Porcelana. Samo słowo ma w sobie dźwięczność, piękno i szlachetność. Jakąś magię,bo jak to możliwe, by z glinki tworzyć coś tak kruchego i wytrzymałego?! Ci, którzy czytali albo oglądali "Hrabinę Cosel" (Barańska była taka piękna a Dmochowski taki...mocny) pamiętają wątek o poszukiwaniu metody uzyskania złota,które zmienia się w cud saskiej porcelany. To jeden z wielu rozdziałów historii europejskiej sztuki użytkowej.
Nancy Bilyeau tworzy kolejny, fikcyjny rozdział z prawdziwym elementem angielskiej manufaktury w Derby. Tam zostaje wysłana Genevieve, młoda hugenotka, która ma zdobić porcelanę. Dziewczyna marzy o nauce malarstwa i zostaniu artystką, co jest w Anglii niemożliwe. Jednak oferta tajemniczego arystokraty może pomóc jej w realizacji planów. I tak Genevieve wplątuje się w coś, co dziś nazywa się szpiegostwem przemysłowym...
Zapowiadało się ciekawie, spodziewałam się czegoś awanturniczego i z większym tempem. A po raz kolejny mam wrażenie, że książka jest za długa, część scen niczemu nie służy, za to zakończenie w nieprawdopodobny sposób ucina wszelkie wątki, a to, co było problemem i wątpliwością nagle jest proste jak stół (spoiler:co z dziadkiem? co z chorobą alchemika? co z tradycją? i wszystkimi skrupułami, o których wcześniej czytamy? Jedno spojrzenie w oczy ukochanego i tyle?)
Ciekawe było nienakreślenie rodzącej się wiedzy z zakresu optyki oraz walki wywiadów w porcelanowym świecie i tego, jak ważnym elementem w wyścigu kultury i rzemiosła były sposoby tworzenia białego złota. Natomiast sposób prowadzenia akcji, bohaterka, która była dla mnie trochę przebrana w XVIII wieczny kostium i ostatecznie niespójna, nie porwały na tyle,by w pełni wciągnąć się w historię (w trakcie czytania zaczęłam i skończyłam dwie inne książki).
Poszukiwanie idealnego błękitu, które prowadzą bohaterowie, jest porównywalne do poszukiwania idealnej historii, fabuły i postaci. Wszędzie liczy się proporcja i to coś! Tu mamy trochę awanturniczej powieści, ciut historii o sztuce i jej (początkowo mocno zdeterminowanej) adeptce, inspirowaną rodzinną historią autorki opowieść o angielskich hugenotach, romans (wyrzuciłabym!) i szept madame Pompadour. Ale nie ma czystego błękitu. Czytało się całkiem nieźle, jednak mi czegoś ważnego zabrakło.
Nancy Bilyeau. "Błękit". Przeł. Magdalena Moltzan-Małkowska. Wyd. Prószyński i S-ka. Warszawa 2021.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz