Bohaterami są seniorzy mieszkający na luksusowym osiedlu. Pewnego dnia ginie podejrzany deweloper. Czwórka członków czwartkowego klubu zbrodni postanawia nie czytać starych akt, ale zabrać się za prawdziwe śledztwo i korzystać z możliwości jakie niesie los, znajomości i całkowity brak obawy przed konsekwencjami. Bo co też policja, goszczona agrestem pod kruszonką, może zrobić uroczym staruszkom, którzy od każdego zarzutu wykręcą się demencją?
Plusem książki są bohaterowie- doświadczeni, sympatyczni, charakterni i wciąż pełni chęci wykorzystania czasu, z którego upływem się godzą. Przodują panie- pisząca pamiętnik Joyce i tajemnicza Elizabeth (podejrzewam, że królewskie imię nosi nieprzypadkowo). I myliby się ten, kto uważa, że to klub panien Marple, bo seniorzy ćwiczą pilates, gadają przez internet i przeglądają tindera (w celach śledczych). Historia toczy się raczej niż gna, ale dzięki temu pozwala wybrzmieć wyznaniom, ostatecznym momentom, wspomnieniom i konfliktom,a także moralnym wyborom.
To książka na swój sposób pogodna (choć śmierci tam sporo, i nie chodzi tylko o trupy, będące przedmiotem śledztwa), to też jedna z tych historii, która pozwala spojrzeć inaczej na ludzi starszych, u których "szron na głowie, a w sercu ciągle maj”. Choć w tych sercach znać już podmuch listopada.
Richard Osman „Morderców tropimy w czwartki”. Przeł. Anna Rajca-Salata. Wydawnictwo Muza. Warszawa 2020
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz