Strony

piątek, 19 lipca 2019

"Chwała mojego ojca. Zamek mojej matki" prowansalski kraj lat dziecinnych

Francuzi mają niezwykłą umiejętność pisania o dzieciństwie. Mikołajek, którego znają wszyscy, popularne rodzeństwo Jaśków, to fantastyczny świat dzieci, z ich radościami, problemami i codziennością. Jednak w tych przypadkach  o dzieciach dla dzieci autorzy piszą z dziecięcej perspektywy, w ich imieniu. Marcel Pagnol w swoich wspomnieniach powraca do dzieciństwa z całym bagażem doświadczeń prawie osiemdziesięcioletniego człowieka, który znów pojawia się w mitycznej krainie swoich chłopięcych zabaw. I pisze książkę, zachwycającą każdego, kto dzieckiem był. Pagnol miał w planach spisanie czterech tomów wspomnień, prace nad ostatnim przerwała  mu śmierć, ale my możemy cieszyć się wydaniem dwóch pierwszych części cyklu „Chwała mojego ojca” i „Zamek mojej matki”, które złożone w jednej książce stanowią fantastyczną rozrywkę i  powrót do czasów beztroski i wiary, w to że tata może dokonać każdej wielkiej rzeczy, a urok mamy oczaruje nawet strasznego właściciela zamku. Książki, w której ciepło gawędy łączy się za palącym słońcem lata, a z każdego zdania bije zachwyt nad radością istnienia, obcowania z pięknym światem i dobrymi ludźmi.

Marcela i jego rodzinę poznajemy gdy mieszkają w Marsylii. Wiek dwudziesty jest jeszcze nowym wiekiem, szanującym zasady i obyczaje czasów przeszłych. Codzienna nie-zwyczajność domu chłopca może nam nieco przypominać przygody Mikołajka, ale to złudne wrażenie za chwilę się zmieni. Lato Marcel z rodzicami, rodzeństwem i wujostwem  spędza na prowansalskiej wsi. Wśród wzgórz, migdałowców i lawendy czekają na chłopca Przygody przez duże P. Zabawy w Indian z młodszym bratem, poznawanie nowych miejsc, wreszcie udział w polowaniach. I choć w dobie poprawności ekologicznej polowania wydają się makabryczną rozrywką, czytając opisy widzimy, że to typowo męskie zadanie stanowiło rytualne przejście dziecka w chłopca, aspirującego do roli mężczyzny. Upolowanie przez ojca Marcela dwóch bardzo rzadkich kuropatw skalnych staje się powodem jego tytułowej chwały.
Marcel tropiąc ptaki poznaje Lily, prowansalskiego chłopca, z którym zwiąże go prawdziwie „chłopacka” przyjaźń. Nowy przyjaciel będzie częstym gościem w jego domu, ale także przewodnikiem chłopca z miasta po zakątkach wzgórz. To on będzie wtajemniczony w plan ucieczki Marcela, która miała go uchronić przed powrotem do szkoły. Marcel jednak nie zostanie „Póstelnikiem ze Wzgórz” rzekomo z powodu zbyt małej ilości wody, uniemożliwiającej higienę. A tak naprawdę dlatego, że nie mógłby żyć bez rodziny. Bo rodzina jest dla chłopca oparciem i szczęściem. A dom miejscem, do którego zawsze się wraca.  Ojciec jest prawie nadczłowiekiem. Prowadzący z nim rozmowy wujek, gorliwy katolik, zawsze w rozmowie z ateistą dojdzie do porozumienia. Psotny brat Pawełek, piękna i dobra Mama-wszyscy tworzą cudowny mikroświat Marcela, w którym ten czuje się szczęśliwy i bezpieczny.
Na ostatnich kartach książki widzimy co będzie się działo dalej. Marcel traci matkę i jego świat się rozsypuje. Dużo później w pracy filmowca powraca do Prowansji. Wracają do niego obrazy rodziny maszerującej bok kanału, ojca ze strzelbą,  uśmiechniętej i pogodnej matki. Odżywają wspominania z czasów, gdy mógł robić wszystko. I teraz zapisuje je, by przywołać atmosferę sprzed lat i siebie z tamtych dni.
Prowansja staje się arkadyjską krainą zabaw, przyjaźni i przygód, gdzie ludzie  z reguły są dobrzy i szczerzy. Pagnol wraca do miejsc beztroski i prowadzi nas tymi samymi ścieżkami, po których biegał kilkadziesiąt lat temu. Ale narracja, mimo lekkości i pozorów prowadzenia jej z perspektywy chłopca, jest  popisem w pełni dorosłej sztuki pisarskiej. Opisy przyrody, metafory, humorystyczne charakterystyki, odnośniki historyczne i polityczne czynione są przez dorosłego, który z tego chłopca wyrósł. A że z Marcel wyrośnie człowiek ciekawy świadczy już jego dziecięce hobby. Chłopiec namiętnie czytał książki przygodowe, ale przede wszystkim zbierał słowa. Do jego kolekcji trafiały słowa o ciekawym znaczeniu, pięknym brzmieniu, ale także ze wszech miar niezwykłe. Swoimi znaleziskami dzielił się Lily, a nawet w imię najwierniejszej przyjaźni i zaufania ofiarował mu najdłuższe słowo ze swojej kolekcji „antykonstytucyjny”. To upodobanie do słów pozawala nam dostrzec w biegającym po wzgórzach chłopcu przyszłego pisarza, kogoś, komu słowa na zawsze pozostaną drogie. Ze słowami i przyjaźnią łączy się też piękny fragment książki, gdy chłopcy piszą do siebie listy. Lily przysyła pełen błędów ortograficznych i kleksów list na kartce wyrwanej z zeszytu. Najważniejsze są jednak zawarte w nim informacje o wzgórzach i kuropatwach. Marcel odpisuje, brudnopis daje do sprawdzenia tacie, mozolnie przepisuje na nowej papeterii. Ale tuż przed zaśnięciem patrzy raz jeszcze na to, co przysłał mu przyjaciel. I widzi coś co dostrzega tylko wrażliwe, zaprzyjaźnione dziecko. Wstaje, wyrywa kartę z zeszytu, przez dwie godziny przepisuje list, powielając błędy ortograficzne Lily i ozdabia  kartkę kleksami. Dopiero  tak spreparowaną epistołę może z czystym sumieniem wysłać swemu druhowi.
My, choć wychowani wiele lat później i tysiące kilometrów dalej, czujemy pewną łączność z autorem. Bo każdy miał swoją krainę dzieciństwa, swoje zarośla, z których wychodził z poranionymi nogami, swoją studnię i swojego wiernego towarzysza, do którego pisał listy z domu. Urodę i przygodę bycia dzieckiem Pagnol opisał wspaniale i każdy, kto chciałby powrócić do tego mitycznego okresu powinien to przeczytać.

Marcel Pagnol, "Chwała mojego ojca. Zamek mojej matki".  Przeł. Małgorzata Paszke, Paweł Prokop. Wyd. Esprit. Kraków 2010.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz