wtorek, 26 lutego 2019

"Całe życie" piękno prostoty jedermanna

"Najwyraźniej ludzie szukali w górach czegoś, o czym sądzili, że zgubili to dawno, dawno temu. (...) jednak w miarę upływu lat był coraz bardziej przekonany, ze turyści w gruncie rzeczy kuśtykali zie tyle za nim, co za jakąś nieznaną, nienasyconą tęsknotą."

Andreas Egger rodzi się na austriackiej wsi w bliżej nieokreślonym roku pod koniec XIX wieku. Może gdyby Andreas był kimś słynnym, data miałaby tu większe znaczenie, ale Egger jest po prostu jednym z wielu ludzi gór. Oddany na wychowanie, od dziecka uczony ciężkiej pracy i Alp ze spokojem i pokorą stoika znosi wszystko, co niesie mu życie. Miłość, nieszczęście, służbę w armii, pobyt w łagrze, powrót do coraz bardziej nowoczesnej i chętniej odwiedzanej przez turystów wioski. Śmierć. Austriacki pisarz Robert Seethaler opisuje cykl życia człowieka i zmienność natury. W losy włącza się wielka historia, ale to nie może oderwać Eggera od przyrody, która jest jego najwierniejszym współtowarzyszem. Pasterz, drwal,  wiercący w skale, przewodnik po górach...Przyroda jest jego domem i towarzyszem. Po niej poznaje upływający czas i sam, będąc jej częścią, poddaje się nieuchronnym zmianom. Pozostając przy tym człowiekiem prostym, szczerym i bardzo prawdziwym.

 Everyman, a w literaturze niemieckojęzycznej: jedermann,  każdy, wywodzi się z XV wiecznych  moralitetów. W tej opowieści, nie tylko przez jej zwięzłość i prowadzenie akcji, ale przede wszystkim opis życia zwykłego i niczym się nie wyróżniającego człowieka, jeszcze bardziej przywodzi na myśl nie tylko  moralitet, ale i przypowieść. Bo Egger żył dobrze i umarł, spotykając Zimą Panią. "Kochał. I zaznał przedsmaku tego, dokąd ta miłość mogła zaprowadzić. (...)Nigdy nie zwątpił w Boga i nie bał się śmierci. (...) mógł bez żalu spoglądać na czas między tymi punktami, na swoje życie, z raptownym śmiechem i jednym wielkim zdumieniem".  Powieść napisana prosto, a jednak tak, że chce się kilkukrotnie czytać te same zdanie, by powtórzyć sobie i mądrość, wzruszenie i piękno. Poruszająca i zapadająca w pamięć książka, która przypomina, że  moc literatury nie tkwi w tysiącach zapisanych  stron, ale w emocjach, które umie wywołać kilkanaście precyzyjnie skomponowanych akapitów.

Robert Seethaler, "Całe życie". Przeł. Ewa Kochanowska. Wyd. Otwarte. Kraków 2017.


piątek, 22 lutego 2019

"Inny rodzaj zła" prawie jak Christie


Statek, płynący na egzotyczne wyspy.  Skacząca z pokładu kobieta. Zamknięta grupa pasażerów. Coś Wam to przypomina?  Kryminał w starym stylu. A jeśli dodamy do tego jeszcze postać detektywa-amatora, którym jest sama Agatha Christie, to sprawa zaczyna wyglądać już naprawdę zachęcająco. Autor postanowił zrobić rzecz oczywistą,(aż dziwne, iż nikt na nie wpadł szybciej) i uczynił z królowej kryminału detektywa.
Christie płynie na wsypę z zdaniem przyjrzeniu się sprawie  pewnego zabójstwa i  sprawdzenia plotek o znawcy trucizn, mitów i czarnej magii. Ale już po drodze staje się świadkiem morderstwa, a gdy  pasażerowie schodzą z nią na ląd i wcale nie jest spokojniej, bo pojawiają się kolejne ofiary. Co więcej, życie samej Christie, która męczy się z pisaniem  „Zagadki Błękitnego Ekspresu”,  jest zagrożone.  Ci, którym ufano na początku stają się coraz bardziej podejrzani,  człowiek, o którym krążyły straszne plotki okazuje się straszny z zupełnie innego powodu.  I kufer, który przy wnoszeniu na statek był ciężki, teraz jest lekki. Zapiski egzaltowanego pisarza  mogłoby być źródłem informacji, ale giną. A do tego wszystkiego sama Christie, która cały czas przeżywa rozwód z mężem, śmierć matki i swoje zniknięcie (które szczegółowo zostało popisane w poprzedniej książce, "Królowa zbrodni”).  
Jest w tej książce ślad inspiracji  twórczością Christie, ale nie mam jej inteligencji i dowcipu. Oczywiście, nie wszystkie kryminały Agatki są równie dobre, (np. wspominania „Tajemnica Błękitnego Ekspresu” nie jest zbyt udana), ale mają pewien poziom, styl i klasę. Andrew Wilson  czerpie z niektórych wątków i postaci, ale wprowadza do książki naturalizm i dosadność, który nie łączy się ze światem Christie, bo ona nie tyle pisała o zbrodni (a już na pewno nie epatowała nią) , co tworzyła pewną aurę niedopowiedzianego niepokoju. I takiego klimatu mi zabrakło. Książkę można przeczytać w charakterze ciekawostki i dowodu na to, że  Christie cały czas inspiruje, ale  nie jest to powieść do koniecznego poznania. Poza tym geniusz Christie objawiał się też w tym, że widziała jak skroić i skrócić swojej powieści, a Wilson niepotrzebnie książkę przeciąga, wydłuża i rozbudowuje. To, co zbyt rozwlekłe nigdy nie służy kryminałowi.

Andrew Wilson, Inny rodzaj zła”. Przeł. Beata Hrycak. Wyd. Bukowy Las.  Wrocław 2018.

czwartek, 14 lutego 2019

"Paryska żona" i komu bije... serce

Być muzą i inspiracją dla artysty... Czasem by się chciało. Jednak życie dzielone z twórcą to nie tylko momenty szczęścia i szaleństwa. To codzienność,  decyzje, rachunki, wydarzenia znacznie mniej spektakularne i poetyckie. Trudy, które czasem bardziej rozdzielają, niż scalają. O takim związku jest "Paryska żona", opowieść o pierwszej żonie Heminway'a- Hadley Richardson. Poznali się, gdy ona miała 28 lat i myślała, że czeka ją los starej panny żyjącej z nadopiekuńczą matką.  On, osiem lat młodszy, był początkującym pisarzem, marzącym o wielkiej karierze i przygodach.Ona od początku dostrzegała w nim talent i wierzyła, że osiągnie sukces. Ślub dla części jej znajomych był wielkim szaleństwem. Przeżyli razem 6 lat i choć Ernest rozwiódł się z Hadley dla poznanej podczas trwania ich małżeństwa  Pauliny Pfeiffer, pod koniec życia miał twierdzić, że "wolałby umrzeć, niż zakochać się w kimś innym niż Hadley". 

Powieść Pauli McLain to historia miłości, szukania tematów, podroży (bo akcja powieści dzieje się nie tylko w paryskich mieszkaniach Gertrudy Stein, Ezry Pounda, na spotkaniach z Zeldą i Francisem Scottem Fitzgeraldami, ale także w Hiszpanii, Szwajcarii i Kanadzie). To historia kobiety (narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, czasem pojawią się rozdziały w trzeciej), która dla miłości jest w stanie wiele zrobić. Która stara się żyć z pięknoduchym artystą, nie przeszkadzać  mu w pracy, ale także nie zatracić siebie. Ich związek pełen był chwil trudnych i dramatycznych (najbardziej powieściowym, choć prawdziwym momentem jest ten, gdy Hadley gubi w pociągu walizkę z rękopisami Ernesta). Ale też momentów pięknych, radosnych i inspirujących. Bo w gruncie rzeczy to właśnie wiara w sukces pisarski, jaki żywiła paryska żona była tym, co pozwoliło także Ernestowi uwierzyć w siebie. Każde miało swoje  priorytety i ambicje, każde miało artystyczną duszę (Hadley myślała o karierze pianistki), jedno odniosło artystyczny sukces, drugie miało dość szczęśliwe życie.
Autorka tworzy w swojej książce obraz wyjątkowej kobiety- delikatnej i silnej jednocześnie, odrywającej swoją moc, ale także potrafiącej odpuścić, gdy wynik jest przesądzony. Kobiety, która wchodzi w nowe środowisko, ale w otoczeniu artystów stara się być swobodą amerykańską dziewczyną i nie udawać, nie pozować, jak inni. To historia wielkiej miłości i wielkiej prawdy o tym, że kochać to obdarowywać wolnością. To też opowieść o trudnych początkach kariery Hemingway'a, który zaczynał od prac dziennikarskich, a marzył o prozie. O poszukaniu tematów własnego stylu. O tym, że za sukcesem mężczyzny stoi kobieta.  

Książka bardzo ciekawa,  w której znajdziemy nie tylko dobrze nakreślone sylwetki głównych bohaterów, ale także rytm i rys międzywojennego, artystowskiego Paryża i rozgrzanej słońcem Pampeluny.  Opowieść o tym, że bycie muzą to wysiłek i wyrzeczenia. I bardzo dobry temat na powieść!

Paula McLain, "Paryska żona". Przeł. Anna Rojkowska. Wyd. Między słowami. Kraków 2016

czwartek, 7 lutego 2019

"Tego kwiatu jest pół światu", florystka, koty i faceci

Za moment walentynki, na około pogoda z rodzaju mocno nijakiego, więc najlepszym pomysłem na spędzenie chwili wolnego czasu jest sięgnięcie po komedię trochę romantyczną. Taką propozycją jest najnowsza powieść Marty Radomskiej. Wbrew temu, co czytamy na okładce, główna bohaterka i narratorka historii Maja, wcale nie ma aż takiego problemu z  podrywaniem facetów. Ledwo się z jednym rozwiodła (jesli wierzyć plotkom, oskubawszy go przy tym doszczętnie), to już na horyzoncie pojawia się kolejny egzemplarz. A i to nie koniec. Tym bardziej, że były mąż ginie w tajemniczych okolicznościach, Maja razem z bratem bliźniakiem biorą się za rozwiązywanie zagadki spadku po babci, a wszystkie te sprawy będą się łączyć jeszcze przez kota, którego znalezieniu towarzyszyć będzie spotkanie z policją,  interesującym brunetem i nieboszczykiem. I jest jeszcze pewien artysta od tatuaży, który również będzie miał coś do zdziałania w tej opowieści.  Wystarczająco zakręcone, aby dać trochę rozrywki w lutowe popołudnie?! 

Marta Radomska proponuje nam odwiedziny w świecie, w którym królują szalone przypadki, zbiegi okoliczności i chyba tylko kot może ze stoickim spokojem znosić kolejne wybryki losu i swojej pani. Jest tu trochę prostego kryminału, szczypta romansu, sporo humoru i bardzo wiele sympatii dla futrzaków.  Maja jest bohaterką po sympatycznemu narwaną, opowiadającą o swoich perypetiach z dużym dowcipem i dystansem. Ma też, co nieczęste w obyczajówkach, naprawdę fajną i normalną rodzinę i brata, z którymi łączy ją wciąż mocna więź emocjonalna, dająca bardzo dużo autentycznego ciepła. Są też przyjaciele, dzięki którym historia nabiera dodatkowego kolorytu.  Jeśli właśnie na taką, lekką i szaloną, trochę nieprawdopodobną opowieść mamy ochotę, oto jest! Można też przy okazji sprawdzić się jako psycholog, bo pewien bohater od samego początku jest,(a przypominam, że mamy tu do czynienia z elementem kryminału), mocno podejrzany!  Książkę czyta się lekko, łatwo i przyjemnie, choć dla mnie można by ją było śmiało skrócić o sto stron, usuwając zwykle dowcipne, ale niewiele wnoszące do fabuły monologi bohaterki dotyczące jej codziennych czynności. Jestem też mocno odporna na koty (polonistka i bibliotekarka, której oczy się nie świecą na widok puchatej kulki? To możliwe!), więc bez żalu przelatywałam wzrokiem wszystkie opisy tornad i spustoszeń, czynionych przez Lokiego. 

To pierwsza cześć cyklu, który wydawca zapowiada na skrzydełku książki, a drugi tom ma na okładce tego samego kota, więc można oczekiwać, że mimo happy endu, na Majkę czekają jeszcze kolejne wyzwania i przygody. Dziwiłabym się, gdyby było inaczej, bo to postać świetnie pasująca do tego właśnie obyczajowo-kryminano-homorystyczno-romantycznego świata. I jeśli ktoś lubi w ten zimowy czas w taki świat wejść i poczuć trochę letniego skwaru i emocji miłosno-kryminalnych, to droga wolna!

Marta Radomska, Tego kwiatu jest pół światu. Wyd. Czwarta strona. Poznń 2019.

sobota, 2 lutego 2019

"Muzyka twojej duszy" amoroso bez dolce

Gdy zabierałam się za tę książkę myślałam, że to kolejna tzw. cieplutka obyczajówka z cyklu ona, on, oni i  happy end. Czekało mnie zaskoczenie. Bo choć autorka przedstawia losy dwójki bohaterów i czytelnik jest pewien, że w jakiś sposób ich losy się połącza, nie jest to aż tak oczywiste. 
 Jego, Igora, poznajemy w czasach, gdy polonez był szczytem szczęścia, a za  zwykłe zakupy płaciło się tysiące złotych. Chłopak ze wsi patrzy na świat trochę inaczej, bo najchętniej przez obiektyw aparatu. Dzięki znajomości z koleżanką ze szkoły Kamilą wierzy w swoje możliwości i zaczyna ufać, że marzenia o innym życiu są możliwe. Ale  tragiczne wydarzenie sprawia, że chłopak znów traci sens. Jednak wiara (także pań z biblioteki, które wspierają bohatera i nie są stereotypowymi babami w pulowerach!) w talent chłopaka sprawia, że Igor znów podejmuje studia i w Warszawie spotyka nową,fascynującą dziewczynę. 
Ona, Isabel, jest światowej sławy pianistką, która mimo wielu zaproszeń unika koncertowania w Europie. Jednak na skutek próśb i zbiegów swojej przyjaciółki wiolonczelistki i partnera, decyduje się na  występy na starym kontynencie. Isobel poznajemy w czasie współczesnym. 
I przeskakując między bardziej historyczną opowieścią o Igorze i jego nowej towarzyszce, a współczesnymi losami pianistki powoli zaczynamy łapać punkty styczne. Jedna historia wyjaśnia drugą. Kto spodziewa się powieści o miłości bez problemów i zgrzytów, ten się zawiedzie. Mamy tu związek dwóch osobowości, z których każdy ma swoje pasje i marzenia. Czy można dla drugiego człowieka zrezygnować z czegoś, co stanowi o kolorycie życia i być w pełni szczęśliwym? Czy miłość powinna dopuszczać, że aparat albo instrument bywa rywalem w walce o wspólny czas i priorytety? Pytania, które stawia Agnieszka Lis absolutnie nie są banalne, a odpowiedzi nie są łatwe. Zostanie po tej książce coś do przemyślenia.  
Wartością dodana książki są opisy prób i pracy instrumentalistów,bo bardzo rzadko mamy do czynienia w literaturze popularnej z opisami tego, jak muzycy dyskutują nad swoją praca. A warto o tym przeczytać, gdyż dla wielu z nas muzyk ma po prostu grac to, co jest zapisane w nutach. Niuanse interpretacji utworów, subtelne różnice tempa, jaśniejsze i ciemniejsze tony instrumentów to kuchnia pracy muzyków, której efekty podziwiamy w salach koncertowych. O tych dyskusjach, które składają się na najpełniejsze brzmienie utworu i indywidualny rys każdego wirtuoza Agnieszka Lis, pianistka, pisze bardzo ciekawie. Jest też w książce lista utworów, nad którymi pracuje bohaterka powieści, więc można sobie urządzić  czytanie  z muzyką w tle (tyle tylko, że muzyka może po chwili przestać być tłem i zaangażować cała naszą uwagę - mówię z własnego doświadczenia, bo nie umiem czytać przy muzyce). Biorąc pod uwagę jak ważne miejsce zajmuje muzyka w tej książce trochę dziwi, że tytuły utworów nie zostały w tekście wyodrębniane graficznie, a fakt, że  tytuły obrazów są pisane kursywą i  playlista na końcu  również kursywą,  sprawia, że taki zabieg redaktorski jest dla mnie całkowicie niezrozumiały.  Pomijając ten drobiazg, książkę polecam, bo śledzenie dojrzewania bohaterów, rozwoju ich uczucia i walki o realizację marzeń oraz związanych z tym kosztów jest naprawdę ciekawe. A i ludzie, pomagający na ich drodze zakreślenia są interesująco.  Agnieszka Lis kończy książkę w momencie, który domyka trzy historię, jego, jej i ich. Historie bez wątpienia miłosną, ale bardzo życiową i nie przesłodzoną.   

A to jeden z utworów, nad którym pracują Isobel i Olena. 



Agnieszka Lis, "Muzyka twojej duszy". Wyd .Czwarta strona. Poznań 2019.