Strony

wtorek, 27 maja 2014

"Listy na wyczerpanym papierze"... "w słowach ślad jeszcze został"




Kiedy w 2010 roku ukazały się Agnieszki Osieckiej  i Jeremiego Przybory listy na wyczerpanym papierze, zabulgotało. Nie piszę „zawrzało”, bo przecież portale plotkarskie codziennie buzują nowymi informacjami o celebrytach, dlatego- zabulgotało czymś, co udało się schować przez 40 lat przed oczami ciekawskich. Zabulgotało, bo to w końcu „ta Osiecka i ten Przybora”. Wreszcie, zabulgotało, bo gazety z przeróżnych półek i poziomów rzucały artykuły i notki, z których wynikało, że listy tej pary są szokiem i spłycało znacznie relację, zaznaczając pogrubionym pismem co pikantniejsze cytaty. Zaczęły się komentarze o tym, co wolno wydawcy, kto chce zarobić na historii sprzed lat i czy publikowanie prywatnej korespondencji ma sens...Przeczytałam wtedy i teraz w maju, miesiącu piosenkowym, postanowiłam wrócić do tych listów, wysłuchać audiobuka, którego pięknie, z wyczuciem i melodią piosenek czytają Magda Umer i Piotr Machalica.

  Warto dostrzec i docenić stronę edytorską całej książki oraz staranność z jaką zostały przygotowane do druku wszystkie materiały. Zdjęcia, pocztówki, telegramy, dość dokładne, ale nie przeładowane przypisy Magdy Umer, wszystko zamknięte w okładce przypominającej rodzinny album. Umer wspomniała w przedmowie, że decyzja o wydaniu listów była przemyślana, akceptowana przez dzieci bohaterów. Bo Osiecka i Przybora stają się właśnie bohaterami książki. Sam Przybora miał powiedzieć, że literatura nie wybaczyłaby gdyby listy zostały zniszczone. I to jest chyba najlepszy sposób czytania owych listów. Czytać je jak literaturę, powieść epistolarną. Bo gdy dwóch literatów pisze do siebie, powstaje literatura i to prawdopodobnie literatura ze sporą dozą autokracji i kreacji adresata. W listach, telegramach, kartkach są uczucia, bardzo dużo tęsknoty, ale także niezły obraz życia kulturalnego lat sześćdziesiątych. W tle przewijają się ważne postaci tamtych lat Jędrusik, Karfftówna, Kwiatkowska, Zaniewska, Axer, Wasowski, Kydryński, Dziewoński, słychać strzępki plotek i kawiarnianych gwarów. Przybora przygotowuje kolejne wieczory Kabaretu Starszych Panów, pracuje nad scenariuszem do Jedzcie stokrotki,  Osiecka pisze piosenki, rozmawia z wykonawcami, opisuje Niech no tylko zakwitną jabłonie. Każde gdzieś jedzie i opisuje wrażenia z podróży. I okazuje się, że nawet Paryż nie jest tak piękny, gdy nie można się nim zachwycać we dwoje.

Świat którego już nie ma, ożywa. I to dowód na to, że Listy na wyczerpanym papierze są literaturą, która odtwarza rzeczywistość, nadając jej charakterystyczny dla autorów rys. Przybora w swoich listach jest poetycki, pełen wysublimowanych metafor, cytatów, Osiecka pisze o jego korespondencji ”Strasznie Ty ślicznie piszesz te listy, bo tak umiesz powiedzieć o tym, co się w Tobie dzieje, że to jest „właśnie to”. Umiesz nazwać, jesteś wzruszający i precyzyjny”.[1] Osiecka, w kartkach pisanych szybko jest autoironiczna, pewna siebie choć pod wrażeniem tego, co Jeremi do niej pisał. W dłuższych listach emocjonalna i szczera, odsłania się i porzuca pozę zimnej blondynki. „Strasznie podniosła mnie na duchu owa kartka, napisana po Kamieniołomach, że były w niej takie piękne króciutkie zdania, których nie da się pisać na lipę”[2] napisał do niej Przybora. „Na lipę” jest dla tej dwójki ważnym sformułowaniem. To co początkowo wydawało się być tylko „na lipę” zaowocowało setkami zdań, wyrażających prawdziwe uczucia, prawdziwych ludzi i prawdziwy świat. Dwie osobowości działające w sferze słowa, swoimi słowami oddają swoje emocje. I piszą do siebie i o sobie jak „tekściarz tekściarzowi”[3].  Każde ma inne słowa i emocji, bo są „do pary, nie w parze”. A listy, jak stwierdza sama Osiecka, to okazja, by „powiedzieć sobie różne rzeczy, które wstyd jest gadać nawet przy zgaszonym świetle”[4]. W listach można nazwać się potworami, opisać złość, wreszcie napisać czarno na białym słowo kocham.

Dopełnieniem korespondencji stają się teksty piosenek, pisanych z myślą o drugiej osobie-z miłości, z tęsknoty, z rozczarowania, na pożegnanie. Piosenki znane, które nagle dostają inny trop interpretacyjny, choć czy tak bardzo inny? Czy ważne jest,  kim jest ta „dziewuszka, co  nie ma serduszka” i ten, który jest „na całych jeziorach”...  Co ciekawe, wiele z tych piosenek śpiewała Kalina Jędrusik. To ona wykonywała S.O.S, Stacyjkę Zdrój, List Stokrotki, W słowach ślad, Utwierdź mnie i  O, Romeo w Kabarecie Starszych Panów  Wyszłam i nie wróciłam i  Czy musimy być na ty  Osieckiej. Oboje tekściarze znaleźli w jednej Kalinie idealną interpretatorkę słów pisanych z wzajemnej miłości.

Lektura książki nie zburzyła mojego widzenia Przybory i Osieckiej. Ona jest tą „na zakręcie”, co „sama nie wie czy warto kochać ciebie” i „sama chciała”, on pozostanie dla mnie Panem B, który czeka na Jesienną Dziewczynę,którą sobie wymyślił... Piosenki ze słowami Przybory zostaną na zawsze genialnymi utworami na każdą okazję, które bawią, rozpogadzają, zachwycają i zastanawiają (bo w to, że Osiecka znała dusze kobiecą nie wątpiłam, ale że Przybora swoje tęsknoty zamknął w formie literackich wypowiedzi Julii, Stokrotki i innych pań z Kabaretu, nie tracąc przy tym nic z głębi psychologicznej i piękna języka,to już jakieś szatańskie sztuczki!). Osieckiej będę jak wcześniej słuchać od czasu do czasu, gdy najdzie mnie nastrój na literackie tęsknice i niespełnienia. Przeczytałam Listy traktując je jak literaturę, powieść, która ma swoich bohaterów. Bohaterami są żonaty, uwielbiany twórca, ojciec dwójki dzieci, czarujący inteligent i młoda, zdolna poetka ze skomplikowanym charakterem. Spotkali się i zakochali miłością niemożliwą do spełnienia i trudną. A z takiej właśnie  miłości pisze się najlepsze teksty. Oni pisali i piosenki i listy. Nazywali się po prostu Jeremi i Agnieszka.

Agnieszka Osiecka, Jeremi Przybora, "Listy na wyczerpanym papierze". Wyd. Agora. Warszawa 2010. 

PS Jak niezwykłą moc mają listy! Zwłaszcza te papierowe, które zostają jako namacalna pamiątka przeszłości... z czyimś podpisem, czasem umiejętnie ukrytym w dorysowanym kwiatku błędem, rozmazanym słowem czy literą... Piszmy listy!

[1]s. 143
[2] s. 97.
[3] ten zwrot pojawia się parokrotnie
[4] s.148.

wtorek, 20 maja 2014

"Dwoje ludzi" obrazy i metafory



Zazdrość jest brzydkim uczuciem, nie powinno się go uzewnętrzniać za to należy z nim walczyć, ale cóż poradzę, że z każdą nową książką coraz bardziej zazdroszczę Iwonie Chmielewskiej... Nie tylko umie rysować, a wyobraźni plastycznej niejeden  zawodowy artysta mógłby jej pozazdrościć, ale potrafi też świetnie pisać: prosto, a tak dobrze i treściwie. "Dwoje ludzi" wzięłam do reki zaintrygowana tytułem-czy nie ma przypadkiem czegoś z "Dwojga ludzieńków" Leśmiana. Hmmm... Niby nie ma w sobie nic z Leśmianowskiego słowopienia i poetyki, ale i ma, bo tekst jest poetycki, choć słowotwórczo jasny i prosty. Książka klasyfikowana jest jako dziecięca, ale jest absolutnie dla wszystkich!


 
Dwoje ludzi, którzy są bohaterami tekstu Chmielewskiej są jak dwa okna na tej samej ścianie, przez które widok jednak nieco inny, jak nierozłączne żagiel i maszt, jak części klepsydry, które napełniają się i pustoszeją na przemian. Piękne i proste te metafory i jak to z dobrymi metaforami bywa:  intrygująco nieoczywiste. 
Bo czy koło, z którego ujdzie powietrze nie jest rozstaniem? A wyspy na tym samym ocenie, ale z innymi kraterami nie są pokazaniem odrębności? Słowo i obraz w tej książce łączą nienachalnie i pięknie- choćby ten pąk kwiatu wyrastający z łodygi-dłoni i patrzące na siebie ściany, które nigdy do siebie nie dotrą.
 
Zdania i obrazy Chmielewskiej nie dotyczą tylko dwojga ludzi, o których myśli się słysząc "dwoje ludzi"- ludzi zakochanych, dotyczą wszystkich powiązanych przeróżnymi relacjami- przyjaźnią przywiązaniem, pokrewieństwem. Tłumaczenie metafor  i obrazów jest głupie, więc nie ma co gadać, trzeba czytać. Najlepiej na głos. Najlepiej komuś.


Iwona Chmielewska, "Dwoje ludzi". Wyd. Media Rodzina. Poznań 2014.

niedziela, 18 maja 2014

"Zelda" niespełniona Piękność Południa

Z okładki spogląda na nas magnetyzująca kobieta. Idealny przedziałek, stylowe fale, intrygujący wzrok. Dopiero po chwili można zauważyć, że za nią stoi mężczyzna. I to jego znamy lepiej, to F.Scott Fitzgerald. Ale tak jak na fotografii z okładki, tym razem amerykański pisarz zostaje na drugim planie, a Zelda znajduje należne sobie miejsce. Biografia klasycznego amerykańskiego podlotka jest napisana rzetelnie i zajmująco, a włączenie autentycznych listów, pamiętników i cytatów z powieści tak Zeldy jak i Scotta pozwala dostrzec podobieństwo życia i twórczości.W przytaczanych korespondencjach doskonale widać, że prywatne pisanie czasem miało większa wartość literacka niż fakcja. Choć w przypadku tych dwojga fikcja nieustannie łączyła się codziennością, zwłaszcza że ich zwykły świat to wizyty Hemingwaye i mieszkanie nieopodal Poli Negri.

Czytelnik może dokładnie prześledzić życie Zeldy, jej nieskrepowaną  zasadami młodość, burzliwy związek z pisarzem, który coraz częściej i coraz więcej pił. Widać niespełnioną ambicję tancerki, malarki i w końcu próbę zostania literatką, choć mąż  niezbyt ją w tym wspierał, co nie przeszkadzało mu w wykorzystywaniu jej pomysłów. Z książki dowiadujemy,że że słynne zdanie Daisy z  "Wielkiego Gatsby'ego" o tym, że "córeczka ma być piękna i głupia" to właśnie prawdziwe słowa Zeldy, a nie literacki pomysł. Zelda, szalona lwica salonowa pod wpływem choroby psychicznej staje się cieniem samej siebie, problemy z mężem, który nie umie unieść ciężaru sławy, pogłębiają jej stany chorobowe, a medycyna nie umie jeszcze pomóc pacjentom chorym na schizofrenię. Zelda cierpi, pisze i żyje w ciągłym strachu przed przeciętnością, bo jej świat jako normę ustawia zachowania ekscentryczne. Do tego pobyty w szpitalach, myśli samobójcze, nieskuteczne terapie i separacja do męża uzmysławiają jej uzależnienie do Scotta, którego wyrazem są listy- rwane, z ciągłymi przeskokami myślowym, są jednak bardzo autentyczne w swoim przekazie. Wspaniały i gloryfikowany choćby przez Fitzgeralda okres jazzu, pokazuje ciemniejszą twarz kobiety, której nikt nie umie pomóc. Życie po wyjściu ze szpitala, powrót do codzienności po śmierci męża, odbudowa kontaktów z córką, są ciągłą walką z własną wyobraźnią. W końcu śmierć- Zelda zmarła jak żyła, niestandardowo, była jedną z ofiar pożaru szpitala, a zidentyfikowano ją po domowym pantoflu. Zelda nie na darmo jest postacią  legendarną, opisy jej już młodzieńczych przygód, sposoby życia panny u progu dorosłości i dziś mogą zaskakiwać, jednak nie tylko o autokreację samej Zeldy chodzi, za kreacją amerykańskiego podlotka i piękności południa stoi tragiczny los kobiety niepewnej, niespełnionej.

Polski czytelnik otrzymuje tę rzetelną biografię w doskonałym momencie- niedawno ukazał się  pierwszy polski przekład powieści Zeldy "Zatańcz ze mną ostatni walc", której fragmenty są w biografii cytowane i analizowane (takim analizom zostają zresztą poddane również opowiadania Zeldy i kilka prac Fitzgeralda). Dzięki tak starannej komparatystyce można jeszcze raz prześledzić miejsca wspólne życia i twórczości, bo w tym wypadku trudno odmówić racji autobiograficznemu kluczowi badań literatury. Biografia Nancy Milford jest bardzo szczegółowa, dotyczy tak życia jak i twórczości małżeństwa. Dla kogoś kto nie jest zbyt dobrze zorientowany w dziełach Fitzgerlda (ja  znam tylko "Gatsby'go") i świecie amerykańskiego międzywojnia to nagromadzenie osób,wydarzeń, dat, przyczyn i skutków  może być trudne do ogarnięcia, ale dla fascynatów pary, których pewnie nie brakuje,książka jest niezwykle istotnym  i wiarygodnym źródłem informacji. 

Nancy Milford, "Zelda. Wielka miłość F. Scotta Fitzgeralda". Wyd. Marginesy. Warszawa 2013.

niedziela, 11 maja 2014

"Cukiernia Pod Pierożkiem z Wiśniami" zapach ciast i szelest kurtyny

Cukiernia pod Pierożkiem z Wiśniami to wyjątkowo urokliwe miejsce w Londynie, do którego trafiają dwie siostry- Ania i Kicia. Ojciec dziewczynek wyjechał do Australii i oddał je pod opiekę ciotecznej babce Zofii, która prowadzi cukiernię. Okazuje się, że cioteczna babka nie jest jednak taką zwykłą cioteczną babka, bo po pierwsze jest stosunkowo młoda, po drugie umie piec cista, po trzecie zna rozwiązanie każdego problemu. Dziewczynki całkiem szybko wrastają w świat cukierni, Zofii i jej przyjaciółki, Kloci, bo choć oczywiście tęsknią za domem i tatą, to okazuje się, że życie w Londynie ma swoje uroki. Codzienność jest coraz ciekawsza, a spore zmiany w życiu domowników zachodzą, gdy wprowadza się tam najbardziej "niedorosły z dorosłych", Gerard Hunter- reżyser, który ma dla Ani propozycję niezwyklej przygody... Ania ma szansę dostać rolę w sztuce teatralnej! Wydarzenia za kulisami, próby, spotkania z aktorami oraz dziecięcym aktorem Larrym, którego Ania poznaje w dość dramatycznych okolicznościach czyta się fantastycznie!Poza blaskami, życie Pod Pierożkiem z Wiśniami ma też swoje cienie- okazuje się bowiem, że nie tak łatwo prowadzić interes, a Zofia daje Ani przyspieszony, ale bardzo czytelny kurs ekonomii (trudno się dziwić,że w ekonomii Anglicy nie mają sobie równych,skoro nawet przy pieczeniu ciastek mówi się o kosztach własnych i dochodzie).

"Cukiernia Pod Pierożkiem z Wiśniami" to powieść pogodna, ciepła, o trudności, które nie są tak straszne, gdy pokonuje się je ze wsparciem najbliższych i o marzeniach, które przy odpowiedniej dozie szczęścia i pracy mogą się ziścić. Opowieść  dla dziewczynek,  przy której nawet te wyrośnięte dziewczynki poczują ciepło bijące z blachy świeżo upieczonych ciasteczek i dobrego domu, pełnego ciepłych uczuć. A gdy te wyrośnięte dziewczynki mają jeszcze teatralne ciągoty, to już niczego do szczęścia nie potrzeba. 

Audiobuk czyta Agnieszka Kunikowska i jej głos doskonale pasuje do tej niespiesznej treści, idealnie oddaje wahania i podniecie małej aktorki, rzeczowość Kloci, radosne dziecięce myśli Kici i  pogodny rozsądek Zofii. Audiobuk wzbogacony jest w kilka dodatkowych efektów akustycznych np. dzwonka u drzwi kawiarni, szelestu listów, głosów londyńskiej ulicy itp. Słucha się z prawdziwą przyjemnością!

Clare Compton, "Cukiernia pod Pierożkiem z Wiśniami". Wyd. Dwie Siostry. Warszawa 2013, czyta Agnieszka Kunikowska

 Książka wydana została w serii Mistrzowie Ilustracji z ilustracjami Marii Orłowskiej-Gabryś, w papierowej wersji znajdziemy też przepisy na przysmaki Zofii np. na miętowe guziczki:)

czwartek, 8 maja 2014

"Facet z grobu obok". Bibliotekarka, rolnik i sprawa szwedzkich klopsików

Z okazji dnia bibliotekarza i bibliotek (jakby ktoś nie wiedział: to dziś!) prezentuję "Faceta grobu obok" szwedzkiej dziennikarki i pisarski Katariny Mazetti. I nie chodzi wcale o to,że czytelnictwo umiera, albo że to jakaś bibliotekarska odpowiedź na "Zmierzch", w której spotykają się zombie w kokach i pulowerach (choć to akurat mogłoby być ciekawe ;).  

Desiree jest bibliotekarka, wdową po trzydziestce i większość wolnego czasu (gdy nie rozmawia ze znajomymi o teoriach Kristevej i chorałach gregoriańskich) spędza na cmentarzu przy grobie tragicznie zmarłego męża. Obok, przy grobie swoich rodziców, często pojawia się Benny, rolnik z tradycyjnej rodziny,któremu marzy się zwykła, spokojna egzystencja z uroczą, podającą obiad żoną i odpoczynek po ciężkiej pracy z krowami. I tych dwoje na prawie działania przeciwieństw zaczyna się spotykać. Jak łatwo się domyślić, na początku są fajerwerki, a potem okazuje się, że jednak ich światy są bardzo różne i same fajerwerki nie wystarczą. Oboje mają wobec siebie zupełnie różne oczekiwania, a próby dostosowania partnera do własnych wyobrażeń nie kończą się szczęśliwie. Benny nie może uwierzyć, że Desiree nie chce mu gotować tradycyjnych szwedzkich klopsików, za to ona nie chce żyć w świecie makatek i rozmów o mleczarstwie. Jego nudzą kulturalne spotkania o wyjścia do opery, bez których z kolei ona nie potrafi żyć. Mówi się, że miłość pokona wszelkie przeszkody, ale inne sposoby wychowania, wyobrażenia o szczęściu i sposoby spędzania czasu to te przeszkody, o które potyka się codzienność. Zwłaszcza, że nie jestem do końca przekonana czy związek bohaterów jest miłością czy naglącą potrzebą posiadania obok siebie drugiej osoby...Tak czy inaczej droga bohaterów nie jest łatwa. Zakończanie? Na pewno się takiego nie spodziewam, owszem,  bardzo zaskoczyło, ale nie na plus. Okazało się z bohaterowie mimo wszystko znajdują kompromis, choć jest to wyjście z zupełnie innej bajki

Najciekawszym zabiegiem literackim w tej książce jest prowadzanie narracji z dwóch perspektyw. Ona i on mówią o tym samym, a jednak z rożnymi emocjami. I chyba tylko emocje i nastawienie różnią te relacje, bo językowo są bardzo zbliżone.  Np. bibliotekarka, choć moglibyśmy się tego po niej spodziewać, nie jest specjalnie lotna i intertekstualna (przypominam:Kristeva!). I tu, z zawodowego obowiązku, muszę jeszcze coś napisać o  Desiree,bo gdyby nie jej zwód pewnie bym po tę książkę nie sięgnęła. Czy polska, czy szwedzka czy prawdopodobnie papuaska, bibliotekarka w powieści będzie zawsze taka sama: do poduszki filozofia, w ręku notesik, w którym zapisuje wiersze, po pracy-muzyka klasyczna, a zamiast najnowszych trendów prosto z wybiegów- nijakie odzienie. Benny na początku nazywa panią z grobu obok Beżową, a potem Krewetką i to chyba najtrafniej charakteryzuje tę postać, która  nie ma w sobie sprzeczności i niczego nie przełamuje.  I nie powiem, bym do bohaterki zapałała sympatią, choć zaangażowany z niej i doceniany pracownik o pewnym statusie i społecznym szacunku (może to różni nacje bibliotekarek?). Powieść Mazetti jest szybko czytającą się obyczajówką o układzie ustępstw, którym jest każdy związek między ludźmi, obyczajówką niezbyt cukierkową (bo szwedzką!) i napisaną z pewną ironią. Ale czy warto ją czytać? Niekoniecznie.

Katarina Mazetti, "Facet z grobu obok" . Wyd. Czarna Owca. Warszawa 2014.

poniedziałek, 5 maja 2014

Niepotrzebne skreślić

Po co pisać bloga?
*by stać się celebrytą
*by zyskać uznanie 
*by uporządkować myśli

Po co pisać bloga o książkach?
*by kształtować gusta
*by zaistnieć jako opiniotwórczy, choć domorosły krytyk literacki
*by utrwalić kilka myśli o paru przeczytanych książkach, które zostawione same sobie zniknęłyby w zakamarkach (nie)pamięci
*by pielęgnować w sobie systematyczność czytania i pisania
*by czasem sięgnąć po inne niż zazwyczaj książki

A poza tym by uśmiechnąć się gdy ktoś powie "przeczytałam książkę, którą polecałaś na blogu, podobała mi się"... I tak od roku:)

niedziela, 4 maja 2014

"Intrygantki" i inne dramaty

Autor, który wydaje współcześnie dramat i osiąga takie wyniki, możne być tylko Schmittem. Co prawda opis na okładce nawet nie wspomina, że "Intrygantki" to zbiór tekstów dramatycznych, więc czytelnicy mogą być trochę zaskoczeni (i jak widać z internetowych opinii-są), ale nie zmienia to faktu, że najpopularniejszy francuski autor jest w formie. Wydanie tekstu dramatycznego, który ma lub może mieć swoją teatralną konkretyzację (czyli nie jest czystym dramatem lekturowym) niesie ze sobą pewne ryzyko. Bez aktorskiego talentu, scenografii i całego świata teatralnej iluzji czytelnik dostaje jedynie goły tekst i słowo musi obronić autora. Moim zdaniem dramaty się bronią, choć trudno zapomnieć o scenicznym przeznaczeniu, które może podnieść ich ocenę. Może dlatego zrobiłam sobie mały teatr wyobraźni i czytając (niekiedy na głos) teksty widziałam gotowe, bardzo teatralne, przedstawienie. 

Pierwszy dramat "Noc w Valognes" to Schmittowska wariacja na temat Don Juana. Są tu oczywiste echa Moliera i równie jasne nawiązania do Mozarta i Da Ponte ("a w Hiszpanii tysiąc trzy ...mille tre";) W zamku Hrabiny zjawiają się ofiary Don Juana- zakonnica, autorka romansów, żona jubilera, arystokratka libertynka, chcące wymierzyć sprawiedliwość swemu uwodzicielowi i skazać go na najstraszniejszą karę- wierność jednej kobiecie, młodej Angelice. Okazuje się jednak, że Angelika Don Juan już zna,a walka o to, kto kogo przeciągnie na swoją stronę dopiero się zaczyna. Jest tu jak zwykle u Schmitta trochę aforystycznych powiedzonek o kobietach, miłości i wyobrażeniach o idealnym uczuciu, ale jest i bardzo dużo goryczy i zawiedzionych nadziei. Miłość po raz kolejny pokazana zostaje jako cierpienie i wysiłek, szczególnie bolesny gdy rzeczą niemożliwą jest wzajemność. A sam Don Juana? Triumfujący, choć już sterany kolejnymi podbojami zauważa, że nie dotknął nigdy prawdziwego uczucia. Tak sprawiedliwość wymierza się sama. Motyw Don Juana jest fascynujący, wielokrotnie przerabiany i wciąż inspirujący, więc trochę szkoda, że z tak frapującej historii  i bohatera (mam do uwodziciela z Sewilli ogromną słabość..)wyszedł bardzo statyczny dramat, bez należnego bohaterowi napięcia. 
 Kolejna sztuka "Gość" jest osadzona w bardzo konkretnym miejscu i czasie- do wiedeńskiego mieszkania Zygmunta Freuda chwilę po wyprowadzeniu przez gestapo jego córki przychodzi Nieznajomy. I zaczyna się wzajemne rozpoznanie. Słynny psychoanalityk daje się w wciągnąć z rozmowę z Bogiem. Choć Freud Żyd i ateista nie wierzy, że odwiedził go sam Stwórca (a w swej praktyce miał pewnie setki Napoleonów, Cezarów i Zbawicieli) rozmawia z nim na odwieczny temat zła i boskiej zgody na nie. Nieznajomy, odpowiadając na zarzuty o swą bierność, mówi o wolnej woli, największym darze, jakim mógł obdarować człowieka. Jednocześnie wieszczy to, co my znamy z historii XX wieku- totalitaryzm, zagładę, prześladowania. Freud chce Nieznajomego wypróbować, prosi o cud."Cud byłby gdybyś we mnie uwierzył"-odpowiada Nieznajomy, ukazując swe miłosierdzie, znaczone łaską wolności. Schmitt, z wykształcenia filozof, ustami Freuda zadaje znane pytanie:gdzie jest Bóg gdy światem rządzi zło. I odpowiada zgodnie z literą Biblii, choć jednocześnie w postaci Nieznajomego ukazuje Boga bliskiego człowiekowi, dowcipnego i niezwykle świadomego zarówno istnienia zła, jak i konsekwencji złych wyborów ludzkości. Sztuka mądra, pisana bez zadęcia, bez przeintelektualizowania, a jednocześnie mierząca się z jednym z częściej zdawanych pytań.Najciekawsza w tym zbiorze!
Znaną tezę o tym, że największym zwycięstwem szatana jest fakt, że ludzie zapomnieli o jego istnieniu świetnie prezentuje ostatni dramat, krótka scenka z piekieł. W "Szatańskiej filozofii" autor bardzo sprawnie, zabawnie  a jednocześnie z dość katastroficzną wizją pokazuje świat, w którym na usługi szatana przechodzą myśliciele.

Trudno pisać dramat do czytania, bo od wyobraźni czytelnika i jego chęci współtworzenia literackiego świata zależy ostateczna wersja. Ze względu na znane i lubiane u Schmitta obserwacje i aforystyczne wtrącenia oraz dlatego,że  dramaty prawie nie istnieją w powszechnym czytelnictwie-warto!

Eric-Emmanuel Schmitt, "Intrygantki". Wyd. Znak. Kraków 2013.