wtorek, 31 stycznia 2023

"Anne z Szumiących Wierzb" w oczekiwaniu

Czy po latach książka może spodobać się bardziej? 

 Nie byłam fanką Ani, chyba nawet, dziewczęciem będąc, nie przeczytałam całej serii, ale teraz- zaskakując samą siebie, czekam na kolejne tomy! 

„Anne z Szumiących Wierzb” (zmienionej  początkowo na topole przez wzgląd na inną książkę dla dzieci z wierzbami w tytule) jest dla mnie tomem przystankowym. Anne obejmuje dyrektorowanie w szkole w Summerside jednak wie, że  będzie tam tylko 3 lata, bo potem Gilbert kończy studia i czeka ich nowy rozdział w jej wymarzonym domu.   Autorka dopisała ten tom 15 lat po  ostatnim tomie serii , wypełniając  lukę fabularną między studiami Anne a jej życiem małżeńskim. I tę  formę historii na przeczekanie/dopełnienie  widać. Autorka nie mogła pozwolić sobie na  fabularne ekscesy i zmiany osobowości, zatem wręczyła swojej bohaterce piórko i kazała pisać do narzeczonego.  Znaczną część książki stanowią listy, w których panna Shirley opowiada o swojej pracy, uczniach i wyjazdach do domu.  Montgomery powtarza motywy, które podbiły serca czytelniczek we wcześniejszych książkach. Bo przecież było już bardzo wrażliwe dziecko czekające na spotkanie z rodzicem, były  „wojenki” z rodziną mającą zbyt wiele swoich przedstawicieli w mieście, były ciepłe starsze pani i ekscentryczne damy, były paplające podlotki.   Czy to, że w tym tomie nic czytelnika nie zaskoczy jest czymś złym? Nie.  To spełnienie zasady inżyniera Mamonia, lubimy to, co już kiedyś słyszeliśmy.  I lubimy  wrażliwą Anne, która ze swoją nadzieją, wiarą w dobro i działaniami potrafiącymi uszczęśliwiać innych przypominała mi trochę Pollyannę. 


I jest jeszcze to, co powtarzam przy każde opinii o tłumaczeniu Anny Bańkowskiej  ("Anne z Zielonych Szczytów" "Anne z Redmondu" )- jak dobrze, że są przypisy! Cytaty, parafrazy, wyjaśnienie frazeologicznych kontekstów- bardzo, bardzo to doceniam i dzięki temu doceniam i lubię bardziej samą Anne. Sięgnęłam też po stare swoje wydanie Topoli- jak się okazało, niestety: skrócone. Warto dawać przypisy, warto publikować pełne wydania. Bo może ktoś wróci do książki po latach i zmieni zdanie o książce? Jak ja. 


"Gilbercie nie pozwólmy sobie stać się zbyt starzy i zbyt mądrzy... ani zbyt starzy i zbyt głupi na Krainę Baśni".  z jednego z listów.

 

 Lucy Maud Montgomery. "Anne z Szumiących Wierzb". Przeł. Anna Bańkowska. Wyd. Marginesy. Warszawa 2023.



środa, 25 stycznia 2023

"Mężczyzna imieniem Ove" kolczasty i prawy

 

Bywacie  ironicznym chochlikiem, czytelnikiem, który do książki mówi: no, dalej, zaskocz mnie!

Bywam  i mój  chochlik po pierwszych kilkunastu stronach powiedział z przekąsem: o! Kolejna historia o facecie, który chce się zabić! I znów ze Skandynawii!

Ale głos przycichł, bo „Mężczyzna imieniem Ove” to bezpretensjonalna powieść o tym, że warto być człowiekiem szlachetnym, bo takim inni nie dadzą zginąć. Ove jest emerytem, który wraz ze śmiercią żony traci powód by żyć. Bo Sonja była jedną z tych osób, które są słońcem, potrafią w innych wzbudzać to, co najlepsze i wyciągać to, co ukryte. A pod skorupą oschłego, małomównego Ovego kryje się człowiek prawy- rzadko to dziś używane słowo… Ove jest jednym z tych, którzy po prostu wiedzą, jak postępować, trzymają się swojego planu, nie przepadają za zamianami i nie chcą innym sprawiać kłopotu. I tylko  momentami nie widzą sensu w dalszym życiu. Jak można się domyślić, sensu dostarczą mu inni ludzie, zwłaszcza  sąsiadka, która bezceremonialnie wparowuje w momencie, gdy ten wiesza sznur.

To książka, w której Ove może bawić (taki starszy pan, co to zabić się nie umie i nawet, gdy idzie na dworzec z zamiarem rzucenia się pod pociąg, to innego ratuje od śmierci, co nie potrafi dogadać się z dziećmi, jest pewien swoich racji i przekonany o wyższości jednej marki samochodu). Mnie chyba bardziej wzrusza- tak swoim życiem po wielkiej miłości, jak i tym w retrospekcjach. Choć kreślony dość wyraźna kreską, jest w nim rodzaj prawdy, który ceni się, zwłaszcza w postaciach z książek.  On wie, jak ma żyć, nie „szuka siebie”, bo dawno już się znalazł. Bo wie, co lubi i przeciwko czemu powinien protestować. Może nawet kiedyś kogoś podobnego spotkałam? O ile w "Bliźnie"(innej skandynawskiej powieści o facecie, który chce się zabić) chęć życia przywracana jest stopniowo, także przez kontakt z wojną,ostatecznością i własne odczucia bohatera, Ove bywa zmuszany do życia, staje się niezbędny dla innych. A świat, który się zawalił zaczyna się wokół niego odbudowywać, bo ktoś jeszcze czeka.  Jest tu miłość, żałoba, choroba, jest ocieranie się o ostateczność z bezdusznością szwedzkiej opieki w białych kołnierzykach.  To jest (tylko lub aż: mówi chochlik) prosta historia o prawym człowieku. A że nieco kolczastym? Jak wszyscy wiemy „cebula ma warstwy”, a kasztan łupinę, bo wnętrze jest najdelikatniejsze.  Lektura nie zmieni życia, pewnie za jakiś czas wyblaknie. Ale miło było poznać pełną kolorów  Sonję i  mężczyznę bez brawury kolorów, tego imieniem Ove. 

Fredrik Backman, "Mężczyzna imieniem Ove". Przeł. Alicja Rosenau. Wyd Marginesy 2022. 

 


 

środa, 18 stycznia 2023

"Rozmowy o muzyce" toczą pisarz z dyrygentem


 Przy czytaniu zwykle nie słucham, ale w tym wypadku warto byłoby mieć playlistę. Nie do słuchania w tle. Do analizowania. Bo „Rozmowy o muzyce” są prawdziwymi rozumowani o muzyce. Haruki Murakami-pisarz i meloman, rozmawia z Seiji Ozawą- wybitym dyrygentem, o świecie dźwięków, interpretacji. 
 
Jest kilka ustępów o tym, co zbliża literaturę i muzykę:tempie (grania i opowieści), przecinkach w partyturze, ale przede wszystkim to rozmowa o muzyce i muzykach. Murakami oddaje pole dyrygentowi, który- ile można czynić takie porównania, jest Murakamim dyrygentury. 
Ozawa, pracujący z Karajanem, asystent Bernsteina, ma ogromne doświadczenie,  do którego uchyla drzwi. Nie piszę, że zaprasza do swojego świata, bo to jednak świat zawodowego muzyka, hermetyczny na tyle, na ile świat każdego specjalisty jest nieoczywisty dla innych. Uchyla, bo w  charakterze tego dyrygenta nie leży chyba eksponowanie siebie. To świat bycia w muzyce i trwania w niej, w której fakt, czy w utworze grają dwa kontrabasy czy jeden jest już tematem do rozmowy.  To dyskusja i analiza różnych wykonań i tradycji wykonawczych. Trudne? Nie powiem, że nie. Ale bardzo ciekawe, bo obaj rozmówcy są zanurzeni w tym świecie i ich fascynacji trudno nie ulec. To też świat wielkich nazwisk i sal koncertowych- sceny Nowego Yorku, Wiednia, Berlina, Mediolanu, Chicago mieszają się z opowieściami o  Muttim, Abbado, czy Zimermanie (lubię polskie akcenty!). 
 
Fascynujący jest opisywany przez dyrygenta czas poznawania utworu, czytania partytury, rozkładania jej na melodie i instrumenty, osadzania w tradycji wykonawczej i współpracy z orkiestrą.  myślałam, że najbardziej zainteresuje mnie  rozmowa o operze. Ale akurat ta jest moim zdaniem dość powierzchowna i nie tak ciekawa jak mogłaby być. Natomiast bardzo ciekawa jest rozmowa o Mahlerze. Panowie rozmawiają o nim w bardzo szerokim kontekście (może przy  częściowo abstrakcyjnych i wrażeniowych tematach jak odczucia muzyczne, lepiej mówić o konkretach?).  Analizując Mahlera, Murakami i Ozawa osadzają go rzeczywistości Wiednia końca wieku, w świecie Klimta, Freuda, przypominają żydowskie pochodzenie, elementy żydowskiego i czeskiego folkloru obecne w  muzyce. Porównują kompozycje z jasnymi formami Mozarta, prezentują je jako kolejne ogniwa kształtowania się muzyki niemieckiej. I takie łapanie wielobarwnych nitek bardzo lubię. 


Jest coś pociągającego w azjatyckim spojrzeniu na muzykę. Analitycznym i twórcze jednocześnie. Skupionym. Nastawionym na prace, warsztat i tworzoną na tej solidnej podstawie sztukę. I tak pełne zaangażowania!  Jestem z tych, którzy nawet rozmowy o śrubkach są w stanie wysłuchać, jeśli jest prowadzona z widoczną i udzielającą  się fascynacją. O muzyce wiem więcej niż o śrubkach, zatem czytało się dobrze, choć wiem, że nie jest o lektura, która w równym stopniu zadowoli każdego. I jeszcze dopowiem, że szumnie zapowiadany na okładce jazz jest tu zapiskiem na marginesie. Trzonem rozmowy jest wieczna klasyka.   

 

I jeszcze cytat na koniec,  dopisek do sporu  klasyki z rozrywką, muzyki dobrej i złej: "Muzyka dobra nas wzrusza, kiepska- rozczarowuje. To się dzieje naturalnie".  

 Haruki Murakami, Seiji Ozawa. "Rozmowy o muzyce". Przeł.Anna Zielińska-Elliott.  Muza. Warszawa 2022. 


środa, 11 stycznia 2023

"Co by było, gdyby" równoległe życia

 


Co by było gdyby... decyzja, konsekwencje, kolejne wydarzenia. A gdyby w tym punkcie (zwrotnym) jednak wybrać inaczej? Kto o tym kiedyś myślał:palec pod budkę!


Liz jest w takim punkcie. Może albo zostać w rodzinnym miasteczku, zacząć pracować nad powieścią i rozpocząć znajomość z poznanym w barze fotografem, albo jechać do Londynu, pracować w agencji reklamowej i wrócić do swojej pierwszej miłości.

Holly Miller prowadzi te historie równolegle. W obu pojawiają się te same punkty osi czasu np. urodziny siostrzeńca, ale bywa, że ta sama sytuacja w obu historiach rozwija się inaczej (wątek rodziców Liz). Obie historie prowadzone są z perspektywy Liz. W obu pojawiają się słowa o przeznaczeniu i drugiej połówce.

Ale czy jest happy end? Zapytacie. Jest, choć Miller już w "Nas dwojgu" pokazała, że jej szczęśliwe zakończenie może nie być oczywiste.
Najlepsze, co autorka mogła zrobić i co zrobiła, to prowadzenie historii tak, by nie wskazywać lepszej, ani gorszej wersji. A także pokazać, jak wybory jednej osoby oddziałują na wybory innych. I że pewne rzeczy staną się tak czy inaczej, ale inne tajemnice lub rozwiązania mogą być nadal tylko domysłem. Pomysł ciekawy o tyle, że bywały książki pokazujące różne wersje wydarzeń np. Biblioteka o północy, ale bardziej w formie urywkowych alternatyw niż  równoległej możliwości. 

Widziałam, że ten tytuł pojawił się m.in  w topce blogerów. Ja liczę, że w tym roku przeczytam obyczajówkę, która trochę bardziej mnie zaangażuje, bo  historie Miller czytałam z dystansem, ciekawa bardziej rozwiązań fabularnych niż wciągnięta w losy bohaterki.
To dobra książka do rozmów  prowadzonych zwykle u progu nowego roku, tych o celach, wyborach i decyzjach. Gdy podsumowujemy to, co było i myślimy o przyszłości. Gdy zastanawiamy się, czy szczęście ma zawsze tę samą postać, miejsce i oczy.

Holly Miller. Co by było, gdyby. Przeł Katarzyna Bieńkowska.  Wyd. Muza. Warszawa 2022.  

środa, 4 stycznia 2023

"Człowiek, który kochał Syberię" piękna groza natury

 



Nowy rok rozpoczęłam na Syberii z XIX w. i była  to wspaniała historia.


Jacobsen i Pitz wzięli na warsztat pamiętniki niemieckiego przyrodnika i eksploratora Syberii,Fritza Dörriesa. Od czasów, gdy na Syberii oznaczał zwierzęta i zdobywał okazy do muzeów, minęło wiele lat, norwescy pisarze odwiedzający dziś Syberię spotkali się pewnie z zupełnie innym światem. Ale są rzeczy trwałe. Jedną z nich jest monumentalny świat natury. Skala, o ktorej Dörries mówi za literackim pośrednictwem, jest dla mnie, Europejki ze sporego miasta, nie do pojęcia. Ale dzięki opisom-do wyobrażenia. Kraina, którą przez 20 lat poznawał jest pełna tego, co wielkie-jeśli jezioro to majestatyczny, zamarznięty Bajkał, jeśli rzeki to wielkie jak Kołyma, jeśli śniegi to bezkresne, jeśli mróz to siarczysty. I w tym człowiek, rozgrywajacy z naturą grę o wszystko. Można zabić lub zostać zabitym. Poddać się lub zmagać się z naturą. Można zostać poturbowanym przez niedźwiedzia albo chować go w domu i mieszanką tęsknoty i zachwytu patrzeć jak odchodzi, wzywany głosem instynktu. To świat twardych zasad. Świat otwarcia na nowe:gatunki, zwyczaje, drogi. Ale też świat odwiecznych reguł i wygranej silniejszego. Walki z żywiołem i nikczemnym człowiekiem. Świat, na który patrzy się z respektem, rezygnuje z brawury i dochodzi do wniosku, że "czasem jedzenie i ciepło są ważniejsze nawet od tygrysa".

Można zapytać:co jest ciekawego w losach faceta, który przedziera się przez śniegi, poznaje kolejne syberyjskie plemiona, poluje na zwierzęta i bada gatunki? Wszystko! Książkę czyta się z wielką ciekawością! Bo jest w niej autentyzm przygody i tego, co kieruje prawdziwym przyrodnikiem:zrozumienie świata, prowadzone myślą ojca, że "warto ścigać to, co niepojęte".

Dörries opisał 996 gatunków motyli (odkrył 275), sprowadził do europejskich ogrodów nieznane wcześniej zwierzęta, preparował z braćmi okazy, które znalazły się w muzeach i pomagały biologom i etnografom. W czasie, gdy wszystko jest w zasięgu kliku warto pamiętać o tych, którzy często z narażeniem życia, pracowali nad nazwaniem tego, co nieznane i poznaniem tego, co ukryte. To dzięki nim mamy ten klik.  A dzięki Jakobsenowi mamy możliwość podróży w czasie, gdy więcej było tajemnicy, poszukiwania, styku życia i śmierci. Książka porywająca i fascynujaca. Pisana z oddechem i precyzją. I pięknie  ilustrowana!
Dam do przeczytania rodzinie. I wiem, że się spodoba, bo to przyrodnicy (i fani dobrej literatury).

Roy Jacobsen, Annliese Pitz, "Człowiek, który kochał Syberię". Przeł. Iwona Zimnicka. Wydawnictwo Poznańskie. Poznań  2022.