Strony

niedziela, 29 grudnia 2013

"Wiśniowy Klub Książki" bibliotekarka Siłaczka i jej czytelnicy

Kiedy przeczytałam zapowiedź książki o klubie czytelniczym i ratowaniu biblioteki nie mogłam się (co oczywiste!) doczekać. I się doczekałam, przeczytałam i powiedzieć mogę z czystym sumieniem, że książka Lee jest sympatyczną lekturą, po której nie najdą czytelnika żadne głębsze refleksje, ale jeśli lubi się obyczajówki z biblioteką w tle, przeczytać można.

W małym amerykańskim miasteczku Cherico (które autorka stworzyła specjalnie na potrzeby powieści) działa biblioteka kierowana przez dobiegającą trzydziestki, pełną misji bibliotekarkę Maurę Beth Mayhew. Ponieważ miasteczko jest małe, siłą rzeczy i czytelnictwo do ogromnych nie należy, dlatego radni chcą odmówić finansowania placówki. Bibliotekarka postanawia udowodnić, że biblioteka jest miasteczku potrzebna i w ciągu pół roku podnieść statystyki czytelnicze. Robi to dzięki Wiśniowemu Klubowi Książki, spotkaniom czytelników, na których można nie tylko w niezobowiązującej atmosferze porozmawiać o literaturze, ale także coś zjeść. W działania Klubu zaczynają się z czasem angażować kolejni mieszkańcy- lokalna celebrytka kucharka Becca, dawna nauczycielka, restauratorka i nowi mieszkańcy, którzy w Cherico maja spędzić emeryturę... I tak oto dostajemy krzepiącą powieść o tym jak to dla dobra i wspólnego pożytku ludzie potrafią się zjednoczyć i działać razem na rzecz kultury. A poza tym każdy z tych wspomagających bibliotekę i bibliotekarkę ma swoje życie i czytelnik może te mniej czy bardziej ciekawe ludzkie historie poznać. Oczywiście bez uroczego anglisty, który zakochuje się w bibliotekarce od pierwszego wejrzenia nie byłoby historii (Niech ktoś napisze o bibliotekarce, która staje się obiektem westchnień...czy ja wiem? włoskiego mafioza, światowej sławy neurochirurga, Jamesa Bonda albo właściciela pól naftowych...Anglista! no, bez żartów!;).

Opowieść o mieszkańcach, którzy biorą sprawy w swoje ręce może nieco po pozytywistycznemu krzepić.  Główna bohaterka jest połączeniem Siłaczki  (choć sama uważa się bardziej za Scarlett) z  Anią z Zielonego Wzgórza- gdy trzeba zdeterminowana i pewna siebie, gdy można romantycznie pląsająca z rozpuszczonymi rudymi kędziorami między półkami i katalogami nowości w swoim pomalowanym na liliowo mieszkanku.
I jeszcze mała złośliwostka, by nie było za słodko i wiśniowo, autorka w przedmowie dziękuje bibliotekarzom za fachową wiedzę, w którą ją wyposażyli... fachowej wiedzy w książce nie ma,  za to "romansidła i harlequiny tak my bibliotekarze mówimy na te powieści" obwieszcza Maura zaskoczonej "technicznymi terminami" czytelniczce;). Lee niczego nikt nie odkrywa, wielkiej literatury nie tworzy, ale historie czytelników i bibliotekarki czyta się lekko, szybo i jako czytadło na długi wieczór książka dobrze się sprawdza.  I warto wierzyć, że  tak zaangażowani czytelnicy to  nie tylko  fikcja literacka.

Ashton Lee ,"Wiśniowy Klub Książki". Miedzy słowami/ Znak. Kraków 2013.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz