piątek, 31 sierpnia 2018

"Niedźwiedź i słowik" horror z baśni, baśń z lasu

Gdy w Moskwie trwają polityczne przepychanki, na rubieżach Rusi spokojnie żyje bojar Piotr Władymirowicz z rodziną. Żyją zgodnie z rytmem przyrody, pamiętają ludowych podaniach i wierzeniach. Jednak po śmierci ukochanej żony, Piotr zmuszony jest do kolejnego ożenku i znalezienia dzieciom- a zwłaszcza najmłodszej Wasi, matki.  Kobieta, którą decyduje się przywieźć do domu jest do pasierbicy podobna tylko w jednym- także widzi więcej niż przeciętny człowiek. Wasilisa bowiem dostrzega domowe duszki, wodne nimfy, rozmawia z tymi, którzy w sposób tajemniczy i baśniowych chronią zwierzęta i domy. O ile Wasia się z tymi stworzeniami zaprzyjaźnia, a tyle owładnięta manią religijną Anna, popada w coraz większy obłęd.  Wasia dorasta, a siły zła i dobra, o których opowiadała piastunka Duniasza znów zaczynają się mocować.
  Nastoletnia już dziewczyna musi zmierzyć się z niedźwiedziem, demonem, którego poznała jeszcze we wczesnym dzieciństwie.  Przeciw niedźwiedziowi jest też  Morozko, demon zimy i wcielenie śmierci. Czy można zjednoczyć siły z kimś, kto jest zimą i ostatecznością? Po jakie środki sięgnie niedźwiedź, wykorzystujący ludzką ufność?  Jak będzie wyglądało starcie sił, gdy leśne duchy przestaną być tak przyjazne, a ludzi ogarnie  złość i strach?  A przy tym czytelnik ma świadomość, to  dopiero pierwsza część opowieści...  

 Tym, co najbardziej zwraca uwagę w "Niedźwiedziu i słowiku" jest bardzo sprawne połączenie gatunków. Zresztą już okładka  (trochę z Fridy, trochę ze Stryjeńskiej) sugeruje, że  barwna ludowość złączy  tu się zgrozą i mrocznością. Autorka, absolwentka literatury francuskiej i rosyjskiej, zaproponowała w swoim debiucie splecenie wątków z baśni  dalekiej Rusi, włączając w to także elementy historycznej walki o koronę na Kremlu, horroru (opisy demonów  i nastrój scen robią wrażenie) i historii o dorastaniu. Dla mnie, osoby, która nie czyta fantastyki ani fantasy, ale została wychowana na baśniach (i pojawiającym się w motcie Puszkinie) to połączanie interesujące. I mam wrażenie bardziej baśniowe, niż  typowo fantastyczne. Historię dobrze się czyta, choć akcja toczy się dość niespiesznie, przybierając na dynamice pod koniec. Dorastającej Wasi nie sposób nie lubić (mamy tu buntowniczą bohaterkę, sprzeciwiającą się tradycyjnej roli kobiety, która nie powinna jeździć konno, łazić po drzewach, a tym bardziej decydować o swoim losie), a błękitnooki Morozko intryguje! To jedna z tych książek, w której świat przedstawiony jest tak zbudowany, że czytelnik może poczuć się jego częścią. Nastrojowe i budujące obraz ruskiego sioła są też opisy przyrody, która w tej opowieści ma dużą rolę (tak, tak, opisy przyrody w XXI wieku!). Choć chwilami miałam wrażenie, że napięcie w powieści siada i autorka traci panowanie nad wątkami, po chwili tempo wracało. I to sprawia, że będę czekać na kolejny tom i dalsze przygody Wasi. 

 Katherine Adren, "Niedźwiedź i słowik". Przeł. Katarzyna Bieńkowska. Wyd. Muza Warszawa 2018.

środa, 22 sierpnia 2018

"Snoby" arystokratyczne


Szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie, głosi znane polskie przysłowie. I to, że polskie, to ważne, bo u nas sprawy pochodzenia i klasy nie mają tak wielkiego znaczenia jak na Wyspach Brytyjskich. Akcja "Snobów" toczy się w ostatniej dekadzie XX wieku i wyziera z niej ciągłe umiłowanie starego porządku i  podziału na arystokrację i tych drugich. Bohaterką powieści jest Edith, dziewczyna z gminu, która złapała arystokratę, jednak znudzona życiem, za którym wcześniej tęskniła, wplątuje się w romans z gwiazdorem oper mydlanych.  Co będzie dalej?  Które życie i który świat jest ciekawsze i do którego ona bardziej pasuje?
Całą historię opowiada nam przyjaciel Edith łączący w sobie światy, bo jest i aktorem, i arystokratą.  Balansując między tym co arystokratyczne, zamknięte w wielkich rodowych siedzibach rodów, gdzie każdy jest z kimś spokrewniony, a przerzucanie się pseudonimy lordów i baronów jest dobrym tonie, a współczesnym światkiem show-biznesu (posiadającego również swoją hierarchię) widzi i punktuje obie strony. Opowieść o pannie jest w gruncie rzeczy prosta i dotyczy oczywistego wyboru stylu życia i bycia szczerym wobec siebie. Choć właśnie szczerość jest cechą, której żaden z opisywanych światów nie premiuje.   Książka scenarzysty "Downton Abby" jest też opowieścią o tym, że wykraczając ponad swoją sferę jest się bezpaństwowcem, bo nie można zostać  arystokratką bez tuzina udokumentowanych szlachetnych przodków.  Z drugiej strony,  ta osoba nie ma też powrotu do anonimowości jakiej doświadczała jako „osoba z gminu”. Autor bardzo wnikliwie analizuje te sytuację wyjścia ze sfery... Coś, co nam trąci „Trędowatą”, jest, jeśli wierzyć Lordowi  Fellowesowi, cały czas aktualne. 
  
 "Snoby" czyta się lekko, autor, jak przystało na wziętego scenarzystę,  bawi aforyzmami i celnymi spostrzeżeniami dotyczącymi swoich bohaterów. Jednak wśród tych bohaterów próżno szukać postaci sympatycznej, dobrej, takiej, w której literackie życie można się emocjonalnie zaangażować. "Snoby" to opowieść o pozorach i „co ludzie powiedzą” , o kalkulacjach i interesach. O ciągłym graniu- gra aktor (i to jest zrozumiałe), gra matka markiza, gra młoda żona- narzucone role, społeczne klasy, zasady zachowania wykształcone przez lata i  ustalone przez wieki układy i koligacje (bo za króla Jakuba!....). "Snoby" to opowieść o współczesnym społeczeństwie, w którym podział na klasy, na nas i ich, podział wynikający z urodzenia, jest żywy. O społeczeństwie, w którym lord zasługuje na szacunek, a nowa partnerka aktora jest tym większą celebrytką im więcej  ma kontaktów z wyższymi sferami. Choć podejrzewałam, jak rzecz się skończy,  po odłożeniu książki towarzyszyło mi poczucie, że to  była smutna historia.  Zgrabnie opowiedziana i wyszedłby z tego na pewno dobry film, obyczajowy. Bo obyczajowość  pewnych sfer wciąż trzyma się mocno!

Julian Fellowes, "Snoby". Przeł. Barbara Kopeć-Umiastowska, Wyd. Marginesy. Warszawa 2017.