środa, 7 kwietnia 2021

"Szalona miłość" o operze bez fraka

 

"-Lubisz operę?-Nie! -A słyszałeś jakąś? -Nie!"
Ile razy byłam świadkiem takiego dialogu... Wokół opery narosło wiele mitów żartów i historii o primadonnach-rotundach i widowni, która w znudzeniu patrzy na zegarek, myśląc że to już koniec, a minął zaledwie kwadrans. 
Dla przeciwwagi potrzebne są publikacje pokazujące operę jako  sztukę, posiadającą swój kod i zasady, ale potrafiącą  zagarnąć widza i słuchacza.  To trochę jak z językiem obcym- nie muszę wiedzieć, co znaczą poszczególne słowa po francusku, ale  czuję, że podoba mi się jego melodia.  
 
Vivien Schweitzer w „Szalonej miłości” robi to, co obiecuje w podtytule- wprowadza,  pokazuje złożoność  (czasem też absurd) machiny operowej i jej historię. Dynamicznym tempem zmierza od Cameraty Florenckiej, przez barokowych mistrzów, przez Mozarta, Verdiego i Wagnera, po werystów, zahaczając o operę francuską i rosyjską, kończąc na operze  współczesnej (i to naprawę współczesnej, a nie tylko Szostakowicz i  Strauss).  Nie ma przesytu nazwisk i dat (ja bym nawet kilka dat dodała), ale pojawiają się ci najwięksi.  Warto docenić też wzmianki o współczesnych gwiazdach operowych (dzielimy z autorką zachwyt nad Peterem Matteim), a także głos w sprawie teatru reżyserskiego oraz modyfikacji i reinterpretacji  utworów.  Autorka w przystępnym dziennikarskim stylu przybliża historię rozwoju gatunku oraz libretta i charakterystykę muzyczną najważniejszych dzieł.  Używane przez nią terminy muzyczne są wyjaśniane prosto, a cała narracja nie ma w sobie nic z górnolotnego stylu i pretensjonalności. Pisząc o operze nie robi z niej sztuki dla wybranych, porównuje ze współczesnym showbiznesem i obecnymi realiami  (kolejne części Ringu jaki sezony na Netflixie nowej sagi o Nibelungach-to jeden z wartych rozważenia pomysłów  :)  ).
 Często podkreśla, że opera przez lata była gatunkiem popularnym i  po prostu atrakcyjnym dla widzów.   Jest też zdania, że najgorsze, co może operę spotkać, to gdy będą o niej mówić, jako o elitarnej sztuce, elitarne grupki, broniące innym wstępu. Pełna zgoda!

Są w tej książce pewne nieścisłości, np. Garanča i Berganza to mezzosopranistki, a nie sopranistki, lista podbojów Don Gianniego nie była nacięciami na ramie łóżka, a na otwarcie opery w Kairze grano "Rigoletto", a "Aidę" dopiero po czasie. Z kilkoma sądami autorki mogę się nie zgodzić (np. nie uważam, że aria Figara z IV aktu jest mizoginiczna-autorka lubi to słowo-oraz, że Don Pasquale był zbereźnikiem),  ale nie zmienia to faktu, że książka jest potrzebna.  I właśnie dlatego tak boli mnie jej strona edytorska. Niestety, polski czytelnik dostaje publikację, w której są błędy fleksyjne (przy "Księciowi" serce płacze!), błędy w tłumaczeniu i redakcji ("domy operowe" serio?, Cykl Pierścienia zamiast Pierścień Nibelunga, utrwalanie bezsensownego tytułu "Kawaler srebrnej róży" zamiast "Kawaler z różą" ), w korekcie Norma staje się Norą, słowo „akt” pisane jest zawsze dużą literą, a tytuły polskie są zapisane bez zachowania konsekwencji.   Gdy takie „kwiatki” zdarzają się w wydawanych hurtowo powieściach, kryminałach itp., można spuścić zasłonę milczenia, ale książka z założenia popularnonaukowa jest strzałem w kolano- wydawniczym i popularyzatorskim.  Wielka szkoda! Wiem, że język muzyczny jest specyficzny i na pewne rzeczy należy szczególną wrócić uwagę (np. między "barytonu" a "barytona"jest różnica znaczeniowa).  Ale nie jest to język magiczny.  Pojawia się w recenzjach, internecie, na blogach, dlatego to wydawnicze  zaniedbanie tak mnie smuci.  Idealnie byłoby, gdyby przy całej stronie poświęconej angielskim tłumaczeniom libretta „Wesela Figara” dać przypis o polskim przekładzie Barańczaka, ale to już jest moja fantazja, ale czymś, czego, jako czytelnik, mam prawo wymagać jest książka wydana bez błędów. 

 Życie dopisało ciekawy ciąg dalszy do  książki, w którą  Schweitzer  kończy opisem  oglądanej przez internet retransmisji operowej premiery w 2018. W 2020 roku operowe streamingi stały się oczywistością, oglądanie oper na komputerach i smartfonach jest dostępne dla wszystkich.  Globalność tego zjawiska sprawiła, że ja, skromna mieszkanka miasta w Europie centralnej, miałam szansę obejrzeć znakomitą większość inscenizacji, o których pisze Vivien Schweitzer dzięki transmisjom z MET (bo spora część opisywanych przez nią realizacji to te z Nowego Jorku).

Opera warta jest solidnie przygotowanych opracowań. A przede wszystkim warta słuchania!

Vivien Schweitzer, "Szalona miłość".  przeł. Katarzyna Kozioł-Galvis. Wyd. Czarna Owca. Warszawa 2021.

 



                 



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz