Lato bez Facebooka brzmi jak wyrok. A co, jeśli bez
dostępu do netu spędza się kilka lat? I to w mieście, które choć nazywa
się Nowy Jork, nie jest TYM Nowym Jorkiem. Ma za to prawie 200 rond i
zerową przestępczość... Mieszkańców pewnie taki fakt cieszy, ale co z
policjantami? Zwłaszcza z policjantką Agathą Crispies (podobieństwo do
TEJ Christie zamierzone)? Gdy pozostali stróże prawa grają w rzutki
albo robią na szydełku, ona próbuje krzewić swoją pasję-czytanie.
Jednak prowadzony przez nią na komisariacie klub czytelniczy nie cieszy
się wielkim powodzeniem. Az tu nagle…nie, nie, nie zaczynają walić
tłumy na książkowe spotkania.
Mamy trupa. Jednego, drugiego. Zbrodnie w mieście, w którym do tej pory jedynym niebezpieczeństwem były radioaktywne wiewiórki, sprawia, że policja wreszcie ma co robić (poza graniem w rzutki i szydełkowaniem). Agatha, wielbicielka pączków i literatury zaczyna śledztwo. Tyle tylko, że zamiast słynnych "małych szarych komórek" ma komórki tłuszczowe i być może one nieco zaburzają jej zdolności śledcze. Ślady prowadza do Polki, której nazwisko dla amerykańskiej bohaterki i francuskiego autora jest fantastycznym tematem do żartów. A to żadna pani Brzęczyszczykiewicz, zwykła Grzegorczyk! Prowadząc swoje dochodzenie Agatha współpracuje z innymi policjantami, spotyka atrakcyjnego drwala (który chce być pierwszym w historii literatury autorem książek łączących poradnictwo psychologiczne z westernem), oraz usiłuje dbać o rozwój czytelniczy członków swojego klubu. I choć może się wydawać, że Crispies wolno kojarzy, mimo przekonania o własnej błyskotliwości, nie dostrzega najprostszych związków, a na dodatek za bardzo rzuca się w oczy, zakończenie może zaskoczyć! Choć dla wielbicieli Christe może budzić skojarzenia z pewnym zabójstwem... I wbrew temu, co autor sugeruje na ostatniej stronie (uwaga dla tych, którzy lubią wcześniej poznać nazwisko mordercy) to nie James Joyce zabił!
Mamy trupa. Jednego, drugiego. Zbrodnie w mieście, w którym do tej pory jedynym niebezpieczeństwem były radioaktywne wiewiórki, sprawia, że policja wreszcie ma co robić (poza graniem w rzutki i szydełkowaniem). Agatha, wielbicielka pączków i literatury zaczyna śledztwo. Tyle tylko, że zamiast słynnych "małych szarych komórek" ma komórki tłuszczowe i być może one nieco zaburzają jej zdolności śledcze. Ślady prowadza do Polki, której nazwisko dla amerykańskiej bohaterki i francuskiego autora jest fantastycznym tematem do żartów. A to żadna pani Brzęczyszczykiewicz, zwykła Grzegorczyk! Prowadząc swoje dochodzenie Agatha współpracuje z innymi policjantami, spotyka atrakcyjnego drwala (który chce być pierwszym w historii literatury autorem książek łączących poradnictwo psychologiczne z westernem), oraz usiłuje dbać o rozwój czytelniczy członków swojego klubu. I choć może się wydawać, że Crispies wolno kojarzy, mimo przekonania o własnej błyskotliwości, nie dostrzega najprostszych związków, a na dodatek za bardzo rzuca się w oczy, zakończenie może zaskoczyć! Choć dla wielbicieli Christe może budzić skojarzenia z pewnym zabójstwem... I wbrew temu, co autor sugeruje na ostatniej stronie (uwaga dla tych, którzy lubią wcześniej poznać nazwisko mordercy) to nie James Joyce zabił!
Ale, choć wszystko kręci się wokół afery kryminalnej, to nie intryga
jest w tej powieści najważniejsza. Tak jak O dziewczynce,która połknęła chmurę znów
mamy do czynienia z nagromadzeniem absurdów i mnóstwem słownego komizmu (nie ma jednak takich jak w dziewczynce wzruszeń). Autor porusza w tej książce poważne tematy- np. rasizm i nasze
powszednie i powszechne uprzedzenia, całość podana jest w bardzo
lekkiej formie. Dodatkowym wątkiem są książki i walka policjantki o
rozwinięcie czytelniczych zainteresowań swoich współpracowników. Choć
nie popieram zmuszania ludzi do czytania, to ogniste perory wygłaszane
do zmuszonych do uczestniczenia w klubie mają w sobie siłę rażenia.W
książce jest z całkiem sporo ładnych fraz o czytaniu. A nawiązań
do powieści z klasyki światowej jest sporo, więc jeśli ktoś ma ochotę
na wyprawę do świata szalonych wyobrażeń autora o literackich
skojarzeń, niech wsiada do wagonika tej literackiej kolejki. Momentami
książka, jak to na kolejce, traci szybkość, ale czyta się po prostu
przyjemnie! A absurdalnego poczucia humoru nigdy nie za dużo. Bo
rozrywkę płynąca z czytania tu przede wszystkim chodzi. I zwolennikiem
tej tezy jest chyba sam Romain Puertolas.
Romain Puertolas, "Całe lato bez Facebooka". Przeł. Maria Zawdzka-Strączek. Wyd. Wyd. Sonia Draga. Katowice 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz