Samotność jest chorobą cywilizacyjną. Fatk, że może być powodem depresji jest znany, ale podobno sprawia też, że spada temperatura ciała. O samotności pisze w internecie blogerka przedstawiająca się jako LBH. Na jej posty trafia Alex, rozwodnik, któremu
koledzy polecili szukać dziewczyny w sieci.
Rozczarowany tym, co znalazł na portalach randkowych, zaczyna śledzić
blogową twórczość dziewczyny i wierzyć,
że właśnie ta kobieta jest jego jedyną.
Ponieważ zbliżają się święta, a dziewczyna planuje zakończyć bloga, Alex
stwierdza, że to jedyna szansa, by ją odnaleźć i spotkać. Zaczyna poszukiwania i wkrótce trafia
do miasteczka, w którym wg wszelkiego prawdopodobieństwa może
mieszkać jego blogerka. Zdeterminowany
facet planuje odwiedzić wszystkie mieszkanki, których inicjały odpowiadają internetowemu
pseudonimowi.
Szukając,
poznaje różne osoby, także te o innych inicjałach. Schody zaczynają się wtedy, gdy poza sympatyczną i coraz mu bliższą kelnerką (o zupełnie innym imieniu),
trafia na dziewczynę, która nie tylko z
liter, ale i pewnego wrażenia wyjątkowo pasuje do
internetowego profilu. Co okaże się
silniejsze- prawdziwa więź, czy bieg za wrażeniem? I jak zakończy się ta
historia, w której niezwykle istotna rolę odegra pęk zasuszonych szarotek i
pudełeczko od Tiffany’ego…
Richard Paul Evans
jest specjalistą od dobrych zakończeń i szczęśliwych zbiegów okoliczności. Ma
też duży sentyment do Bożego Narodzenia i wiele jego książek toczyło się
właśnie w grudniu, a kilka łączył „jemiołowy” tytuł*. Książki o tematyce świątecznej w oczywisty sposób dążą ku happy endowi i
jesteśmy w stanie wybaczyć nawet lekką dozę nieprawdopodobieństwa, gdy polubimy
klimat i bohaterów. W powieści Evansa klimat świąt nie jest aż tak widoczny, jak
w poprzednich (trudno się temu dziwić, bo żona opuściła Alexa w święta, więc
nie kojarzą mu się szczęśliwie). Jednak
mój problem z tą książką polega na tym, że nie polubiłam Alexa i wcale
mu nie kibicowałam. Alex denerwował mnie
swoim egoizmem i tym, że jedynie jego
emocje i uczucia się liczyły. Ale mimo
wszystko trafił na swojej bardzo szczęśliwe zakończenie, bo innego wyjścia w książce
Evansa nie ma.
Evans zaczyna pisać książkę o samotności, o wielkim bólu, który w swoich mailach do wszechświatowa wysyła LBH. Temat prawdziwej i pozornej samotności, tego, że jest się samemu lub samotnym, jest bardzo ciekawy i zwłaszcza dziś, w czasie pozornych znajomości i letnich relacji, wart wykorzystania. Tu, choć ciekawie się zaczyna, kończy się baaardzo przewidywalny sposób, w którym nie występuje psychologiczne prawdopodobieństwo. Tak czy inaczej, wierni czytelnicy będą usatysfakcjonowani, bo znajdziemy w powieści kilka ładnych zdań i być może nawet jakiś powód do przemyśleń. A na pewno znajdziemy szczęśliwie zakończenie. I nadzieję, na to, że dostaniemy od losu pęk szarotek.
Evans zaczyna pisać książkę o samotności, o wielkim bólu, który w swoich mailach do wszechświatowa wysyła LBH. Temat prawdziwej i pozornej samotności, tego, że jest się samemu lub samotnym, jest bardzo ciekawy i zwłaszcza dziś, w czasie pozornych znajomości i letnich relacji, wart wykorzystania. Tu, choć ciekawie się zaczyna, kończy się baaardzo przewidywalny sposób, w którym nie występuje psychologiczne prawdopodobieństwo. Tak czy inaczej, wierni czytelnicy będą usatysfakcjonowani, bo znajdziemy w powieści kilka ładnych zdań i być może nawet jakiś powód do przemyśleń. A na pewno znajdziemy szczęśliwie zakończenie. I nadzieję, na to, że dostaniemy od losu pęk szarotek.
*Z "jemiołowych" powieści, ze wzgledu na opisanie środowiska autorów romansów, polecam najbardziej "Hotel pod jemiołą"
Richard Paul Evans, "Tajemnica pod Jemiołą". Przeł. Hanna de Broekere. Wyd. Znak. Kraków 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz