś z panów miał ochotę czytać kolejne opisy strojów, w których Phryne idzie na przyjęcia, odwiedza studentów i przebywa w zakazanych dzielnicach.  Typowo odprężające czytadła na leniwe popołudnie, gdy ma się ochotę na wartką, nieskomplikowaną akcję z cytatem z klasyka na początku każdego rozdziału.

Kerry, Greenwood, "Kokainowy blues". Przeł. Zofia Uhrynowska-Hanasz. Opole 2015. 
Kerry Greenwood, "Morderstwo w pociągu". Przeł. Magdalena Koziej. Opole 2015

środa, 11 maja 2016

"Dobrze się myśli literaturą". Bo literatura to konieczność.



Pierwsze zdania pierwszego eseju i zaczynam się zastanawiać, w który z moich kajecików na cytaty powinnam zacząć przepisywać ten tekst. Profesor Koziołek pisze o tym, o czym każdy czytelnik myślał, czego doświadczał,  pisze o tym, z czym tłum czytaczy zgodzi się bez szemrania, krzycząc głośno „ten pan ma rację”. Pierwszy esej poświęcony jest przyjemności i konieczności czytania, literaturze jako drodze wyjaśniania tego, co dookoła, tego co w nas- w naszych marzeniach i otoczeniu, bo przecież myślimy literaturą! "Podczas lektury [czytelnik] zanurza się w afektywnych wyobrażeniach, aby co jakiś czas wynurzyć się z nich i spojrzeć krytycznie na własne oczarowania". Czyli jest coś w tym, że literatura jest winna naszym zwątpieniom, nadmiernym oczekiwaniom i nieziszczającym się snom o książkowych historiach powielanych w codzienności...

Kolejne eseje to myśli o konkretnych autorach i dziełach, ale napisane jako podkopywanie stereotypów i prawd objawionych literaturoznawstwa. Koziołek pyta np. dlaczego Izabella nie kochała Wokulskiego. Myślimy o niej- wredna, głupia dziewoja nie chciała takiego poczciwego Stacha… A Koziołek tłumaczy, że Belusia wcale nie miała obowiązku kochać starego, bogatego faceta, spoza swojej sfery, który szastał dla niej pieniędzmi. I znów ma rację! Potem jest o Kraszewskim, Sienkiewiczu i całej reszcie pozytywistów, ale  z współczesnymi  tropami. Bo powieść historyczna to nie tylko profesorskie dzieła  Prusa, to też Tokarczuk i Dehnel…  Myli się ten, kto uznając profesora Koziołka za znawcę wieku XIX obawia się, że  zamyka się na współczesność. Otóż otwiera się i to robiąc przeciąg. Odżywczym przewiewem zahaczający o dzieła dawne i dzisiejsze. Bo literatura to ciągłość, która broni się przed przemijaniem „(…)literatura uczy nas nie przegapiać świata, nie pozwalać mu uchodzić naszej uwadze i znikać w procesie niszczącego przemijania”.
Erudycja, brak szablonowego widzenia sztuki, piękna polszczyzna…  jeśli ktoś nie chce myśleć, niech nie czyta! Bo Koziołek przekonuje, że nie tylko dobrze się myśli literaturą, ale ogólnie dobrze się myśli. 

Ryszard Koziołek, „Dobrze się myśli literaturą”.  Wyd. Czarne. Wołowiec 2015.

środa, 4 maja 2016

"Miejsce dla dwojga" wędrowanie i gofry z jajecznicą


Alan, po przejściu trzech tomów nadal idzie… Ostatni tom zakończył się diagnozą raka mózgu, ale na początku czwartego bohater przechodzi operację wycięcia oponiaka i rusza dalej. Życzmy wszystkim pacjentom tak łagodnego przebiegu choroby... Przemierza kolejne kilometry, mija mieścinki i miasta, z atrakcji krajoznawczych zalicza m.in. mokradła  i siedliska aligatorów;  jest coraz bliżej końca wędrówki.  Zastanawia się nad tym, co będzie, gdy osiągnie swój cel, który z każdym pokonywanym kilometrem jest coraz mniej abstrakcyjny. Waha się między dwiema kobietami i wspomnieniem żony, w końcu decyduje się odezwać do tej, z którą łączy go przyjaźń, a winno łączyć jeszcze kochanie. I wtedy… 

Evans jest specjalistą od urywania akcji w momencie dramatycznym (przy czym zawsze daje czytelnikowi pewność, że bohater- dosłownie i w przenośni- ruszy dalej). Autor nie zawodzi także tych, którzy traktują jego powieść jak przewodnik po knajpach i hotelach Ameryki. Alan idzie i je… Gdyby wyciąć z książki opisy posiłków i zakupów oraz mniej czy bardziej  eleganckich noclegowni, nie zostałoby wiele.  Czytanie o  jedzeniu Alana nuży, na szczęście nie ma problemu ze cieknąca ślinką (tak czasem bywa przy toskańskich i prowansalskich tematach)- zestawy  spożywcze Alana  są bardziej szalone niż podróż per pedes  przez USA–gofry z jajecznicą?! Zaprawiła mnie w bojach szkolna stołówka, serwująca grochówkę w zestawie z naleśnikami oraz makaron w sosie pomidorowym z zupą kisielową, ale mimo tego uważam  upodobania Alana za dziwne!

 Czy ten tom ma jakiś temat przewodni?  Po głębszym zastanowieniu ma, jest nim wiara. Wiara dająca nadzieję, umacniająca, utwierdzająca, ale też niebezpieczna, bo najbardziej przejmującym (czy raczej jedynym bardziej poruszającym) momentem jest zetknięcie Alana z sektą.  Niestety, ten wątek zostaje ledwie zakreślony  i czytelnik zostaje z kilkoma pytaniami o losy poznanych bohaterów, na które nie otrzyma odpowiedzi.   Przyznam, że czytam tę serię trochę z rozpędu i czekam na zakończenie. Nie obiecuję sobie, że mnie zaskoczy, ale mimo wszystko jestem trochę ciekawa. Tak działa Evans.

Richard Paul Evans, "Miejsce dla dwojga". Przeł. Hanna de Broekere.Wyd.Znak. Kraków 2016.

niedziela, 1 maja 2016

Kiermasz Poznańskich Wydawców- majówka z książką!

Z dzieciństwa pamiętam kiermasze książek, które podczas majówki odbywały się przy poznańskiej Arenie. Mnóstwo stolików z książkami, czasem jakiś podpisujący swoje książki autor,atmosfera zaangażowania w sprawę czytelnictwo. Dla mnie, małej dziewczynki-święto, z  nieodłącznym hasłem: maj miesiącem książki! I do tego zawsze była ładna pogoda! (albo podczas brzydkiej nie chodziliśmy pod Arenę- takie wyjaśnienie też dopuszczam;) 

Lata mijały, ja rosłam (choć nie powiem, że do jakiś wyjątkowych rozmiarów), majówki z książką zniknęły... Ale okazuje się, że brakowało ich nie tylko mnie. O ile jeszcze kilka tygodni temu miałam tylko przeczucie, że taki sposób na majówkowe dni-kiermasz książki- to dobry pomysł,  o tyle dziś mam na to dowody. Kiermasz Poznańskich Wydawców, który zorganizowała Biblioteka Raczyńskich jest powrotem do tradycji majówki z książką. Jak się okazało-powrotem wytęsknionym! Przy stoiskach poznańskich wydawców (które zastąpiły stoliki z podwiewanymi przez wiatr pod Areną książkami) zebrało się bardzo wielu ludzi, którzy chcieli coś kupić, zobaczyć, albo przechodząc przez plac Wolności po prostu zerknąć w kramy wydawców. I, sądząc po kolorowych torbach z nadrukami wydawnictw, zaopatrzyli się w książki nie tylko na majówkę. 
 
Przeniesienie kiermaszu z Areny do samego centrum, pod Bibliotekę, przypomniało o tym, że wydawcy, biblioteki  i czytelnicy są wierzchołkami równobocznego trójkąta, których jednoczy książka. I że właśnie w tym książkoobiegu jest siła. Bo gdzie rozmawiać o nowościach i wspominać stare, dobre lektury jeśli nie pod biblioteką... Gdzie sugerować o czym chcielibyśmy czytać jeśli nie przy stoiskach wydawców, gdzie wreszcie poczuć się nie tylko klientem, co przede wszystkim docenionym i zaoopiekowanym czytelnikiem... Gdzie rozmawiać o literaturze, książkach, przyjemnościach i pożytkach czytania... Na książkowej majówce, gdy wszyscy licząc czas (i pieniądze) nieco inaczej! Dobre tradycje trzeba kultywować i bardzo się cieszę, że gdy jestem już większą dziewczynką, mogłam się odrobinkę przyczynić do odnowienia tej tradycji. Tradycji, która zadaje kłam twierdzeniu, że ludzie mijają książki z obojętnym wyrazem twarzy. Widziałam emocje, oj! widziałam:)