Strony

środa, 25 stycznia 2023

"Mężczyzna imieniem Ove" kolczasty i prawy

 

Bywacie  ironicznym chochlikiem, czytelnikiem, który do książki mówi: no, dalej, zaskocz mnie!

Bywam  i mój  chochlik po pierwszych kilkunastu stronach powiedział z przekąsem: o! Kolejna historia o facecie, który chce się zabić! I znów ze Skandynawii!

Ale głos przycichł, bo „Mężczyzna imieniem Ove” to bezpretensjonalna powieść o tym, że warto być człowiekiem szlachetnym, bo takim inni nie dadzą zginąć. Ove jest emerytem, który wraz ze śmiercią żony traci powód by żyć. Bo Sonja była jedną z tych osób, które są słońcem, potrafią w innych wzbudzać to, co najlepsze i wyciągać to, co ukryte. A pod skorupą oschłego, małomównego Ovego kryje się człowiek prawy- rzadko to dziś używane słowo… Ove jest jednym z tych, którzy po prostu wiedzą, jak postępować, trzymają się swojego planu, nie przepadają za zamianami i nie chcą innym sprawiać kłopotu. I tylko  momentami nie widzą sensu w dalszym życiu. Jak można się domyślić, sensu dostarczą mu inni ludzie, zwłaszcza  sąsiadka, która bezceremonialnie wparowuje w momencie, gdy ten wiesza sznur.

To książka, w której Ove może bawić (taki starszy pan, co to zabić się nie umie i nawet, gdy idzie na dworzec z zamiarem rzucenia się pod pociąg, to innego ratuje od śmierci, co nie potrafi dogadać się z dziećmi, jest pewien swoich racji i przekonany o wyższości jednej marki samochodu). Mnie chyba bardziej wzrusza- tak swoim życiem po wielkiej miłości, jak i tym w retrospekcjach. Choć kreślony dość wyraźna kreską, jest w nim rodzaj prawdy, który ceni się, zwłaszcza w postaciach z książek.  On wie, jak ma żyć, nie „szuka siebie”, bo dawno już się znalazł. Bo wie, co lubi i przeciwko czemu powinien protestować. Może nawet kiedyś kogoś podobnego spotkałam? O ile w "Bliźnie"(innej skandynawskiej powieści o facecie, który chce się zabić) chęć życia przywracana jest stopniowo, także przez kontakt z wojną,ostatecznością i własne odczucia bohatera, Ove bywa zmuszany do życia, staje się niezbędny dla innych. A świat, który się zawalił zaczyna się wokół niego odbudowywać, bo ktoś jeszcze czeka.  Jest tu miłość, żałoba, choroba, jest ocieranie się o ostateczność z bezdusznością szwedzkiej opieki w białych kołnierzykach.  To jest (tylko lub aż: mówi chochlik) prosta historia o prawym człowieku. A że nieco kolczastym? Jak wszyscy wiemy „cebula ma warstwy”, a kasztan łupinę, bo wnętrze jest najdelikatniejsze.  Lektura nie zmieni życia, pewnie za jakiś czas wyblaknie. Ale miło było poznać pełną kolorów  Sonję i  mężczyznę bez brawury kolorów, tego imieniem Ove. 

Fredrik Backman, "Mężczyzna imieniem Ove". Przeł. Alicja Rosenau. Wyd Marginesy 2022. 

 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz