Książka o miłości, dzieciństwie i chorobie. Momentami bardzo piękna, odrobinę bajkowo-surrealistyczna (scena, gdy rodzice spotykają się na balu), momentami zabawna, a momentami dojmująco smutna. Bo to historia chłopca i jego dwójki szaleńczo zakochany w sobie w życiu rodziców. Chłopiec opowiada o ich zupełnie nie szarej codzienności, o domowym zwierzątku (żurawiu!) i rodzicach tańczących w rytm jazzowych klasyków*.
Opowiada też o momentach, gdy jego Mama jest smutna i nieswoja. O jej pobycie w szpitalu, którego staje się królową i jej ucieczce. Równolegle ojciec chłopca w swoich pamiętnikach opisuje okoliczności poznania z niezwykłą, ekscentryczną kobietą, która bez wątpienia była miłością jego życia. Ale w historiach o wielkich miłościach musi być przeszkoda. I tu jest: choroba psychiczna. Mama i Żona, nazywana codziennie innym imieniem jest barwną królową życia, szaloną, ekscentryczną, która wszystko robi na 200%. W zachowaniu, umiłowaniu efektu i niezgodnością na szarzyznę przypomina trochę Zeldę (bardzo dobra biografia Zeldy! ). "Skoro rzeczywistość jest taka pospolita i ponura, nich pan wymyśli jakąś ciekawą opowieść"- mówi ona na pierwszym spotkaniu. I on wymyśla.
Życie postaci powieści jest właśnie kreacją, życiem jakby sterowanym pomysłem literata, a nie codzienną, zwykłą egzystencją. Jest zabawą, rytem i rymem. Zbiegiem szalonych wydarzeń i przeskakiwaniem z gracją przez przeszkody, To, co tę książkę wyróżnia to język, podkreślający barwność postaci. są m.in. (świetnie podane przez tłumacza) rymy wewnętrzne w tekstach, czasem są przestawki, dzięki czemu świat bohaterów nabiera, także w warstwie językowej, jakiegoś nieoczywistego blasku i zabawy. Czytając tę książkę trzeba się przestawić na opowieść niby realistyczną, ale trochę może w nurcie filmów Felliniego, pulsującą z jednej strony ogromem radosnych uczuć, z drugiej- cierpienia. I ta nieoczywistość pozwala mówić o powieści jako o pięknej historii, bo patrząc tylko realistycznie, byłaby to historia o ogromnym ciężarze i tragizmie. A tak jest, dzięki otoczce ekscentrycznej baśni, kolejną historią wielkiej miłości i szczęścia silniejszego od choroby, śmierci i codziennej banalności. Warto!
Oliver Bourdeaut, "Miłość i inne nieszczęścia". Przeł. Katarzyna Marczewska. Wyd.W.A.B. Warszawa 2017.
*Do tego najchętniej tańczą Rodzice https://www.youtube.com/watch?v=u4jBSc1uxx8
*Do tego najchętniej tańczą Rodzice https://www.youtube.com/watch?v=u4jBSc1uxx8
Bardzo dziękuję za ciepłe słowa o moim przekładzie - rzadko się zdarza, żeby ktoś docenił pracę tłumacza, a tu rzeczywiście praca była bardzo wytężona, ale tez i świetna zabawa. Opowiadam o tym tutaj:
OdpowiedzUsuńhttp://stl.org.pl/podcast-stl-o-czytaniu-wlasnych-przekladow-na-glos/
Pozdrawiam serdecznie
Katarzyna Marczewska
W wypadku książki, w której język jest tak istotnym środkiem nie da się chyba nie docenić Pani pracy, bo w tych rymach, przestawkach i zabawach słowem tkwi wielki urok, barwność i niezwykłość powieści.
UsuńA podcastu z chęcią posłucham, bo praca tłumacza ma w sobie coś magicznego- dzięki Państwa pracy cały świat literatury staje przed czytelnikiem otworem. Kochajmy tłumaczy, bo jest za co!