Strony

czwartek, 24 czerwca 2021

"Miasto z mgły". Cienie i anioły Barcelony


 Doskonale pamiętam ten dzień! Piątek, początek września 2005 roku, jadę autobusem i zaczynam czytać książkę,o której większość znajomych mówi z zachwytem,a część zarzuca komercję. Przepadam. Porywa mnie "Cień wiatru".

Cykl Zafona to seria, której kolejne tomy były wyczekiwane i którą mam na własność. I choć z Zafonowskich książek najbardziej lubię "Marinę" to z przyjemnością czytałam  "Miasto z mgły".  Przyjemnością i oczywistym smutkiem... Smutkiem powodowanym także tym, że w tych tekstach, tak podskórnie, jest pewien literacki smutek, zamyślenie i westchnienie. Zawarte w tomie opowiadania to powrót do historii o zapomnianych książkach, tajemniczych ludziach, anielskich kobietach, dzieciństwie i dorastaniu, a przede wszystkim o Barcelonie. Bo choć mamy tu wielu bohaterów- tych prawdziwych jak Gaudi, Cervantes, tych znanych z Cmentarza, tych związanych z literaturą (wariacja o Opowieści wigilijnej)  to bohaterem każdego opowiadania jest miasto z mgły. Barcelona w szemranych zaułkach, knajpach, eleganckich hotelach, placach, wybrzeżu i przed Sagrada Familia. Miasto z XVI wieku, czasów  wojny domowej i dzisiejsze. Kryjące setki opowieści bezimiennych kobiet, przestępców, sutenerów, podróżników snujących gawędy o smokach. Miasto występku i wzniosłych uczuć.  Miasto, od którego się ucieka i do którego się wraca. Wreszcie miasto, w którym ogląda się apokalipsę.

Zafon jest dla mnie mistrzem długich, splątanych, wielowątkowych historii. Opowiadania potrafią zbudować napięcie, przedstawić anegdotę, dać intrygujące zdanie. Ale to jednak światy, które odwiedzamy na krótko, przechodząc z jednej historii w kolejną. Najdłuższe opowiadanie "Książkę Parnasu" o Cervantesie i nestorze rodu Sempere jest najjaśniejszym punktem, łączącym tom z serią o,pojawiającym się i w tej historii, Cmentarzu Zapomnianych Książek.

Jest w "Mieście z mgły" poczucie końca. Oczywiste, z punktu widzenia momentu pisania i wydania zbioru. Ale jest też wiara w siłę opowieści, trwałość piękna i miłość,która przezwycięża apokalipsę. Także miłość Zafona do jego czytelników.
 
Carlos Ruiz Zafon. "Miasto z mgły". Przeł. Carlos Marrodan Casas,Katarzyna Okrasko.Wyd. Muza. Warszawa 2021.

niedziela, 20 czerwca 2021

"Nic się nie dzieje" , a jednak...

Powiew ciepłego wiatru, coś pysznego,  spokojny wieczór, ciepła czapka i  szuranie w stertach jesiennych liści. Dostrzegacie takie rzeczy?
Małe przyjemność, na które w pędzie codzienności brak czasu, albo czynności, które robimy tak mechanicznie, że nie zwracamy na nie uwagi. I dla mnie  „Nic się nie dzieje” to właśnie wyciszający  zbiór opisów spraw, które możemy zauważyć i docenić, a niekoniecznie usypiająca wieczorynka.  Zawarte w tomie teksty nie są opowiadaniami, nie mają  gatunkowo: fabuły, zwrotów i bohaterów, są opisami i wrażeniami autorki, która opisuje chwile, jakie mogą być udziałem każdego z nas. Spacer w parku, zachwycający kolorami jesienny targ, przyjemność czytania. Teksty łączą się z porami roku- zaczynamy zimą i kończymy Bożym Narodzeniem, zatacza się krąg przyjemności właściwych każdej porze roku i tych dostępnych zawsze. Autorka opisuje takie chwile dość dokładnie, aby czytelnik mógł skupić się na ich i poczuć  uspokajającą etapowość, która łączy się np. z gotowaniem. Te spokojne, pełne przymiotników,  opisów barw i zapachów teksty pozwalają, chyba bardziej niż wyciszyć się, zatęsknić i spróbować tych codziennych przyjemności.

Można tę książkę traktować jako lekturę dot. uważności, ale to też opis przyjemnych chwil, które są  nam dostępne i które powinniśmy widzieć. Radość i spokój wynikające ze spotkania z ludźmi, ale także z samotności, widzenie piękna w gwarze miasta oraz spokoju natury. Proste? Proste! Dla tych, którzy działają na autopilocie lektura tych trzystronicowych  tekstów może być impulsem, by w drodze  do domu  podnieść głowę znad komórki i sprawdzić, czy krzew jaśminu już pachnie… Autorka przeplata teksty przepisami i pomysłami na medytacje, działania  twórcze (np. tworzenie pachnących kompozycji na każdą porę roku).  Z obowiązku muszę dodać, że wśród tych sympatycznych codziennych działań są też celebrowane wizyty w bibliotece, księgarni i czytanie książek. 
To nie jest książka, od której trudno się oderwać i nie powinna być, bo nie takie jest jej założenie. Ale jeśli ktoś chciałby znaleźć teksty o spokojnej, dobrej codzienności, które pomogą docenić i dostrzec w zwykłym dniu chwile warte świadomego przeżycia, może po tę  książkę sięgnąć…  Ja mam teraz urwanie głowy i dobrze zrobiła mi ta lektura.

Kathryn Nicolai. "Nic się nie dzieje". Przeł. Anna Krochnal. Wyd. Insignis. Kraków 2020.

 
 

środa, 16 czerwca 2021

"Klara i słońce", lalka i siła gwiazd


 Czy można mieć przyjaciela ze sklepu? Czy  człowiek jest niepodrabiany?  Czy potrzeba nam wiary?

Klara jest SP, sztuczną przyjaciółką. Nie jest najnowszej generacji, ale ma bardzo dobrze rozwinięty zmysł obserwacji i empatii. Pewnego dnia zostaje kupiona dla Josie, dziewczynki pełnej życia, choć  zmagającej się problemami zdrowotnymi.   SP przygląda się swojej podopiecznej, Matce, Gospodyni, poznaje ojca dziewczyny, jej przyjaciela i sąsiadkę, trafia też do tajemniczej pracowni malarza, u którego znajduje, nie tylko, portret Josie.  Obserwuje, uczy się zachowania swojej podopiecznej, a gdy Matka proponuje jej odegranie w przyszłości pewnej roli z wahaniem przystępuje do działań, których nikt w niej nie programował. A przy okazji bardzo wierzy, że tak jak Słońce pomaga jej układom scalonym, tak moc gwiazdy pozwoli  Josie wyzdrowieć, dorosnąć pójść  i własną drogą.

O lalkach i udawaniu ludzi pisano już w romantyzmie. Wątek tego, czy można podrobić czyjeś serce, stać się nim,  przerobić kogoś na obraz innej osoby też nie jest niczym nowym.  Do tego znane  elementy (ledwo napomknięte) związane z modyfikacjami genetycznymi i kształtowaniem jak najlepiej rozwiniętych ludzi. Wszystko było. A jednak czyta się  tę książkę z zainteresowaniem. Także dlatego, że teoretycznie bezduszna Klara, z której perspektywy poznajemy tę historię, jest najszerzej pokazana emocjonalnie i bardzo w swoich marzeniach, myślach i spostrzeżeniach ludzka. Jest też narratorką łączącą w sobie narrację pierwszej i trzeciej osoby. Nawet o swoich  emocjach pisze z dystansu kogoś, kto dopiero poznaje świat przeżyć i uczy się ich przez obserwacje innych i siebie. 

 I choć można marudzić, że Ishiguro zamiast iść głębiej w temat wcielania się w kogoś, tworzenia humanoidalnych odpowiedników żywych ludzi, wybiera proste i dające nadzieję (choć trochę zawieszone) zakończenie, jest to wielka nadzieja tej książki. Bo jednak człowiek okazuje się tworem unikatowym, serce czymś metaforycznie indywidualnym, a wiara i nadzieja są elementami dostępnymi i potrzebnymi przyjaciołom (nawet sztucznym).  I jest też coś w tym, że najwięcej nadziei ma robot, czyżby dlatego, że nie jest skażony rozczarowaniem?  
Trochę przyszłości, trochę przeszłości, humanizm i humanoid. Czyta się dobrze i w głowie zostaje kilka pytań. Tego oczekujemy od noblistów.

Kazuo Ishiguro. "Klara i słońce". Przeł. Andrzej Szulc.Wyd. Albatros. Warszawa 2021

środa, 9 czerwca 2021

"Chwała meksykańskim zakonnicom" i pochwała jaskółki

 


Powieść Barbary Kwinty to  rzecz uszyta na miarę. Obyczajówka w bardzo dobrym znaczeniu tego słowa. 

Jest materiał.Emilia ma wszystko-karierę, narzeczonego, ślub. Ale kariera to wyciskanie ludziom słów,które chcą usłyszeć.Narzeczony nie bierze pod uwagę jej wyborów, a ślub ma być kolejnym wydarzeniem biznesowym i branżową imprezą wetkniętą w koszta promocji... Na szczęście Emilia, zainspirowana zeszytem z przeszłości, zaczyna dążyć to tego, czego brakowało:prawdy (i własnej manufaktury odzieżowej).

Jest krój.Sympatyczna bohaterka i narratorka opowiadająca o swoim życiu w pełen dystansu sposób. Droga do sukcesu,która nie jest tak prosta jak czasem czytamy (w zakrętach pojawia się m.in. wątek przemocy domowej). I kilka postaci,które chciałoby się osobiście poznać:Lien,wietnamska przyjaciółka i uosobienie spokoju, tata Emilii:piękny obraz ojca,który nie musi wiele mówić,by być, na początku gorzki, ale potem uroczy krawiec z historią oraz rezolutna dziewczynka. I jest jeszcze facet o oczach wilka, który od początku jest tym z końca (to nie spoiler, to oczywista oczywistość).

Jest linia.Akcja biegnie sprawnie (obejmuje cały rok), a między uliczkami Krakowa, Tatrami i Hanoi nie ma miejsca na nudę i dłużuzny (rozdziały są krótkie, więc czytelnik łapie się na hasło:jeszcze parę stron). 
I są detale np.w postaci dobrych rad, nawiązań do Reksia i historii tytułowych meksykańskich zakonnic. Całość zszyta sprawnie i bez wiszących nitek.

Nie jest to może żakiet na każdą okazję i każdą sylwetkę, ale świetna propozycja typu casual, gdy ma się ochotę  na coś,co nie krępuje ruchów, trochę ogrzewa, jest miękkie i dobrze się nosi, tj. czyta.
Spędziłam z tą książką kilka sympatycznych godzin, polubiłam bohaterów i kibicowałam Ptakom Zofii, czekając, aż żakiet jaskółka wzbije się wysoko. A bohaterka zacznie robić to, do czego przekonał ją głos wewnętrzny i znak "starszyzny".  Bo: dobra rada:należy szukać tego, co daje autentyczne spełnienie i napęd, a nie słuchać pustych słów, za którymi stoją tylko oczekiwane w marketigu zyski.  Czytałam z przyjemnością, a to dużo!

Barbara Kwinta."Chwała meksykańskim zakonnicom". Wyd. Prószyński i S-ka. Warszawa 2021.

piątek, 4 czerwca 2021

"Offline" czy wylogowanie wszystko zmienia?

 

Sięgnęłam po tę książkę, bo zawsze warto poznać czyjś sposób na szczęście (a o tym mowa w podtytule). Jednak nie jestem przekonana, czy autor w swoim domu „bez wygód i prądu, tyle, że wokół malowniczy wądół” (Przybora!), szczęście znalazł… Bo historia, jakich wiele (np. w powieściach obyczajowych, choć tu jest historia autentyczna)-ktoś  znudzony i znużony życiem pełnym sprzętów i technologii, karierą, postanawia  zacząć od nowo na malowniczej wsi. A do tego, dorzuca kilka myśli o ekologii, prawie naturalnym i  wyższości „być" nad „mieć”. 

Autor zmiany dokonał dość radykalnie, bo poza zamieszkaniem na irlandzkiej wsi odłączył się od telefonu, internetu, elektryczności i bieżącej wody.  I wszystko to opisywał w felietonach do gazety, których przedruki stanowią jakąś ćwierć książki.  W podzielonej na pory roku książce (czyżby autor wzorował się na Reymoncie?) możemy przeczytać o codziennej pracy związanej z uprawą ogródka, wędkowaniem, zaprawianiem i życiem bez techniki. O ludziach, z którymi spotyka się w pubie i którzy dostarczają mu nawóz. O kłopotach z coraz mniejszą liczbą urzędów pocztowych.   Jednym z powodów „wyciągnięcia wtyczki” było to, że spędzał zbyt wiele czasu na pracy zawodowej i przed komputerem, w skutek czego cierpiał m.in. jego związek.  W nowej rzeczywistości zamieszkał z nową dziewczyną, ale (spojler) ta  uważała, że zbyt angażuje się w pracę w gospodarstwie i (spojler do potęgi) ostatecznie go zostawiała.  

Ta książka to dowód, że zmiana- nawet tak diametralna, związana z otoczeniem, niewiele da, jeśli nie zmienimy siebie i swoich priorytetów. Co za tym idzie: nie trzeba mieszkać w chacie z balią na zewnątrz by poczuć harmonię świata, nie trzeba  wychodzić na drewniany ganek, by zobaczyć piękny świt.  Jestem jak najbardziej za tym, by ograniczyć technologię, zwracać uwagę na Ziemię, by nie przykleić się do smartfona i by jak najwięcej patrzeć wokół. Ale zachód słońca widać też nad blokami na moim osiedlu. Szkopuł tkwi w tym, że muszę spojrzeć w górę i na zachód.   Tak samo jest z ludźmi i relacjami-   można  ofiarować innym swój czas, można ograniczyć  zaangażowanie przez  działania w korpo, albo rąbanie drewna…W książce jest kilka ciekawych uwag o świecie konsumpcji i przesycie współczesności. Jak zauważa autor, dotyczy to także książek, które łatwo kupić w internetowych księgarniach, postawić na półce. I na tym się kończy…  



Nie  do końca przekonała mnie ta książka. Nie przekonała do autora, a tym bardziej do świata, który opisuje. Rozumiem świadomość, popieram wylogowanie się z rzeczywistości wirtualnej, jestem za tym, by żyć uważniej. Ale zmiany zaczynają się w nas, a nie tylko dookoła.  

Mark Boyle. "Offline".  Przeł.  Ryszard Oślizło.Wyd. Mova. Białystok 2020.

wtorek, 1 czerwca 2021

"Zabójstwa Brangwina Kąkola" wielogatunkowa historia nie tylko rysunkowa

 


Traktat o uprzedzeniach, historia szpiegowska, komedia, opowieść o wojnie,  surrealizm, młodzieżowa fantastyka i powieść graficzna. Wszystko w jednej książce. Już sama  okładka zwiastują  historię niesamowitą. Bo żeby uprzedzać o zabójstwie w tytule, a na ostatniej jej stronie opisywać dokładnie bohaterów!
Branwing Kąkol,elf, rusza z misją rzekomo dyplomatyczną, a prawdziwie szpiegowską do królestwa goblinów. Tam jego opiekunem i gospodarzem, również patrzącym na ręce gościa, jest goblin. Misja dyplomatyczna nie idzie jak powinna, a i misja szpiegowska szłaby pewnie lepiej, gdyby obaj  bohaterowie byli tajniakami, a nie uczonymi. I jak się w pewnym momencie okaże, to nauka, wspólne dociekanie prawdy i zrozumienie przeszłości staną się podwaliną ich relacji i siłą napędową do zmian.  A przy okazji podczytujemy raporty zwierzchnika Kąkola do króla, pełne czołobitnej i oślizgłej poddańczości… 
W książce roi się od absurdów, humoru, aluzji (mnie podbiła  dwudziestogodzinna opera z bohaterką Blulindą...  Każdy goblin ma swojego Wagnera), jest też trochę brutalności i czarnego humoru, bo to wszak opowieść o intrygach i wojnie. Jest dużo zostającej w czytelniku refleksji, że aby zrozumieć, należy poznać, a ciągłe życie przeszłością nie prognozuje dobrze na przyszłość.  Ale jest też zabawa, przygoda i  ilustracje, które nie obrazują tekstu, ale stanowią dopełnienie kolejnych rozdziałów historii. To, czego pisarz nie napisał, narysował ilustrator, zwierając w  czarno-białych obrazkach grozę i humor korespondujące z treścią. Jeszcze się z takim rozwiązaniem nie spotkałam  (gdyby sceny batalistyczne w Trylogii były rysowane, mogłaby wzrosnąć poczytność Sienkiewicza).  Czy elfy są zawsze zwiewne i inteligentne, a gobliny niegodne? Co traci zwykły człowiek na wielkiej polityce?  Książka warta przeczytania i przemyślenia- na różnych poziomach, dla różnych wiekiem czytelników. A zakończenie trochę z powiastki filozoficznej. Nie tylko dla dzieci, bo z dobrej literatury się nie wyrasta! 
 
M. T. AndersonEugene Yelchin , "Zabójstwa Brangwina Kąkola". Przeł.  Rafał Lisowski. Wyd. Dwie  Siostry. Warszawa 2020.