niedziela, 18 maja 2014

"Zelda" niespełniona Piękność Południa

Z okładki spogląda na nas magnetyzująca kobieta. Idealny przedziałek, stylowe fale, intrygujący wzrok. Dopiero po chwili można zauważyć, że za nią stoi mężczyzna. I to jego znamy lepiej, to F.Scott Fitzgerald. Ale tak jak na fotografii z okładki, tym razem amerykański pisarz zostaje na drugim planie, a Zelda znajduje należne sobie miejsce. Biografia klasycznego amerykańskiego podlotka jest napisana rzetelnie i zajmująco, a włączenie autentycznych listów, pamiętników i cytatów z powieści tak Zeldy jak i Scotta pozwala dostrzec podobieństwo życia i twórczości.W przytaczanych korespondencjach doskonale widać, że prywatne pisanie czasem miało większa wartość literacka niż fakcja. Choć w przypadku tych dwojga fikcja nieustannie łączyła się codziennością, zwłaszcza że ich zwykły świat to wizyty Hemingwaye i mieszkanie nieopodal Poli Negri.

Czytelnik może dokładnie prześledzić życie Zeldy, jej nieskrepowaną  zasadami młodość, burzliwy związek z pisarzem, który coraz częściej i coraz więcej pił. Widać niespełnioną ambicję tancerki, malarki i w końcu próbę zostania literatką, choć mąż  niezbyt ją w tym wspierał, co nie przeszkadzało mu w wykorzystywaniu jej pomysłów. Z książki dowiadujemy,że że słynne zdanie Daisy z  "Wielkiego Gatsby'ego" o tym, że "córeczka ma być piękna i głupia" to właśnie prawdziwe słowa Zeldy, a nie literacki pomysł. Zelda, szalona lwica salonowa pod wpływem choroby psychicznej staje się cieniem samej siebie, problemy z mężem, który nie umie unieść ciężaru sławy, pogłębiają jej stany chorobowe, a medycyna nie umie jeszcze pomóc pacjentom chorym na schizofrenię. Zelda cierpi, pisze i żyje w ciągłym strachu przed przeciętnością, bo jej świat jako normę ustawia zachowania ekscentryczne. Do tego pobyty w szpitalach, myśli samobójcze, nieskuteczne terapie i separacja do męża uzmysławiają jej uzależnienie do Scotta, którego wyrazem są listy- rwane, z ciągłymi przeskokami myślowym, są jednak bardzo autentyczne w swoim przekazie. Wspaniały i gloryfikowany choćby przez Fitzgeralda okres jazzu, pokazuje ciemniejszą twarz kobiety, której nikt nie umie pomóc. Życie po wyjściu ze szpitala, powrót do codzienności po śmierci męża, odbudowa kontaktów z córką, są ciągłą walką z własną wyobraźnią. W końcu śmierć- Zelda zmarła jak żyła, niestandardowo, była jedną z ofiar pożaru szpitala, a zidentyfikowano ją po domowym pantoflu. Zelda nie na darmo jest postacią  legendarną, opisy jej już młodzieńczych przygód, sposoby życia panny u progu dorosłości i dziś mogą zaskakiwać, jednak nie tylko o autokreację samej Zeldy chodzi, za kreacją amerykańskiego podlotka i piękności południa stoi tragiczny los kobiety niepewnej, niespełnionej.

Polski czytelnik otrzymuje tę rzetelną biografię w doskonałym momencie- niedawno ukazał się  pierwszy polski przekład powieści Zeldy "Zatańcz ze mną ostatni walc", której fragmenty są w biografii cytowane i analizowane (takim analizom zostają zresztą poddane również opowiadania Zeldy i kilka prac Fitzgeralda). Dzięki tak starannej komparatystyce można jeszcze raz prześledzić miejsca wspólne życia i twórczości, bo w tym wypadku trudno odmówić racji autobiograficznemu kluczowi badań literatury. Biografia Nancy Milford jest bardzo szczegółowa, dotyczy tak życia jak i twórczości małżeństwa. Dla kogoś kto nie jest zbyt dobrze zorientowany w dziełach Fitzgerlda (ja  znam tylko "Gatsby'go") i świecie amerykańskiego międzywojnia to nagromadzenie osób,wydarzeń, dat, przyczyn i skutków  może być trudne do ogarnięcia, ale dla fascynatów pary, których pewnie nie brakuje,książka jest niezwykle istotnym  i wiarygodnym źródłem informacji. 

Nancy Milford, "Zelda. Wielka miłość F. Scotta Fitzgeralda". Wyd. Marginesy. Warszawa 2013.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz