Strony

niedziela, 28 lutego 2016

"Napój miłosny" eM jak manipulacja



Są autorzy, po których wiadomo czego się spodziewać. Schmitt do nich należy- niejednoznaczne emocje i kilka aforystycznych zdań. W "Napoju miłosnym"  autor opowiada historię dwojga ludzi, którzy ze sobą zerwali, ale żyć bez siebie nie mogą.  Adam, psychoanalityk, radzi sobie z sytuacją na swój męski sposób, Luiza, rzutka prawnicza- na kobiecy. I w sumie od początku wiadomo, czyje będzie na wierzchu. Ale  po drodze bohaterowie wymienią kolejne maile, w których informują o tym, co się dzieje w ich życiu, kto je z nimi zaczyna dzielić i że są takie luki, których zapełnić się nie da. Bo to książka o różnych odcieniach uczuć- o wielkiej namiętności, bólu, przyjaźni (która nie jest „umieralnią miłości”) i przyzwyczajeniu. O tym, że gdy fajerwerki się kończą, ma szansę narodzić się coś trwałego i dużo głębszego niż  powierzchowna fascynacja. Nawet jeśli  aby sobie to uświadomić potrzeba kilku ryzykownych zagrywek i odrobiny  manipulacji...  Po tym autorze można się spodziewać kilku ładnych zdań i takowe się w tej książce znajdą.  Forma- czyli maile (czy ktoś napisze w XXI wieku książkę w tradycyjnych listach?), pozwalają każdemu z bohaterów wygadać się lub znacząco milczeć i skupić na własnych emocjach. Bo w gruncie rzeczy w tej międzyludzkiej grze, każdy gra o siebie i na siebie.

I jest coś jeszcze- leciutkie odwołanie do muzyki. Tytułowy "Napój miłosny"  to nie tylko nawiązanie do opery Donizettego, na której poznali się bohaterowie, ale też szersze zagadnienie mikstury, która pozwoli sterować uczuciami, której poszukują Luiza i Adam. Z napojem budzącym miłość łączy się „Tristan Izolda”, i o tym dziele w Wagnerowskim przetworzeniu też jest mowa. I  to nie tylko o tym, że  dziewczyna Adama płakała w operze, ale i o śmierci miłosnej Izoldy (moim zdaniem można to jednak opisać ciekawiej...).  Książkę Schmitta czyta się szybko, bo tekstu nie jest dużo. Czy dostarczy materiału do wielkich przemyśleń?  Cóż… mnie bohaterowie trochę swoim pokrętnym zachowaniem denerwowali (pewnie dlatego, że zbyt prostoduszna ze mnie istota). Autor nie daje prostej odpowiedzi na temat tego, czy istnieje napój miłosny, ale  nakazuje wierzyć w związki, które ewoluują i stają się nagrodą w toczonej między płciami grze. Grze, w której  najważniejszym słowem na eM jest... manipulacja.

Eric-Emmanuel Schmitt, "Napój miłosny". Przeł. Wawrzyniec Brzozowski. Wyd Znak. Kraków 2015.


Najbardziej znana aria z opery Donizettiego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz