Strony

środa, 28 września 2022

"Pianistka". Clara Wieck po mężu Schumann



 Patrzę w oczy kobiecie z portretu na okładce. Claro, kochałaś, byłaś kochana, cierpiałaś, tworzyłaś, byłaś cudownym dzieckiem, narzeczoną, żoną, opiekunką męża zmagającego się z demonami, matką, byłaś pianistką i kompozytorką. Byłaś kobietą z XIX wieku.


Clara Wieck była cudownym dzieckiem, trudno winić jej ojca, że wkładając tyle wysiłku w kształcenie słuchu i sił chciał, by córka była najlepsza. Takie były czasy.
Zakochana w Robercie Schumannie, kompozytorze o wielkiej wrażliwości i nowym spojrzeniu na muzykę, robiła wszystko, by być z ukochanym. Nawet jeśli droga do małżeństwa była wyboista.
Muzyka była jej prawdziwą radością: gra, komponowanie było czymś więcej niż tylko wirtuozerskim pokazem panny, a potem kobiety. Było drogą do pokazania swojej duszy, emocji. Nawet jeśli pianistka nie mogła być tak wyrazista jak ekspresyjny mężczyzna-Liszt. Takie były czasy.
Życie rodzinne, kolejne ciąże, opieka nad dziećmi były rolą kobiety, ale poza tą rolą spełniała też rolę artystki, podróżowała po Europie, sama organizowała sobie koncerty, mierzyła się z krytyką i poznawała największych artystów swoich czasów-Chopina, Mendelssohna, Brahmsa. Bo takie były czasy.

Powieść biograficzna o Clarze Schumann jest opowieścią o kobiecie, artystce i  jej czasach. XIX wiek, dyskusje o romantyzmie i nowym rozumieniu sztuki, sondowanie na ile publiczność gotowa jest na zmiany, spory i poszukiwanie tego, co inne, nowe. Clara, którą poznajemy w książce, jest romantyczna. Momentami zbuntowana, czasem zakochana, oddana muzyce, pragnąca przekraczać granice. Nie ułatwiają jej tego czasy i okoliczności. Ale wraca do świadomości melomanów nie tylko jako muza i żona, ale samodzielna artystka, kompozytorka i pianistka, która nie zakończyła kariery wraz z wyjściem za mąż.
To historia, w którą autorka wciąga czytelnika, zapraszając w podróż po Niemczech, Francji, Rosji, pokazując wielkie salony i sale, ale też małe oberże, domy znajomych, u których szuka się schronienia gdy wybucha wiosna ludów. Świat kreowany przez autorkę wydaje się bardzo autentyczny, a Clara Schumann dostaje głos, dzięki któremu słyszymy opowieść kobiety i artystki. I ta proporcja jest tu bardzo widoczna i ważna. Warto przeczytać tę opowieść kreśloną szerokim, romantycznym pociągnięciem i poznać gamę uczuć Clary, kobiety romantyzmu i fortepianu.

Beate Rygiert. Pianistka. Clara Schumann i muzyka miłości. Przeł. Anna Kierejewska. Wyd. Marginesy Warszawa 2022. 

poniedziałek, 19 września 2022

"Niewidzialne biblioteki" (anty)przewodnik bibliofila


Czym jest biblioteka?

Miejscem, w którym gromadzi się i udostępnia książki.

To jest zadanie widzialnych bibliotek. A te niewidzialne?
Są w nich miody o smaku historii, bohaterowie rodzący się ze związków postaci ze stojących blisko siebie książek. Są biblioteki, w której każda książka ma hiperłącza do wszystkich użytych słów  albo odniesienia do ukrytych intertekstualności. Biblioteki pozwalające czytać tylko to, co z kultury narodowej, albo tylko jedną książkę. Bibliotekarze spisujący, z braku pieniędzy, klasyki literatury. Biblioteki ukryte w zaułkach i wypełniające całe miasta. Biblioteki wojny i spokoju. Książki białe i czarne od glos na marginesach. Grafomańsko poprawiane przez czytelników klasyki (kto nie chciał, by bohater postąpił inaczej, niech pierwszy rzuci zakładką). Dzieła istniejące w języku, w którym brzmią najpiękniej i te zapomniane.

Niewidzialne biblioteki, ale przecież istniejące w wyobraźni bibliofilów i autorów.
Przewodnik po bibliotekach, który może doprowadzić do zagubienia w labiryncie skojarzeń. Pozbawiony czołobitności hołd dla Borgesa i Calvina. Świat migoczących parafraz z Austen, Tołstoja, odniesień do Christie, Zafona, Szekspira, Cervantesa i wielu innych.

Zabawa literacka. Ale też wypowiedziana prawda o architektonicznych elementach bibliotek, katalogowaniu i decyzjach. Oraz o książkach, które działają na wszystkie zmysły. I zostawiają w czytelnikach (nie)widzialne ślady.
Literacki smakołyk (choć, wiadomo, w bibliotece się nie je!). I dowód na to, czego znakami były i są biblioteki - ciągłość świata (za)pisanego i przeżywanego.

 Monica James, Lawrence Liang, Danish Sheikh, Amy Trautwein, Inny,,Niewidzialne biblioteki". Spolszczył Jacek Dehnel.Wyd. Literackie Kraków 2022.

wtorek, 6 września 2022

"Anne z Redmondu" Anne dorośleje


 Czy szum wokół książki dobrze jej robi?


Pewnie gdyby nie dyskusje o nowym przekładzie, nie sięgnęłabym po Anne, bo to nie była bohaterka mojego dzieciństwa. Ale, sprawdzając o co tyle hałasu, przeczytałam i stwierdziłam, że całkiem miło wrócić do Marchewki i Avonlea.
Po 3 tomach przyzwyczaiłam się do Zielonych Szczytów, a oryginalne imiona bohaterów brzmią bardzo naturalnie (tym bardziej, że niewiele pamiętam z poprzedniego czytania, więc do lektury podeszłam prawie na czysto). Nadal cieszą majowniki i inne botaniczne smaczki. A przede wszystkim przypisy dot. cytatów, dzięki którym Anne zostaje osadzona w różnych kontekstach, a i narracja zyskuje, gdy nagle pojawia się zdanie, które z przypisem znaczy (a czasem bawi!) bardziej. Opowieść jest z tymi przypisami lżejsza, snuta z półuśmiechem i świadomością, że historia oczytanej panny mości się w literackim puchu, a egzaltację zastępuje kontekst.

A sama panna? Im starsza, tym bardziej ją lubię, bo było mi jej zawsze żal, gdy "gubiła" broszkę i "upijała" Dianę. Doroślejąca Anne nie traci swojej barwności, wiary w słowo i wyobraźnię (ujęła mnie jej relacja z Paulem Irvingiem z 2 tomu, i cały 2 tom! Lubię historie o nauczaniu, choć cały czas zaskakuje mnie, że 16latka uczyła innych).

Uczelniane życie Anne w Redmond to z jednej strony przyjaciele, nauka i literackie próby, z drugiej Gilbert. I choć wiedziałam, jak rzecz się skończy, czytałam o relacji, która została nazwana dopiero przez uświadomienie sobie braku tego kogoś. Czytałam z przyjemnością. Z sympatią dla nowej przyjaciółki Phil, która choć tak piękna, zostanie żoną pastora. Dla Diany, która wchodzi w świat  nowy i dla Anne nieznany. Z sympatią dla Ustronia Patty i życia studenckiego oraz starych kątów w Avonlea.

Początkowe kontrowersje wokół przekładu Bańkowskiej sprawiły, że wróciłam do serii, którą czytałam tak dawno, że mam wrażenie, że dziś poznaję ją po raz pierwszy. I może dobrze. Będę czytać dalej, bo teraz, po latach, doceniam wdzięk Anne i uroki Wyspy Księcia Edwarda. I nie jest wykluczone, że za te docenienia są odpowiedzialne przypisy tłumaczki. Chociaż na Gilberta ciągle jestem odporna. 

Lucy Maud Montgomery, "Anne z Redmondu". Przeł. Anna Bańkowska. Wyd. Marginesy. Warszawa 2022.