Strony

środa, 18 czerwca 2014

"Mężczyzna, który tańczył tango" łamał serca i szyfry

Lata 20.Max jest fordanserem na transatlantyku, którym płynie znany kompozytor ze swoją piękną żoną, Mechą. I gdyby tylko tego dotyczyła ta książka, historia byłaby nieznośnie przewidywalna. Na szczęście już po kilku stronach włącza się druga, dopełniająca cześć opowieści...Narracja prowadzona w czasie teraźniejszym mówi o spotkaniu tej pary po latach, kiedy to Max udaje bogacza,a naprawdę pracuje jako szofer bogatego lekarza. Mecha przyjeżdża na południe Włoch ze swoim synem, pretendującym do miana mistrza szachowego, na decydujący turniej. I tak to, co wcześniejsze wciąż będzie się przenikać z tym do obecne. Kolejne spotkania z przeszłości, także to w Nicei w czasie gdy nie da się mówić o świecie bez wymieniania nazwisk Franco, Hitler i Mussolini, rzucająca nowe światło na teraźniejszość i obiecują kolejne ciekawe posunięcia. Chronologicznie patrząc cześć transatlantycko-argentyńska, gdy Max i Mecha zakochując się w sobie(bo jak się okazuje na końcu to jednak było zakochanie)jest najbardziej statyczna, choć dzięki dyskusjom o tangu, jego historii i ewolucji, nie aż tak banalna. Gdy w książce pojawia się wątek szpiegów, szyfrów i tajnych dokumentów, robi się znacznie ciekawiej. Prerez-Reverte pokazuje różne światy- eleganckiego statku, zakazanych przedmieść lat 20, cieszącej się ostatnimi promieniami niezmąconego historia słońca Nicei lat 30 i Neapolu lat 60, gdy nic nie jest takie jak było, tango zostało wyparte przez twista, nikt już nie łamie z taką elegancją szyfrów i serc. Choć w powieści typowo rozrywkowej tak pieczołowite odtwarzanie świata, przez piosenki z tamtych czasów, elementy stroju i etykiety nie jest niezbędne, świadczy o klasie autora, który postarał się uczynić swoją opowieść jak najbardziej prawdopodobną i spójną. 

Książkę po prostu dobrze się czyta, a od momentu gdy akacja zaczyna dotyczyć konkurujących wywiadów oraz walki szachistów, która nie rozgrywa się tylko na szachownicy, wciąga.Niestety mam tej powieści do zarzucenia to co większość współczesnych książek- jest za długa, momentami przegadana. Trudno też ją jednoznacznie klasyfikować -dla wielbicieli (czy raczej wielbicielek) romansowych, ale niejednoznacznych historii będzie pewnie bardziej powieścią obyczajową o dwójce ekscentrycznych ludzi, którzy uciekając od siebie muszą ponownie na siebie trafić, dla ceniących akcję, kradzieże, wspinanie się po murach, stanie się opowieścią z wątkiem sensacyjnym, jednak powieść obyczajowa i łotrzykowskie zagadki splatają się tu w proporcjach prawie równorzędnych. Dzieje Maxa,kolejnego wcielenia Arsena Lupina, czyta się z łatwo, kibicując jego nie zawsze czystym interesom, tak już bywa z literackimi uroczymi draniami, że wiele im wybaczamy. 

Arturo Perez- Reverte, "Mężczyzna, który tańczył tango". Znak. Kraków 2013.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz