Za moment walentynki, na około pogoda z rodzaju mocno nijakiego, więc najlepszym pomysłem na spędzenie chwili wolnego czasu jest sięgnięcie po komedię trochę romantyczną. Taką propozycją jest najnowsza powieść Marty Radomskiej. Wbrew temu, co czytamy na okładce, główna bohaterka i narratorka historii Maja, wcale nie ma aż takiego problemu z podrywaniem facetów. Ledwo się z jednym rozwiodła (jesli wierzyć plotkom, oskubawszy go przy tym doszczętnie), to już na horyzoncie pojawia się kolejny egzemplarz. A i to nie koniec. Tym bardziej, że były mąż ginie w tajemniczych okolicznościach, Maja razem z bratem bliźniakiem biorą się za rozwiązywanie zagadki spadku po babci, a wszystkie te sprawy będą się łączyć jeszcze przez kota, którego znalezieniu towarzyszyć będzie spotkanie z policją, interesującym brunetem i nieboszczykiem. I jest jeszcze pewien artysta od tatuaży, który również będzie miał coś do zdziałania w tej opowieści. Wystarczająco zakręcone, aby dać trochę rozrywki w lutowe popołudnie?!
Marta Radomska proponuje nam odwiedziny w świecie, w którym królują szalone przypadki, zbiegi okoliczności i chyba tylko kot może ze stoickim spokojem znosić kolejne wybryki losu i swojej pani. Jest tu trochę prostego kryminału, szczypta romansu, sporo humoru i bardzo wiele sympatii dla futrzaków. Maja jest bohaterką po sympatycznemu narwaną, opowiadającą o swoich perypetiach z dużym dowcipem i dystansem. Ma też, co nieczęste w obyczajówkach, naprawdę fajną i normalną rodzinę i brata, z którymi łączy ją wciąż mocna więź emocjonalna, dająca bardzo dużo autentycznego ciepła. Są też przyjaciele, dzięki którym historia nabiera dodatkowego kolorytu. Jeśli właśnie na taką, lekką i szaloną, trochę nieprawdopodobną opowieść mamy ochotę, oto jest! Można też przy okazji sprawdzić się jako psycholog, bo pewien bohater od samego początku jest,(a przypominam, że mamy tu do czynienia z elementem kryminału), mocno podejrzany! Książkę czyta się lekko, łatwo i przyjemnie, choć dla mnie można by ją było śmiało skrócić o sto stron, usuwając zwykle dowcipne, ale niewiele wnoszące do fabuły monologi bohaterki dotyczące jej codziennych czynności. Jestem też mocno odporna na koty (polonistka i bibliotekarka, której oczy się nie świecą na widok puchatej kulki? To możliwe!), więc bez żalu przelatywałam wzrokiem wszystkie opisy tornad i spustoszeń, czynionych przez Lokiego.
To pierwsza cześć cyklu, który wydawca zapowiada na skrzydełku książki, a drugi tom ma na okładce tego samego kota, więc można oczekiwać, że mimo happy endu, na Majkę czekają jeszcze kolejne wyzwania i przygody. Dziwiłabym się, gdyby było inaczej, bo to postać świetnie pasująca do tego właśnie obyczajowo-kryminano-homorystyczno-romantycznego świata. I jeśli ktoś lubi w ten zimowy czas w taki świat wejść i poczuć trochę letniego skwaru i emocji miłosno-kryminalnych, to droga wolna!
Marta Radomska, Tego kwiatu jest pół światu. Wyd. Czwarta strona. Poznń 2019.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz