czwartek, 30 grudnia 2021

CYNAMONY 2021

 


Najlepsza książka przeczytana w 2021 roku to...? 

 

Moje Cynamony, czyli zestawienie najbardziej zapadających w pamięć książek czytanych w tym roku.

Literatura polska: "Florentyna od kwiatów"  romantyzm polskiej wsi i malowniczość trwania oraz "Cyrkówka Marianna"  opowieść o kobiecie, która wierzyła w marzenia, ludzi i dawała kolor powojennej szarzyźnie.

Literatura obca: "Ballada o lutniku" opowieść o dorastaniu i dojrzewaniu, przyjaźni i międzypokoleniowym porozumieniu. Doceniam też "Dworską tancerkę" i "Klarę i słońce"

Lekkie, łatwe: "Wszystkie barwy marzeń" pozornie lekka historia, barwna, choć skryta bohaterka, która mówi o sobie kartkami na klatce schodowej.  Spodobały mi się brak jednoznacznego happy endu i mądrość dziesięcioletniego sąsiada.

Kryminal tango: "Ostatnia iluzja" kolejna część przygód Molly, intryga w nowojorskich w dekoracjach pocz. XX wieku. Cała seria świetna i bardzo niedoceniana! Wyróżnienie- „Porachunki bezimiennej pisarki” za intrygującą bohaterkę i ironiczną narrację. 

Muzyczne inspiracje: "Szalona miłość. Wprowadzenie do opery" mimo krytycznych uwag dot. tłumaczenia i redakcji, ta książka jest bardzo potrzebna i warta przeczytania, bo pokazuje operę jako sztukę wciąż żywą!

Bo bywam dzieckiem: przygody odważnych panien z Londynu roku 1909 czyli „Tajemnice domu handlowego Sinclair”, które przypomniały czym jest radość przygodowego czytania

Odkrycie roku: Daphne du Maurier! "Rebeka" zachwyciła, "Moja kuzynka Rachela" zaintrygowała. Ta przygoda się nie skończy, bo Daphne umiała pisać i umiała tworzyć oryginalne kobiece bohaterki. 

Na koniec: "Nic się nie dzieje" zbiór krótkich impresji pozwalających zrelaksować się, docenić i przypomnieć codzienne miłe chwile, na które nie zwracamy uwagi. Dla mnie  te opowiastki miały  dużą wartość biblioterapeutyczną. 

Pożegnanie: „Miasto z mgły”- ostatni tom prozy Zafona, domykający przygodę z jego wyobraźnią, językiem i literacką pamięcią.

Nadzieje: seria Wyjątkowe kobiety- za mną lektura powieści biograficznych o Fridzie i Piaf, ostrzę zęby na historię Callas.   

Wielkich rozczarowań nie było, bo książki, które nie rokują, porzucam.

Wszystkie książki oczywiscie wypożyczone z Biblioteki!  I dlatego nie ma zbiorczego stosiku, bo książki są tam, gdzie im najlepiej-w domach kolejnych czytelników.

Wydarzeniem książkowym było to, że moje nazwisko znalazło się na okładce publikacji z ISBNem ;) I że była to publikacja o Norwidzie...

Życie jest pełne zaskoczeń! Samych wspaniale zaskakujących Wam życzę!

poniedziałek, 20 grudnia 2021

"Jedyny taki dzień w roku" dzień świstaka i świątecznej wzajemności

W książce Agnieszka Jeż opisuje wigilię. A właściwie kilka. Pierwsza wigilia to pośpiech, tłumione uczucia i w końcu wybuch emocji i wzajemnych pretensji. Druga to nerwy i bolesna, nawet złośliwa, szczerość. Kolejna-próba zrozumienia tego, co się dzieje i otwarcia na innych. Wreszcie dzień, gdy człowiek dobrze czuje się ze sobą i innymi, bo jest uważny i nie boi się zabrać głosu. Tyle tylko, że te wigilie to cały czas ten sam dzień.

To świąteczna wersja "Dnia świstaka". Dorota, nastawiona początkowo raczej niechętnie do świątecznego spotkania w rodzinnym domu, przeżywa te same chwile, ale za każdym razem może coś zmienić. I okazuje się, że każdy, nawet mijana na pasach staruszka, ma swoją historię, że każdy:mama, brat, sama Dorota ma i wady, i zalety. I że w codziennym życiu naprawdę działa III zasada dynamiki Newtona!

Tak jak Dorota stopniowo zaczyna poznawać ludzi i być im życzliwsza, tak i ja stopniowo zaczęłam bardziej ją lubić. Bo na początku...cóż, maruda, która nie umie bronić swoich racji bez atakowania i szukania winnych. Ale kolejne wigilie pozwalały modyfikować zachowania i pokazywały, że inna akcja, rodzi też inną reakcję. Bo to jest książka o wzajemności.
Mimo że ten sam dzień i sytuacje powtarzają się kilkakrotnie, nie nudziłam się, bo sama Dorota i jej otoczenie są lekko zmieniane i uzupełniane informacjami o bohaterach, których już nie można tak łatwo osądzić.

Książka jest świąteczna, rodzinna, momentami wzruszająca, ale przede wszystkim mówi o tym, że jeśli chce się doświadczyć tej świątecznej magii, trzeba ją samemu wyczarować, a czary to wymagająca robota! I o tym też powinniśmy pamiętać i powinny nam przypominać świąteczne książki-że na atmosferę między ludźmi wpływają  przede wszystkim ludzie. Że tych, których kochamy (w tym siebie) potrafimy, czasem bezmyślnie, czasem specjalnie,ranić najbardziej. A może wystarczy zrobić coś inaczej, coś podpowiedzieć, coś powiedzieć jasno, a coś inaczej niż zwykłe, by zmienić bieg wydarzeń i słów? Takie proste. A czasem takie trudne.

Warto o tym pomyśleć, dziękuję  Pani Agnieszko! I Newtonowi też:)

W ubiegłym roku też czytałam świąteczną książkę pisarki (przyciągnęła mnie bohaterka bibliotekarka) i tegoroczna podobała mi się bardziej.

Agnieszka Jeż. "Jedyny taki dzień w roku". Wyd. Filia . Poznań 2021

piątek, 17 grudnia 2021

"Tajemnice domu handlowego Sinclair" retro kryminał dla młodych duchem"


 Pamiętacie swoja ulubioną serię z czasów gdy mieliście jakieś 10 lat? U mnie był to Pan Samochodzik. Tajemnice, historia i pierwsze zauroczenie literackie (bo pan Tomasz to był ktoś!). Na później została sympatia dla kryminalnych intryg i matura z historii.  

 Seria o tajemnicach hotelu Sinclairs nie jest Panem Samochodzikiem, ale  jej czytanie trochę przypomniało emocje sprzed lat. Bo jest tajemnica, jest nie tyle zagadka historyczna, co konkretna rzeczywistość (rok 1909/1910) i są bohaterowie, których się lubi. A ja- już dorosła, wyczuwam lekkie literackie  wpływy Zoli (rzecz dotyczy wielkiego domu handlowego prawie ze „Wszystko dla pań”),  historii o Sherlocku (Londyn i walka z nieuchwytnym złoczyńcą, Baronem).  Kryminał dla dzieci retro? To się może udać!

Sophie jednego dnia traci ojca, majątek i zmuszona jest szukać pracy. Dostaje  posadę w domu handlowym. Ale zamiast układać tiul, wplątuje się kryminalną intrygę i wraz z marząca o scenie Lil, pomocnikiem Billem i byłym ulicznikiem rozwiązuje zagadkę kradzieży. W kolejnym tomie dochodzi jeszcze sprawa zabójstwa, a potem fałszerstwa, wreszcie zamachu stanu. Każdy tom to osobna historia, ale spaja je zestaw głównych bohaterów i trzymająca w klamrze historia Sophie, która  próbuje dowiedzieć się, co geniusza zła Barona łączy z jej rodziną. 

To, co mnie bardzo przypadło do gustu to pokazanie świata sprzed stu lat- China Town i zupełnie innych światów z East i West Endu, działania sufrażystek, kolej. Łamanie konwenansów, gdy panna z dobrego domu zechce robić karierę w teatrze, a jej brat porzuca Oxford na rzecz sztuk pięknych. Dzielne, bystre dziewczyny z pomocą przyjaciół mogą zrobić wszystko, nawet założyć agencję detektywistyczną w najmodniejszym sklepie Londynu! Pomysł autorki na historyczne śledztwa, konsekwentnie tworzony świat, nie aż tak proste zagadki i wymykające się regułom bohaterki jest bardzo dobry. Ja bawiłam się przednio i bardzo dobrze, że sięgnęłam po serię sprzed paru lat, bo za jednym zamachem mogłam poznać 4 przygody dziewczyn. Choć kolejna seria o ich śledztwach poza Londynem, jeszcze przede mną.

Moje czytelnicze dzieciństwo było bardzo udane. Ale to, co dzieje się teraz na rynku książki dla młodego czytelnika i fakt, że tyle dobra ukazuje się dla dzieci to jest sytuacja idealna! Nic tylko czytać.
Katherine Woodfine. Tajemnice domu handlowego Sinclairs. (Pozytywka, Drogocenna ćma,  Szmaragdowym smok, Pawie piórko). Wydawnictwo Dwukropek. Warszawa 


 

sobota, 11 grudnia 2021

"Panna Austen" nie tylko o Jane

 


Panna Austen. Kto przychodzi na myśl, gdy  pada to nazwisko? Jane. Jednak  Jane, choć w książce się pojawia, nie jest jej główną bohaterką. Panną Austen była też Cassandra, siostra Jane, jej powiernica, czytelniczka książek, osoba, która zgodnie z literą powieści po latach od śmierci siostry wybrała się na poszukiwanie starych listów, które mogłaby zaszkodzić pamięci pisarki.  Rok 1880 to oś jednej części książki- historii starej już Cassandry, która  w domu krewnych poszukuje listów sprzed lat i wspomina.  W tych wspomnieniach, przywołanych przez listy, cofamy się do czasów młodości dziewcząt, poznajemy radosną, błyskotliwą rodzinę Austenów, potem tragiczne wydarzenia, które przeszkodziły Cassandrze w zbudowaniu rodzinnego szczęścia. Jest i  okres podróżowania po Anglii, gdy plebania została przejęta przez kolejnego pastora.  Historia toczy się niespiesznie,  pozwala wybrzmieć i śmiechom rodzinnych rozmów, i łkaniom zawiedzionych nadziei.  
Jest to opowieść o życiu kobiet.  Tych, które nie wyszły za mąż i starały się „być użyteczne”. Kobiet, które polowały na męża. Kobiet starających się zdobyć coś swoją pracą. Kobiet oddanych rodzinie, opłakujących zmarłe dziecko. Kobiet w blasku balowych kandelabrów i kobiet w ciszy swoich pokojów.
 Czy jest w tej książce coś z prozy Austen?  Bohaterowie-  np. szwagierka ze swym uwielbieniem dla  męża  to wypisz wymaluj pastorowa z „Emmy”! Jest w narracji pewien dowcip i czasem lekko wbita szpila złośliwości.  Natomiast nie ma, bo to jednak tekst oparty na życiu, a nie fikcja, radosnej kulminacji. Pytanie, czy mogłaby być? A może właśnie ten niejednoznaczny happy end byłby w duchu  Austen, gdyby żyła i pisała dłużej?
 Sama Jane opisana jest jako dziewczyna żyjąca  trochę w otoczeniu swoich historii, trochę w cieniu melancholii, na pewno bardziej refleksyjna niż trzpiotowata.  Zresztą przedstawiona w książce rzeczywistość- majorat, majątki, wojny, w których biorą udział żołnierze i marynarze, nie jest  za bardzo światem falbanek i salonowych plotek.  Jest za to próbą oddania rzeczywistości historycznej, takiej, która nam współczesnym każe się zastanowić, zanim naczytawszy się Austen zawołamy, że chciałybyśmy żyć w tamtych czasach.  
 
Gill  Hornby. "Panna Austen". Przeł. Katarzyna Malita. Świat  Książki 2021.  
 
 

piątek, 3 grudnia 2021

"Design saszetki z cukrem" kryształy marketingu


Słodzicie?
Czy ktoś spojrzał na saszetkę z cukrem jako na coś innego niż tylko porcję słodyczy?
Z mojej pierwszej zagranicznej wycieczki (Włochy 2000)przywiozłam cukier w kostkach w opakowaniach z symbolami Wielkiej Brytanii. Z Paryża: saszetkę z rysunkiem Sacre Coeur. Ze Lwowa- cukier z napisem cyrylicą. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że po latach przeczytam książkę, która opakowanie cukru traktuje jako element historii kultury i bardzo ważny nośnik reklamy.

Autorzy opisują historię cukru i cukrownictwa, piszą o powstaniu saszetek z cukrem oraz o tym, jak porcjowany cukier może zmienić świat kawiarni (ze szczególnym uwzględnieniem tych na Bałkanach, ale też wspomnieniem globalnych sieciówek). Ich opowieść  to nie tylko fakty, nazwiska i analizy marketingowe, bo przecież opakowanie cukru może nieść mnóstwo komunikatów, z których ten o zawartości cukru w cukrze wcale nie jest najważniejszy. To też snująca się szeroko humanistyczna gawęda podparta nawiązanymi do literatury, filozofii, tradycji i kultury (znów z mocnym bałkańskim kierunkiem). To opowieść o pozornie nieznaczącej rzeczy, która zmieniła losy może nie tyle ludzkości, co konkretnych ludzi, a używana jest przez miliony.

Można rzec, że historia cukrowych torebek znika, bo tony papierków po cukrze nie mają ekologicznej racji bytu. Ale właśnie teraz opowieść toczy się dalej, bo przez pandemię zmienia się rzeczywistość (autorzy napisali książkę, gdy hasło "bezpieczeństwo sanitarne" nie było tak powszechne).

Podtytuł-o komunikowaniu się z rzeczami to sedno tej publikacji. Komunikacji wprost-przez design, logo, hasła, ale też z ukrytą intencją. Komunikacji nastawionej na chwilowy, pozornie bezrefleksyjny kontakt, ale jednak bardzo powszechnej. Komunikacji, którą teraz bardziej świadomie będę czytać, bo mogę się domyślać ile treści za nią stoi. Bo tak, jak w teorii literatury funkcjonuje czytelnik wirtualny, w lot łapiący intencje autora, tak i w reklamie marzy się o kimś, kto pojmie zamysł twórcy i poświęci chwilę saszetce z cukrem (i książce o niej). Nawet jeśli wirtualny czytelnik, tak jak ja, nie słodzi.

Aleksander W. Mikołajczak, Patryk Borowiak. "Design saszetki z cukrem. O komunikowaniu się z rzeczami". Wydawnictwo Naukowe UAM. Poznań  2021.