Strony

środa, 29 października 2014

"Kolacja", konflikt i (niby) rozwiązanie

Paul, jego żona Clarie, brat Serge i bratowa Babette spotykają się na eleganckiej kolacji. Podczas wielodaniowego posiłku w niezwykle snobistycznej restauracji w Amsterdamie obie pary mają omówić sprawy swoich dzieci.Niby normalne spotkanie, niby codzienne problemy, niby nuda. Niby narrator powieści, Paul, jest zwykłym misiowatym mężem i ojcem nastolatka, niby jego syn nie różni się od innych młodych ludzi. Niby to lekka książka. Bardzo dużo w "Kolacji" tego "niby"... Ogólny zarys pierwszych scen przewodził mi na myśl "Rzeź" Polańskiego, nakręconą na podstawie sztuki Yasminy Rezy "Bóg mordu"-tam też dwie pary spotykają się by rozwiązać konflikt synów-kto widział, wie co z tego wynika. Jednak w filmie każda postać jest równorzędna, ma swoje racje, odsłania emocje, u Kocha pierwsze skrzypce gra ewidentnie narrator i to z jego punktu widzenia patrzymy na pozostałych, siłą rzeczy drugoplanowych, bohaterów (choć i oni, a także epizodyczny kelner, mają swoją solidną konstrukcję).

 Gdy kolejne danie wjeżdżają na stół, Paul zaczyna sięgać pamięcią do z pozoru błahych zdarzeń z życia swojej rodziny. Ten z początku misiowaty i zwyczajny facet, który w lekko ironiczny sposób komentuje rzeczywistość, nagle zaczyna się jawić czytelnikom jako mężczyzna pełen komplikacji, niepotrafiący panować nad emocjami i agresją. Problemy dzieci obu par również nie są błahe- chłopcy brali udział w czymś, co w zależności od sposobu patrzenia, można nazwać morderstwem lub wypadkiem, a ofiarą tego wydarzenia była bezdomna kobieta. Do tego dochodzi jeszcze kariera polityczna Serge'a, który ma nadzieję na stanowisko premiera Holandii. Czy można głosić poglądy o bezpiecznym państwie i mieć syna wandala?Kto jest winien takiemu zachowaniu?Czy agresję można dziedziczyć?

 Koch w swojej powieści nie zadaje łatwych pytań i nie daje odpowiedzi. W tej z pozoru lekkiej książce, napasanej bardzo żywym językiem, pojawiają się tak kwestie polityczne, jak i moralne i obyczajowe, choćby kara śmierci czy adopcja. Nie ma tu umoralniania i opowiadania się po jedynie słusznej stronie, jest bardzo dużo znaków zapytania i wątpliwości, które stanowią wspólny mianownik wszystkich bohaterów. Najciekawsza w całej książce jest kreacja głównego bohatera i to w jaki sposób autor po kolei, strona po stronie, scena po scenie i danie po daniu pokazuje jego złożoną osobowość. Kilka scen z jego udziałem jest komicznych, a kilka takich, że usta wykrzywiają się w zupełnie innym grymasie. Bo to jest książka, która daje do myślenia i robi wrażenie. Choć czyta się szybko, wciąga czytelnika w świat niezbyt przyjazny i mało bezpieczny (trudno się dziwić: to rzeczywistość naszych czasów). Jednak historia jest tak dobrze napisana, że mimo sprzecznych uczuć, książki nie chce się odłożyć, póki się jej nie skończy. Choć jak się można spodziewać, zakończenie tylko na niby rozwiąże problemy bohaterów.

Herman Koch, "Kolacja". Przeł. Jadwiga Jędryas. Wyd. Media Rodzina. Poznań 2013.

niedziela, 26 października 2014

"Kobieta z pazurem", morderstwo i ...happy end

"Kobieta z pazurem" została zaklasyfikowana przez jeden z portali literackich jako romans. Co więcej-w głosowaniu internautów została wybrana najlepszym romansem jesieni. Oczywiście trudno lekceważyć romansowy wątek historii, ale nazwanie tej powieści romansem znacznie ogranicza jej literackie wcielenia. Mamy tu trochę obyczajówki z polskiego podwórka, lekki smaczek kryminału (jest trup!), mamy przede wszystkim  sporo ożywczego dowcipu, dzięki czemu cała książka jest po prostu sympatyczną lekturą, flirtującą z różnymi gatunkami.

Justyna, główna bohaterka i zrazem narratorka powieści, to trzydziestoletnia absolwentka kulturoznawstwa, która właśnie straciła posadę w zakładzie kosmetycznym (ot, znak czasów) i postanowiła podjąć pracę w nowym biurze matrymonialnym. Praca w instytucji o wiele mówiącej nazwie Druga Połówka nie jest trudna, a właściciel biura,znajomy z podstawówki, dba by jego pracownicy się nie przemęczali...  Czyżby pracodawca idealny? Jest i drugi stary znajomy,  facet o wdzięcznej ksywie Klawiatura (nie  chodzi o zdolności muzyczne, ale o imponujące uzębienie), który cały czas ma nadzieję, że stanie się dla Justyny ową antyczną drugą połówką. Dziewczyna ma dość niechcianego adoratora i zgadza się na niekonwencjonalny sposób spławienia natręta... Lekiem na całe zło ma być odpoczywający na wakacjach u wuja, Robert. Przystojny i elokwentny Robert jest dla bohaterki wymarzonym księciem z bajki, choć jest też coś, co sprawia, że jest dla niej "nieosiągalny jak K2 zimą dla amatora"-jest księdzem! Jakby tego było mało, w miejscowości zostaje popełniane morderstwo. Justyna, jej wszechwiedząca sąsiadka i Robert muszą zacząć działać. Mimo trupa (znalezionego ze skarpetkami  w ustach!), cała  historia jest zabawna, bohaterka pełna pogodnego spojrzenia na świat, a wszystko kończy się lepiej niż dobrze. 

 Anna Kleiber jest wielbicielką twórczości Joanny Chmielewskiej i tę inspirację widać w kreacji sympatycznej Justyny i dowcipnym, często ironicznym, języku. Wątek kryminalny nie jest specjalnie skomplikowany, ale książkę czyta się dobrze, szybko dążąc do poznania tak mordercy, jak i finału osobistych perypetii bohaterki. Autorka stworzyła też kilka interesujących postaci drugoplanowych, reprezentujących połączone Kluby Emeryta i Aktywnego Bibliofila-sąsiadka Justyny i jej poplecznicy, przed którymi nie ukryje się żadna osiedlowa plotka to postacie bardzo charakterystyczne dla naszych miast i osiedli, uchwycone tu w najbardziej życzliwy z możliwych sposób. "Kobieta z pazurem" powinna spodobać się wielbicielkom opowiedzianych z przymrużeniem oka, trochę nieprawdopodobnych, ale bardzo optymistycznych historii, które z pewnością uprzyjemnią popołudnie (bo tyle właśnie trwało przeczytanie tej książki:)

Anna Kleiber, "Kobieta pazurem". Wyd BIS. Warszawa 2014.
 



środa, 22 października 2014

"Czarna kura" rosyjska dusza w baśni literackiej

"Czarna kura" to zbiór rosyjskich baśni, ale niekoniecznie przeznaczonych dla dzieci. O ile opowieść o tytułowej czarnej kurze jest historią z pewnym przesłaniem i historią, którą dzieci, także przez dziecięcego bohatera, może zainteresować o tyle "Kasztanka" (historia o psie, który musi wybrać między starym a nowym panem),  "Nos" (groteskowa opowieść o radcy dworu, który pewnego dnia budzi się bez nosa i poszukuje go po całym mieście), czy "Jarmarku w Soroczyńcach" nie są dla dzieci. Za dużo w nich problemów dorosłych, małostkowości, wyrachowania, układów i służalczości. Za dużo prawdziwego życia, choć przefiltrowanego przez literacki i bardzo rosyjski sposób widzenia i opowiadania. To historie, z których więcej wyniosą, więcej zrozumieją, a momentami lepiej będą się bawić dorośli.

Po baśnie rosyjskie sięgnęłam z konkretnego, muzycznego powodu -otóż kilka z nich stało się inspiracją dla oper (Gogolowski "Nos" dla opery Szostakowicza, "Jarmark ..."dla niedokończony opery Musorgskiego) i dlatego chciałam się zapoznać z literackimi pierwowzorami.Największe wrażenie zrobiła na mnie inspirowana ludowym podaniem Puszkinowska "Bajka o carze Sałtanie, o jego synu, sławnym i potężnym bohaterze, księciu Gwidonie Sałtanowiczu i o pięknej księżniczce Łabędzicy". Piękna historia o wielkiej miłości i zwycięstwie dobra nad ludzkimi knowaniami, opowiedziana wspaniałym językiem (tłumaczył Brzechwa, co wiele...tłumaczy;). I jeszcze te rozbrzmiewające w uszach fragmenty Rysmskiego -Korsakowa, choćby operowy hit instrumentalny "Tot trzmiela". Dobrze się spotkać z inną, tak bogatą kulturą dzięki grotesce (tak przecież przystającej do rosyjskiej duszy), dzięki ludowym opowieściom o jarmarkach i zadumaniom o magicznym świecie śpiących rycerzy, które bardzo dobrze, bez szarży, za to z dystansem i lekkim humorem przeczytał Marian Opania. 

"Czarna kura. Baśnie rosyjskie". Wyd. Media Rodzina. Poznań  2012.Czyta Marian Opania

niedziela, 19 października 2014

"Z nienaturalnych przyczyn"-morderstwo w starym stylu

Już w pierwszym zdaniu trup! "Pozbawione dłoni ciało leżało na dnie małej żaglówki, dryfującej po otwartym morzu i ledwie widocznej z wybrzeża Suffolk" i to się nazywa porządny kryminał:) Policjant na wakacjach u ciotki, miasteczko pełne barwnych postaci niespełnionych pisarzy, krytyków i sekretarek. I on, pisarz, zamordowany dokładnie tak jak w jego powieści kryminalnej. To moje pierwsze, ale na pewno nie ostanie spotkanie z P. D. James, polecaną mi przez kilka osób, których gusty kryminalne są zbieżne z moimi. 

Świat P.D. James jest zdecydowanie bardziej w stylu Agaty Christie niż autorów skandynawskich sag i mnie to dużo bardziej przypadło do gustu. Jest zamordowany autor i kilkoro jego "przyjaciół", bo przecież to, że kto osiągnął sukces to wystarczający powód by go nie lubić. Jest policjant z Yardu  i jego ciotka, której ktoś ukradł tasak. Razem jest to zbiór ciekawych postaci, których przeróżne małe i większe grzeszki (choćby rzekome zabicie ulubionego kota jednego z bohaterów) mają w końcu doprowadzić do rozwiązania zagadki. Sporo  tu rozmów, psychologicznych rozważań o naturze zbrodni i naturze pisarza, ale także trochę humoru, rozjaśniającego mglisty pejzaż Suffolk. Choć autorka pisała ten kryminał jako powieść współczesną, dla dzisiejszego czytelnika może być bardziej kryminałem retro-nie ma komórek, nie ma internetu, nie ma przeszukiwania zdjęć na portalach społecznościowych, a mimo to udaje się odgadnąć kto jest mordercą- niebywałe;) Choć nadinspektor Adam Dagliesh nie ma charyzmy Herkulesa Poirot, to szare komórki funkcjonują tak samo sprawnie. 

Jest w tej książce coś, co bardzo cenię w kryminałach- klimat! I coraz mniej obecny we współczesnych powieściach tego gatunku, dystans oddzielający czytelnika od zbrodni. Bo, nie tylko moim zdaniem, kryminał nie ma przerażać światem zbrodni, naturalnie dehumanizuje ją, ale nie ma być publicystycznym testem z tezą i zbrodnią. Powieść czytana dla rozrywki musi dawać czytelnikowi  taki rodzaj bezpieczeństwa, że gdy zamknie książkę, świat morderstw i ludzkich niegodziwości zniknie. Oczywiście nie cały świat niegodziwości, ale przynajmniej  ten książkowy, bezpieczeństwo polega na tym, że zbrodnia o której się czytało, nie rzutuje na realność. P. D. James pisze właśnie z zachowaniem takiego dystansu. I dlatego coś jeszcze tej autorki na pewno przeczytam!

P.D. James, "Z nienaturalnych przyczyn". Przeł. Barbara Kopeć. Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 1995.

środa, 15 października 2014

"Studio Saint-Ex" Mały Książę w świecie mody

Mignonne,początkująca projektantka mody zaczyna pracować u kobiety, która ukradła jej szkolne projekty. Jest to jednak jedyny sposób, by spróbować zrobić karierę w Nowym Jorku w latach 40, gdy wojenne ograniczenia dotyczą wszystkiego i wszystkich. Dziewczyna marząc o realizacji swoich pomysłów musi przyprowadzić do atelier jedną z najbarwniejszych kobiet miasta- Consuelo po mężu Saint Exupery. Żona pisarza-pilota zjawia się u krawcowych, a Tony zakochuje się w młodej projektantce... i tak zaczyna się miłosny trójkąt, którego efektem jest pokaz mody złączony z premierą "Małego księcia". 

Ania Szado, autorka tej książki, do swoja wariacji na temat ostatnich lat życia autora (i pewnie też alter ego) Małego Księcia i jego żony, pierwowzoru Róży, włącza postać inspirowaną ukraińską emigrantką, która zmieniła sposób patrzenia na wysokie krawiectwo lat 40. Główna bohaterka nie jest co prawda z Europy, a z Kanady, co nieco zmienia wydźwięk i koloryt tej postaci, ale jest tym, kogo potrzebuje opowieść- zapalnikiem, prowadzącym do wybuchu między nią a pisarzem, nią a jego żoną i  nią a światem mody i nocnego życia Nowego Jorku. Bo mimo toczącej się wojny to, co prezentuje Szabo to jeszcze dość beztroski świat nocnego życia metropolii, która nigdy nie śpi i nie martwi się niczym dłużnej niż kwadrans. To wyjątkowo dobre miejsce na promocję dzieła z pogranicza sztuki. Czytelnicy mają szansę obserwować jak powstała jedna z najchętniej czytanych książek świata, kto wymyślił słynny płaszcza Księcia i jakie boje musiał toczyć autor z wydawcami, którzy nie chcieli zaakceptować zakończenia historii. "Studio Saint-Ex" to też opowieść o dążeniu do realizacji swoich planów i oczywiście opowieść o niełatwej miłość młodej dziewczyny do dojrzałego twórcy, który poszukuje swojego idealnego bohatera. Powieść o jedwabiach, słowach  i miłości musi być sensualna i taka bywa z  historią opowiadaną przez Szabo. Sporo w powieści emocji trudnych do definiowania i niejednoznacznych zachowań tych nieszczęśliwych w gruncie rzeczy ludzi... Mignonne, jak dowiadujemy z fragmentów książki, których akcja rozgrywa się już po wojnie, zrobiła karierę, ale trudno uznać ją za kobietę spełnioną. Consuelo, pełna temperamentu wielbicielka luksusu i zabawy, będąca żoną pisarza bardziej z kaprysu niż miłości, która po śmierci (a raczej zaginięciu) Tonego będzie przez wiele lat grać rolę wdowy po wielkim artyście. Wreszcie sam Exupery, arystokrata, który pokochał niebo i dla wielu pozostaje ciągle Małym Księciem, nieodrosłym nigdy marzycielem, który usiłuje zrozumieć życie.

 "Studio Saint-Ex" to propozycja dla wielbicieli "Małego Księcia", którzy chcieliby poznać pewną wariację, jedno z licznych przypuszczeń, bo w wypadku Saint-Exupery'ego niewiele można powiedzieć na pewno. Do dziś ten autor pozostaje jedną z bardziej tajemniczych postaci literatury, którego życie, liczne wypadki, złamania i ciągła chęć wzbijania się w powietrze mogłoby służyć za kanwę niejednej powieści.

Ania Szado, "Studio Saint-Ex". Przeł. Ewa Penksykl-Kluczkowska.Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2013.

niedziela, 12 października 2014

Czytanie nie musi być bierne!

Czytanie to ciągłe działanie wyobraźni...ale dla małego czytelnika to może być za mało. Z myślą o aktywnych młodych entuzjastach literatury wydano książki, które wymagają od nich trochę więcej niż tylko grzecznego siedzenia i słuchania:)

 https://www.youtube.com/watch?v=wh7hPpQpcRo

środa, 8 października 2014

"Kochanek śmierci" ballada o Chitrowce

Mojej sympatii dla twórczości Akunina, a zawłaszcza cyklu o Fandorinie, dawałam już wyraz tu i tam. Ale książki o przygodach detektywa, polityka i inżyniera są na tyle dobre, że warto je sobie odświeżyć, zwłaszcza gdy są wydane w formie audiobuka. Tym razem czyta nie Krzysztof Gosztyła (Panie Krzysztofie, kocham Pana!;),ale Artur Żmijewski i oddać mu należy, że przeczytał "Kochanka śmierci" bardzo dobrze, bez szarży, bez nachalnego aktorstwa, za to konsekwentnie i z nieodzownym dystansem. Gwoli przypomnienia- "Kochanek śmierci" to ta część, której głównym bohaterem nie jest wcale Fandorin, a Sienka Skorikow, drobny złodziejaszek z Chitrowki, przestępczej dzielnicy Moskwy. Chłopak, który szczęśliwym zbiegiem okoliczności trafia do Fandorina i dzięki niemu nie tylko przeżywa przygodę i kilka razy uchodzi z życiem, ale i otrzymuje szanse wyjść na ludzi (a z lektury "Świat jest teatrem" wiemy, że z szansy skorzystał).

 "Kochanek śmierci" bardziej niż powieścią kryminalną (kto jest odpowiedzialny za bestialskie mordy na Chitrowce można się szybko domyślić) jest opowieścią o złej dzielnicy i łotrzykowską balladą o losach jej dziecka. Rozdziały zatytułowane "Jak Sieńka..." sugerują, że to właśnie chłopiec znikąd jest bohaterem opowieści, to jego myśli i wrażenia poznaje czytelnik, podczas gdy Erast Pietrowicz pozostaje dyskretnie z tyłu. To opowieść o świecie złodziejskich marzeń o skarbie i nieśmiertelnej sławie króla zbrodni. Akunin wspaniale zarysowuje ten skrawek miasta, w którym nawet mordercy i bandyci mieli jakieś zasady i kodeks postępowania, pokazuje ludzi, którzy nie znają innego życia niż los mamzelki albo drobnego rzezimieszka, którego marzeniem jest dostanie się do potężnego gangu. Jednocześnie Taszka, mamzelka, umie oderwać się od swojej burej codzienności i uczy się języka kwiatów, a Oczko, walet Księcia, co chwilę recytuje Puszkina, bo w tym świecie nic nie jest tak bardzo oczywiste jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Jest wreszcie Śmierć, kobieta nieszczęśliwa, która przekonana, że sprowadza na swych kochanków zgubę postanawia swoją osoba i swym fatalnym wpływem leczyć świat ze zła. Jak zawsze u Akunina nie brakuje pogodnego Masy i nowinek technicznych (budowa automobilu, małe rewolwery, teorie o zachowaniu na oku ostatniego widzianego przed śmiercią obrazu). A Erast Pietrowicz Fandorin tak samo czarujący i inteligenty jak zawsze... ech! 

Może nie jest to trzymający w napięciu kryminał, ale na pewno dobrze czytającą się powieść przygodowa z posmaczkiem ballady ze złej dzielnicy, w której to miłość i śmierć równo dzielą się władzą, a dobre życie jest więcej warte niż srebro z mennicy państwowej. Warto tę książkę poznać lub przypomnieć sobie, zwłaszcza że Akunin wydany w serii Mistrzowie słowa staje w szeregu z takimi mistrzami jak Dostojewski i Mann;) Bo mistrzem rozrywkowej literatury jest na pewno!

Boris Akunin, "Kochanek śmierci." Wyd. Agora. Warszawa 2013. czyta Artur Żmijewski

niedziela, 5 października 2014

"Bridget Jones. Szalejąc za facetem". Ogranij się, Bridget!

Bridget Jones stała się kultową postacią przełomu tysiącleci. Niezbyt rozgarnięta, niezbyt konsekwentna, niezbyt taktowa, ale kochana przez miliony. Dzięki Bridget i Helen Fielding literatura kobieca wyszła z kąta, w którym sterczała jako ta gorsza i słabsza, i stanęła w pełnym świetle. Kolejne wcielania Bridget, żyjące w Nowym Jorku, Londynie Paryżu i Warszawie rozpoczęły triumfalny pochód przez księgarskie lady, a "Dziennik..." stał się punktem odniesienia dla autorek i czytelniczek oraz hasłem dla wydawców (nowa Bridget, lepsza Bridget, koleżanka Bridget itp). "Dziennik..." miał też tę niezaprzeczalną zaletę, że był swoistą "Dumą i uprzedzeniem" końca millenium. Fielding nie ukrywała swoich fascynacji powieścią Austen, schemat fabularny, początkowa niechęć do Marka i fascynacja Danielem, jest odwzorowaniem stosunku Elisabeth Bennet do Pana Darcy'ego i porucznika-choć niezaprzeczalnie Bridget rożni się od opanowanej i traktowej Elisabeth.

Co oferuje nam autorka w trzeciej części dziennika Bridget? Zmiany, zmiany... Zmiany? Bridget jest już kobietą w średnim wieku, odwiedzającą swe stare (!) przyjaciółki na imprezach z okazji 60 urodzin. Ma dwoje dzieci-inteligentnego Billego(mała kopia Marka) i rezolutną Mabel. Jest wdową. Mark zginał na misji pokojowej i Bridget próbuje ułożyć sobie życie w nowej rzeczywistości. W pamiętniku najpierw cofa się do momentu śmierci męża, a potem zaczynają się schody. W tym tomie Bridget za radą przyjaciół próbuje znaleźć sobie faceta i nawet takowego znajduje-trzydziestoletni Roxter budzi zazdrość koleżanek i sprawia, że Bridget wyczekuje na telefony, smsy i pozawala sobie na chwilę zapomnieć o codzienności. Do czasu... Poza tym Bridget wkracza w świat nowych mediów, a że nie znosi półśrodków chce zostać społecznościowym guru. Kariera Bridget także nabiera rozpędu, bo jej scenariusz może zostać zekranizowany, choć pod pewnymi warunkami. Jednym słowem komplikacje! I szczerze mówiąc są to komplikacje nużące i momentami denerwujące. 

Bridget mimo trudnych doświadczeń nie dojrzała i to w kreacji bohaterki przeszkadza. Nie chodzi o to, by stała się stateczną matroną i królową wdową (tym bardziej, że bycie matką wychodzi jej całkiem nieźle), ale niech choć trochę dorośnie. Drażni ekscytacja smsami na poziomie gimnazjalistki, notoryczne roztrzepanie, przekonanie, że "Heddę Gabler", na podstawie której tworzy swój scenariusz, napisał Czechow- Bridget, absolwentce anglistyki o Ibsenie wspomina pan od wuefu. Zresztą pan od wuefu staje się dość istotną postacią książki i również doprowadza Bridget do szaleństwa. Będzie też nieodłączne szczęśliwe zakończenie i wierzyć należy, że Bridget wreszcie trochę dorośnie. Przeczytałam tę książkę z sentymentu dla Bridget sprzed lat, ale nie był to udany powrót. Dowcip Fielding nieco się stępił, za to zaistniał przyjemny, mało ckliwy sposób pisania scen wzruszających, które-w przeciwieństwie do niektórych dość grubych żartów- mają miejsce na niedomówienie. Po prostu Bridget zmęczona, wspominająca Marka i zajmująca się dziećmi jest bardziej naturalna niż Bridget  szalejąca na randkowym szlaku.Siłą twórczą Bridget było to, że nie dorasta-jako niezbyt dojrzała trzydziestolatka była urocza, niedorosła pięćdziesięciolatka jest denerwująca i nawet swoisty morał książki, by w każdym wieku walczyć o swoje szczęście i nie rezygnować z życia, nie powoduje, że krzyk: Ogarnij się, Bridget! zamiera na ustach.

Helen Fielding, "Bridget Jones. Szalejąc za facetem". Wyd. Zysk i Spółka. Poznań 2014

PS Oryginalny tytuł tej części dziennika Bridget jest cytatem tej niestarzejącej się piosenki. Świetnej piosenki!