Czasem są takie powieści,
że nieźle się je czyta, ale po lekturze zaczyna nurtować pytanie: jak
cel miała ta książka. Takie pytanie pojawiło się po „Miasteczku”. Bo rzecz zaczyna się jak
obyczajówka, trąci romansem, by potem stać się kryminałem. Przy czym
obyczajówka z romansem są naiwne, a
kryminał ma ten spory mankament, że od początku wiadomo, kto zabił. Ponieważ akacja toczy się dość szybo, nie ma
dłużyzn fabularnych, a niektórzy bohaterowie są kreśleni naprawdę fajnie,
szkoda, że wyszło tak, jak wyszło.
Monika, 30 letnia polonistka, po rozstaniu z korpo-bucem,
wraca do rodzinnego Doruchowa, by w tam rozpoznać pracę w liceum. Jej uwagę szybko zwraca jeden z maturzystów,
będący jednoczenie chłopakiem dyrektorskiej córki. Szybko też okazuje się, że
zainteresowanie nie jest jednostronne i wykracza poza realcję ucznia i nauczyciela. Jednak zanim miasteczko zacznie
huczeć od plotek, wydarza się tragedia. Podczas urodzinowej imprezy córki
dyrektorki umiera jeden z nastolatków. I
tu do akcji wkracza twardy glina, Wolbus. Zakończenie książki wyjaśnia kwestie śmierci, zostawi przymkniętą sprawę romansu. Proste. Może aż za. Monika, która na początku wydaje się kobietą
rozsądną, nagle traci głowę, w co trudni
uwierzyć. Przypadkowe dotknięcie jej włosów przez ucznia aż tak burzy
krew? Nie kupuję tego. Zachowanie
Moniki- trzydziestolatki i nauczycielki dziwi i zaskakuje pochopnością i
brakiem refleksji. A jej wyrzuty sumienia topione w kieliszku wina przydają
całości klimatowi z telenoweli.
Drugim bohaterem tej książki, znacznie ciekawszym, jest Wolbus, policjant, który z radością mógłby stanąć w szeregu śledczych, którzy mają problemy rodzinne, za dużo piją i nie dbają przesadnie o higienę. Wolbus jest bezczelny, jak na obyczajówke trochę za bardzo rzuca mięsem, stosuje metody nie zawsze zgodne z zasadami, ale ma respekt wśród ludzi, których umie słuchać. I nawet przybycie policjanta ze stolicy mu tej pewności siebie nie nadszarpnie. Rozwiązanie zagadki jest niestety od początku oczywiste i szkoda, że doświadczenie gliny, zostaje zderzone z historia, której finału czytelnik zaczyna się domyślać dużo wcześniej. A do tego, policjant ma pewien sekret z przeszłości, na który też wpadamy, uważnie czytając prolog.
I jest jeszcze Miasteczko- Doruchowo, nie wiedzieć czemu przeniesione z Wielkopolski pod Łódź, z niewykorzystanym elementem ostatnio na ziemiach polskich procesu czarownic- można było z tej historii jeszcze coś wykrzesać. Miasteczko, które nie ma jakiegoś charakterystycznego klimatu, a wrażenie tego, że wszyscy wszystko o sobie wiedzą powstaje zaledwie na podstawie rozmowy babci Moniki z sąsiadką. Jest jeszcze pani Halina z zajazdu, osobowe źródło informacji Doruchowa. Ale żeby w powietrzu czuć było atmosferę podglądactwa, podejrzeń czy plotek, nie powiem.
Powieść czytałam szybko, bez specjalnych zawieszeń, ale zupełnie nie wiem, komu ją polecić i jak ją odebrać. Nie jest to książka z gatunku cieplutkich opowiastek i czasoumilaczy. Nie jest to kryminał. A jeśli chodzi o powieści obyczajowe, to jest kilka lepszych. Trochę szkoda, bo nastawiałam się na coś intrygującego i klimatycznego, a książkę zapomnę pewnie za miesiąc.
Natalia Nowak-Lewandowska. "Miasteczko". Wyd. Filia. Poznań 2020.
Drugim bohaterem tej książki, znacznie ciekawszym, jest Wolbus, policjant, który z radością mógłby stanąć w szeregu śledczych, którzy mają problemy rodzinne, za dużo piją i nie dbają przesadnie o higienę. Wolbus jest bezczelny, jak na obyczajówke trochę za bardzo rzuca mięsem, stosuje metody nie zawsze zgodne z zasadami, ale ma respekt wśród ludzi, których umie słuchać. I nawet przybycie policjanta ze stolicy mu tej pewności siebie nie nadszarpnie. Rozwiązanie zagadki jest niestety od początku oczywiste i szkoda, że doświadczenie gliny, zostaje zderzone z historia, której finału czytelnik zaczyna się domyślać dużo wcześniej. A do tego, policjant ma pewien sekret z przeszłości, na który też wpadamy, uważnie czytając prolog.
I jest jeszcze Miasteczko- Doruchowo, nie wiedzieć czemu przeniesione z Wielkopolski pod Łódź, z niewykorzystanym elementem ostatnio na ziemiach polskich procesu czarownic- można było z tej historii jeszcze coś wykrzesać. Miasteczko, które nie ma jakiegoś charakterystycznego klimatu, a wrażenie tego, że wszyscy wszystko o sobie wiedzą powstaje zaledwie na podstawie rozmowy babci Moniki z sąsiadką. Jest jeszcze pani Halina z zajazdu, osobowe źródło informacji Doruchowa. Ale żeby w powietrzu czuć było atmosferę podglądactwa, podejrzeń czy plotek, nie powiem.
Powieść czytałam szybko, bez specjalnych zawieszeń, ale zupełnie nie wiem, komu ją polecić i jak ją odebrać. Nie jest to książka z gatunku cieplutkich opowiastek i czasoumilaczy. Nie jest to kryminał. A jeśli chodzi o powieści obyczajowe, to jest kilka lepszych. Trochę szkoda, bo nastawiałam się na coś intrygującego i klimatycznego, a książkę zapomnę pewnie za miesiąc.
Natalia Nowak-Lewandowska. "Miasteczko". Wyd. Filia. Poznań 2020.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz