Powieść dla fanów seriali. Bo ta książka jest skonstruowana jak serial. Jedno
miejsce: hotel dla wyższych angielskich sfer w dopiero zyskującym na
popularności Portofino. Jedno lato w połowie lat 30. Jedna rodzina i
hotelowi goście. I wątki.
Właścicielka hotelu i jej
mąż, z którym niewiele ją łączy, a jego coraz więcej zaczyna łączyć z
podejrzanym typem, rzekomym marszandem. Syn, który wrócił z okopów
poraniony na ciele i duszy i jego przyjaciel student medycyny z Indii.
Dziewczyna z wyższych sfer, która ma zostać żoną
syna i jej matka, między którą a przyszłym teściem córki coś było.
Ciemnoskóra tancerka prosto z Paryża i mistrz tenisa. I angielska niania
z tajemnicą. Do tego jeszcze włoski pomocnik, któremu się dostaje do
tych w brunatnych koszulach. Zazdrość i nieszczęścia,
szukanie wyzwolenia w życiu i miłości, pieniądze, których wciąż za
mało. Romanse w różnych konfiguracjach. Coraz głośnej słyszalne okrzyki
zwolenników Mussoliniego i budzące w nocy koszmary z frontu wielkiej
wojny. Pejzaże z włoskiej riwiery i kuchnia. I obraz
Rubensa.
Tu jest naprawdę dużo wszystkiego. Jeśli czytelnik potraktuje tę książkę
jak serial-wybierze ulubione wątki, wyobrazi sobie smaki i widoki to
jest spora szansa na miłe chwile z książką. Ale jeśli będzie chciał
bardziej wejść w świat bohaterów to zobaczy, że
są to historie i postaci naszkicowane, a nie namalowane ze
światłocieniem. A gdy pojawia się motyw zaginięcia obrazu nagle w nasz
obyczajowy, kostiumowy serial wchodzi, średnio udany, kryminał.
Absolutnie nie dziwię się, że książkę zekranizowano właśnie w serialowej
formie (plenery, kostiumy mogą być bardzo efektowne!), a mnogość wątków
pozwala na dynamikę w pozornie leniwym, włoskim klimacie. Jednak w
formie
powieściowej to dla mnie bardziej chwilowa rozrywka na ciepły wieczór
niż coś, co przykuwa
uwagę i myśli na długo... Trochę szkoda.
J.P. O'Connell "Hotel Portofino". Przeł. Piotr Królak. Wyd. Marginesy. Warszawa 2024.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz