Strony

środa, 30 kwietnia 2025

"Rilla ze Złotych Iskier" koniec historii


 Skończyłam przygodę z Anne. Dziękuję Pani Anno, bo bez nowego przekładu nie ruszyłabym w tę podróż.
Jako nie-fANKA, przy pierwszej lekturze zatrzymałam się na 3/4tomie i nie ruszyłam dalej nawet parę lat temu, gdy wróciłam do serii. Nowy przekład, w którym z uporem chwalę przypisy, sprawił, że przez te prawie 3 lata czekałam na następny tom. Były te lepsze i słabsze. Ale Rilla zdecydowanie będzie tym lepszym.

Tom obejmuje chyba najdłuższy czas (poprawcie!), przez co jest bardzo dynamiczny, a kolejne lata przebiegu I wojny nadają jej tempo i nerw. Wiadomości z frontu, momenty nadziei i beznadziei Kanadyjczyków ruszających do Europy, działania pomocowe, pokazały nieznaną stronę historii, bo nie wiedziałam, że Kanada tak szybko włączyła się w działania wojenne, a tym bardziej, że do mieszkańców sielskiej Wyspy Księcia Edwarda docierały wieści z Przemyśla i Brześcia (ciekawe, że Montgomery pisze o Polakach, narodzie, którego teoretycznie nie ma, a przecież jest). Historia, która upomina się o część bohaterów powieści to jedna, mocna strona książki. Drugą jest dorastanie Rilli i jej, może ciut tendencyjna, w pozytywistycznym rozumieniu, przemiana. W przededniu wielkiej wojny Rilla (jak Scarlett!), martwi się balem. Nie chce, jak rodzeństwo dalej się uczyć, bywa próżna i lekkomyślna. Ale gdy trzeba szybko dorosnąć, zmienia się. Na szczęście ta metamorfoza jest prawdopodobna. Rilla po prostu wyrasta z pewnych zachowań, a czułe oko rodziców pozwala budzić nowe zachowania. Rilla zostaje lepszą wersją siebie i to zanim pojawiały się instagramowe mądrości... jej przemiana jest bardzo w duchu dziewczyńskich powieści, ale nie odbiera bohaterce życia i kolorów. A przy okazji pokazuje niełatwe życie kobiet, które swoją służbę pełnią w domach, żegnając mężów i synów, opiekując się wojennymi sierotami, zbierając pieniądze i szykując paczki. I pisząc listy, które dodają historii dużo prawdy i wzruszeń. 
Ten tom to dla mnie opowieść o dorastaniu, rodzeństwie i przeznaczeniu. To też ciekawe spojrzenie na historię i postawy ludzi wobec zagrożenia.Oczywiście, są przypisy i jest też przytoczony pierwszy raz wiersz Waltera.

To była bardzo dobra podroż z Anne i jej rodziną.Dała dużo uśmiechu, wzruszeń. I wymogła tęsknotę za innymi książkami Montgomery!
 
A tu moja przygoda z Anne
 
 
Lucy Maud Montromery "Rilla ze Złotych Iskier". Przeł. Anna Bańkowska. Wyd. Marginesy. Warszawa 2025. 

piątek, 25 kwietnia 2025

"Przesyłka z Nieba" dla żyjących

Starsza pani z przesyłką od przyjaciółek, czterdziestolatek z wiadomością do pierwszej miłości, nastolatka z nagraniem oschłej babci, czworo studentów listem od dawnego nauczyciela. Niby nic, a jednak wiadomości z nieba robią wrażenie. Nie tym, że są z zaświatów, bo nie są, ale tym, że ktoś w ostatnich swoich chwilach zapragnął jeszcze coś powiedzieć i przekazać wiadomość żyjącym. Pomysł na tę książkę nie jest skomplikowany: ludzie na różnych etapach życia otrzymują wiadomość od kogoś z przeszłości. I do nich należy decyzja, co zrobią z przesyłką z nieba. Można powiedzieć, że opowieści o bohaterach urywają się w najciekawszym momencie, bo czujemy, że w ich życiu pojawi się zmiana, ale nie wiemy, dokąd ich zaprowadzi. A może właśnie to zatrzymanie w punkcie wyboru ma nam dać do myślenia: co zrobilibyśmy na miejscu bohatera? Jak wiadomość mogłaby wpłynąć na kolejne decyzje?


Jeśli postanowimy dać tym historiom wybrzmieć, dołożymy im własne myśli, pewnie dojdziemy do interesujących wniosków i nakreślimy ciekawe ciągi dalsze. Jeśli odłożymy książkę i ruszymy dalej, pewnie po kilku dniach o niej zapomnimy. Prosta opowieść do przeczytania w wolny wieczór. Kilka historii idących tym samych schematem, jedna z lekką zagadką i epilog. To ten rodzaj powieści, która daje czytelnikowi wybór-sama się do niego nie przyczepi, nie wwierci w głowę formą, treścią i językiem, ale gdy zaczniemy wnikliwie się jej przyglądać to kto wie, dokąd nas zaprowadzi...Taki urok tych japońskich comfort booków. Nie zmuszają do myślenia, ale dają furtkę.

I jest jeszcze jeden, dość oczywisty, w naszej kulturze wniosek (może w Japonii mniej): czy nie lepiej zamiast czekać na kuriera, który dostarczy nasze słowa jako przesyłkę z nieba, powiedzieć je już teraz...
I zobaczyć, jaki będzie ciąg dalszy!
 
Za książkę dziękuję Wydawnictwu. Współpraca barterowa.  

 A tu o poprzedniej powieści autorki Fotograf utraconych wspomnień
 
 Sanaka Hiiragi, "Przesyłka z Nieba". Przeł.  Wyd. Relacja. Przeł. Barbara Słomka. Warszawa 2025. 

środa, 16 kwietnia 2025

"Emily Wilde. Atlas Zaczarowanych Krain" gdy czeka się na finał


 Pierwsza część przygód badaczki Ludku Emily Wilde spodobała mi się do tego stopnia, że stała się zaskoczeniem roku i dostała cynamon. Zatem do drugiej części usiadłam z nadziejami i... niestety, nie zostałam oczarowana. 

Mam niewielkie doświadczenie z fantastyką, ale tu jednak zabrakło magii. Ten tom odbieram jako podprowadzenie do tego, co, mam nadzieję, historię domknie i zakończy w tomie trzecim (który już w czerwcu). 


Profesor Emily Wilde wraz ze swoim magicznym narzeczonym in spe Wendellem jadą w Alpy, by znaleźć wejście do jego królestwa narzeczonego i wyrwać tron z rąk strasznej macochy. Niby dramatycznie i przygodowo, ale nie do końca. I właśnie jakiegoś nerwu i przygody mi zabrakło. Smaczku relacji tej pary nadawały poprzednio rozmowy, ale tu pan Wendell jest albo mało rozmowny, albo ledwo żywy...Kolorytu całej historii mieli dodać młoda krewna Emily -Ariadne, studentka z głodem magicznej wiedzy oraz dziekan driadologii Farris Rose, który najpierw jest w kontrze do badaczki, potem ją wspiera, a pod koniec nie wiem, co się z nim dzieje (trochę zmarnowany potencjał postaci z profesorskim charakterem). 


Emily nadal pisze swój dziennik(i robi w nim przypisy), do tego ratuje dawną badaczkę Ludku, ale w tym wszystkim brakuje spajającego wydarzenia i postaci nerwu. Brakuje klimatu przygody i badawczej wyprawy z początku wieku, lekkości, które ujęły mnie w 1 części, a tu mam wrażenie tomu, który trochę dopowiada, trochę łączy i jest podjazdem do tego, co ma się zdarzyć w finale. Oby! Bo nadal uważam, że Emily, momentami roztrzepana badaczka, biblioteczna mysz, sprawdzająca swoje ograniczone umiejętności interpersonalne w różnych zakątkach Europy, jest po prostu sympatyczna, a elementy naukowego świata w rzeczywistości fantastycznej są dobrym urozmaiceniem. Ale to za mało na całą powieść. Czekam na finał i trzeci tom. Z nadzieją na zaczarowanie. 

Heather Fawcett. "Emily Wilde. Atlas Zaczarowanych Krain". Przeł. Anna Reszka. Wyd. MAG. Warszawa 2024.


czwartek, 10 kwietnia 2025

"Ostatnia zagadka" autor, aktor i Sherlock

 


Holmes, Poirot, Spade, Fandorin a może Wallander? 

Sporo jest literackich defektów, ale jednym z najsłynniejszych jest Sherlock Holmes. "Ostatnia zagadka" to kryminał pełen odniesień do przygód mieszkańca Baker Street, ale też powieść autotematyczna i rzut oka na powojenne Hollywood. 

Skoro za snucie opowieści zabiera się Perez-Reverte to wiadomo, że będzie pomysł. I warstwy. Na odciętej przez sztorm greckiej wyspie dochodzi do zbrodni. Wśród gości hotelowych jest znany z roli Holmesa angielski aktor i wszyscy zgadzają się, że do czasu przybycia policji, on może prowadzić śledztwo. Zatem aktor gra swoją rolę; a że był do niej świetnie przygotowany, kolejne przesłuchania prowadzą nie tylko do wniosków i podejrzeń, ale i kolejnych nieszczęść(wiadomo, zbrodnia działa łańcuchowo). Skoro aktor jest Holmesem, Watsonem może być inny gość: autor kryminałów. I tu tworzą się kolejne konteksty, bo panowie rozmawiają o konstrukcji kryminału, zasadach gry autora z czytelnikiem, o motywach wykorzystywanych przez Poe, Leroux i Christie. Pojawia się stylistyka noir, różne figury detektywów oraz mnóstwo nawiązań i cytatów z Holmesa. I kolejne poziomy, gdy bohaterowie mówią, jak rozwiązanie wyglądałoby w powieści, a czytelnik wie, że to właśnie(tylko lub aż) powieść. Do tego jest jeszcze aktor tak scalony z rolą, że przejmujący sposób dedukcji postaci. I aktor, przedstawiciel świata filmu, wspominający Gable'a, Granta, Holdena, widzący zmianę w grze Clifta i Brando oraz zdeterminowaną piękność Loren. Dla fanów dawnego Hollywood (a ja do nich należę) te smaczki nie tyle dodają, co wręcz budują nastrój całej historii. A nie wspomniałam, że postać owego aktora też ma swoje realne odniesienie.

I tak Perez-Reverte bawi się z czytelnikiem, a ja jako czytelnik bawię się doskonale. Bo jest zagadka, jest refleksja nad kryminałem: jego twórcą i czytelnikiem, jego odbiorem. Jest klimat roku 1960 budowany przez tytuły filmów i nazwiska gwiazd. Jest pomysł, styl i twist, a te elementy składają się w świetną całość. A do tego cytaty nie tylko z Conan Doyle'a i ten powieściowo-filmowy entourage w greckich (znaczących!) dekoracjach.

Czy będzie to najlepszy kryminał 2025? Nie wiem, ale w pierwszym kwartale nic go nie przebiło.


Za książkę  dziękuję  Wydawnictwu. Współpraca barterowa.


Arturo Perez-Reverte, "Ostatnia zagadka". Przeł. Katarzyna Okrasko. Wyd. ArtRage. Warszawa .