Gdy zabierałam się za tę książkę myślałam, że to kolejna tzw. cieplutka obyczajówka z cyklu ona, on, oni i happy end. Czekało mnie zaskoczenie. Bo choć autorka przedstawia losy dwójki bohaterów i czytelnik jest pewien, że w jakiś sposób ich losy się połącza, nie jest to aż tak oczywiste.
Jego, Igora, poznajemy w czasach, gdy polonez był szczytem szczęścia, a za zwykłe zakupy płaciło się tysiące złotych. Chłopak ze wsi patrzy na świat trochę inaczej, bo najchętniej przez obiektyw aparatu. Dzięki znajomości z koleżanką ze szkoły Kamilą wierzy w swoje możliwości i zaczyna ufać, że marzenia o innym życiu są możliwe. Ale tragiczne wydarzenie sprawia, że chłopak znów traci sens. Jednak wiara (także pań z biblioteki, które wspierają bohatera i nie są stereotypowymi babami w pulowerach!) w talent chłopaka sprawia, że Igor znów podejmuje studia i w Warszawie spotyka nową,fascynującą dziewczynę.
Ona, Isabel, jest światowej sławy pianistką, która mimo wielu zaproszeń unika koncertowania w Europie. Jednak na skutek próśb i zbiegów swojej przyjaciółki wiolonczelistki i partnera, decyduje się na występy na starym kontynencie. Isobel poznajemy w czasie współczesnym.
I przeskakując między bardziej historyczną opowieścią o Igorze i jego nowej towarzyszce, a współczesnymi losami pianistki powoli zaczynamy łapać punkty styczne. Jedna historia wyjaśnia drugą. Kto spodziewa się powieści o miłości bez problemów i zgrzytów, ten się zawiedzie. Mamy tu związek dwóch osobowości, z których każdy ma swoje pasje i marzenia. Czy można dla drugiego człowieka zrezygnować z czegoś, co stanowi o kolorycie życia i być w pełni szczęśliwym? Czy miłość powinna dopuszczać, że aparat albo instrument bywa rywalem w walce o wspólny czas i priorytety? Pytania, które stawia Agnieszka Lis absolutnie nie są banalne, a odpowiedzi nie są łatwe. Zostanie po tej książce coś do przemyślenia.
Wartością dodana książki są opisy prób i pracy instrumentalistów,bo bardzo rzadko mamy do czynienia w literaturze popularnej z opisami tego, jak muzycy dyskutują nad swoją praca. A warto o tym przeczytać, gdyż dla wielu z nas muzyk ma po prostu grac to, co jest zapisane w nutach. Niuanse interpretacji utworów, subtelne różnice tempa, jaśniejsze i ciemniejsze tony instrumentów to kuchnia pracy muzyków, której efekty podziwiamy w salach koncertowych. O tych dyskusjach, które składają się na najpełniejsze brzmienie utworu i indywidualny rys każdego wirtuoza Agnieszka Lis, pianistka, pisze bardzo ciekawie. Jest też w książce lista utworów, nad którymi pracuje bohaterka powieści, więc można sobie urządzić czytanie z muzyką w tle (tyle tylko, że muzyka może po chwili przestać być tłem i zaangażować cała naszą uwagę - mówię z własnego doświadczenia, bo nie umiem czytać przy muzyce). Biorąc pod uwagę jak ważne miejsce zajmuje muzyka w tej książce trochę dziwi, że tytuły utworów nie zostały w tekście wyodrębniane graficznie, a fakt, że tytuły obrazów są pisane kursywą i playlista na końcu również kursywą, sprawia, że taki zabieg redaktorski jest dla mnie całkowicie niezrozumiały. Pomijając ten drobiazg, książkę polecam, bo śledzenie dojrzewania bohaterów, rozwoju ich uczucia i walki o realizację marzeń oraz związanych z tym kosztów jest naprawdę ciekawe. A i ludzie, pomagający na ich drodze zakreślenia są interesująco. Agnieszka Lis kończy książkę w momencie, który domyka trzy historię, jego, jej i ich. Historie bez wątpienia miłosną, ale bardzo życiową i nie przesłodzoną.
A to jeden z utworów, nad którym pracują Isobel i Olena.
Agnieszka Lis, "Muzyka twojej duszy". Wyd .Czwarta strona. Poznań 2019.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz