Gdy zaczynałam pierwszy etat, pan do BHP
powiedział, że jeśli przez 2 tygodnie codziennie będę budzić się z myślą
"o nie, znowu ta robota!" mam wstać i pisać wymówienie. Ja
skorzystałam, Marisa miała mniej szczęścia do szkolenia
BHP.
Marisa codziennie budzi się z kryzysem, że
znów czeka na nią znienawidzona praca, ale wstaje i idzie grać w grę
"idealny pracownik". Reguły opanowała do perfekcji: koncertowo pozoruje
pracę marketingowca, gra kalendarzem i wykorzystuje
innych. Po pracy niezobowiązujące spotkania z sąsiadem i wizyty w
Muzeum Prado, by popatrzeć na Boscha. I tak do dawna do czasu wyjazdu
integracyjnego i wyjazdu na urlop.
Narracja pierwszoosobowa oddaje bohaterce
pełnię głosu: jej ironiczne, czasem dowcipne komentarze podszyte są
jednak smutkiem i poczuciem utknięcia w rzeczywistości. W imię czego?
Kasy, prestiżu, jutra zabezpieczonego do czasu,
gdy spadną maski? Ta część, tak samo jak fragmenty o integracji i
konsekwencjach tego wyjazdu są rodzajem satyrycznego portretu ludzi z
korpo, którzy żyją z tego, że wciskają innym marzenia. Jest prawdziwie,
pozornie lekko, pod powierzchnią smutno i pusto.
Ostatnia część, wyczynia voltę, by Marisa dochodzi do tyleż prawdziwego, co równie banalnego jak hasła reklamowe wniosku, że najważniejsze to
być kochanym. Nie do końca kupuję taki finał. Nie dzisiaj, zwłaszcza gdy
książka ma być portretem pokolenia.
Całość kojarzy mi się to trochę ze
średniowiecznym moralitetem. Czy dziś pracownik korpo nie jest
najlepszym everymanem? O którego duszę walczy ułuda You Tube Premium,
łatwość farmakologicznego pocieszenia i który błądzi, by
ostatecznie dojść do wniosków ponadczasowych? Może tu jest ukryty ten
Bosch, zawieszony między średniowieczem na renesansem? Tak to sobie
(nad)interpretuję, chociaż do końca nie przyjmuję takiego rozwiązania i
ta końcówka mnie trochę rozczarowuje. Za prosto.
Ale warto zajrzeć do hiszpańskiego korpo po międzynarodowe spojrzenie
na globalną wioskę.
Zupełnie na boku zostaje myśl, że dobrze,
że lubię swoją pracę a przede wszystkim tych, z którymi pracuję, bo
życie w piekle pozorów byłoby piekielnie męczące.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz