Strony

środa, 6 sierpnia 2025

"Cały ten błękit" uważność i Coelho

 


Emile ma 26 lat i wczesnego Alzheimera. Joanne ma bagaż doświadczeń. Nie znają się. Są różni, ruszają razem w podróż przez Pireneje, bo chcą uciec. 

 Po drodze ona uczy go uważności, on daje jej nowy początek (chociaż nie wiem, czy taki szczęśliwy). Po drodze pojawi się temat żałoby, relacji, złamanego serca, macierzyństwa, dziecka szukającego błękitu, utraty pamięci. Poza tym Eros i Tanatos, połączenie znane od tysięcy lat.

Czy to jest materiał na dobrą książkę? Może być. Ale ważny jest sposób opowiedzenia historii. I ten zawodzi. 

 Zdania proste. Pisane w czasie teraźniejszym (nie lubię!). Z niepotrzebnymi szczegółami i powtórzeniami (jeśli bohaterka w jednym zdaniu kroi chleb, nie ma potrzeby 3 zdania potem pisać, że jedzą chleb, skoro cała scena dotyczy kolacji, albo doprecyzować, że gdy nakrywa stół to "układa sztućce obok talerzy" lub "najwyraźniej robi coś w rodzaju winegretu" - za dużo narracyjnej asekuracji!) Niestety miałam wrażenie, że autorka nie panuje nad językiem. Nie korzysta z mocy opowieści, bo zamiast kreować: relacjonuje. Mamy tu narrację alla audiodeskrypcja:krótką, opisującą, bez możliwości zbudowania świata, za to z opisem ze scenariusza. I przegadanie, które rozwadnia napięcie. Powieść ma 625 stron. Mogłaby mieć 300. To, co dość wychodzi to przełożenie punktu ciężkości z losów Emile'a w rozwlekłej części pierwszej, na losy Joanne w drugiej, przez częściej wprowadzane retrospekcje, bardziej dynamiczniej, połowie. Ale to za mało, by nazwać powieść literaturą piękną. To jest obyczajówka. Przewidywalna, przegadana, nastawiona na wzruszenie czytelnika (wiem, gdzie powinnam zaszlochać, ale nie zaszlochałam, bo nie ze mną te numery, a przede wszystkim tak budowana narracja nie przyciągnęła mnie do bohaterów, na tyle by się przejąć ich losami, a Emile był mi zupełnie obojętny).

O tym, że życie jest krótkie i trzeba się nim cieszyć, być tu i teraz, doceniać małe rzeczy, pielęgnować co dobre i czasem zawalczyć zamiast stać biernie, zawsze warto przypominać. Ale można to robić lepiej. I krócej. I bez cytowania Coelho.

Trudne i ważne tematy, a takimi są choroba, śmierć dziecka, ostracyzm społeczny, potrzebują książek dobrych, niekoniecznie ciężkich, przytłaczających, ale po prostu sprawnie napisanych. Tak, by czytelnik wszedł w świat bohaterów, a nie zastanawiał się, czy jeśli bohaterka "wsunęła sobie złożoną kurtkę pod pośladki" oznacza, że po prostu usiadła na kurtce. I żeby było jasne: nie jestem bez serca. Wzruszam się na powieściach Walliamsa o Babci Rabusiu, na "Tosce" zawsze wierzę, że ona i Cavaradossi będą żyć szczęśliwie. Pozwalam autorom grać na uczuciach. Ale Melissa Da Costa nie uderzyła w dobre klawisze. Nie moja kompozycja.


Melissa Da Costa, " Cały ten błękit". Przeł. Łukasz Müller. Wyd. Znak. Lliteranova. Kraków 2025.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz