Fanfary! Kolejne CYNAMONY w rozdaniu, za rok obfitujący w niebanalne lektury:)
W kategorii popularnie a naukowo Cynamon dla "Dobrze się myśli literaturą" prof. Ryszarda Koziołka-za budowanie czytelniczej wspólnoty przez wyjaśnianie literackich problemów znanych wszystkim molom książkowym. I za pozytywizm w roku Sienkiewicza!
W kategorii polskie Cynamon dla bardzo polskiej i polonistycznej pracy trzech profesorów "Trzy po 33", dzięki której może zwrócimy większą uwagę na to jak i co mówimy...
W kategorii bo bywam dzieckiem Cynamon dla książki prof. Grzegorza Leszczyńskiego, za powroty do lektur dziecinnych, wspomnienia i literaturoznawcze przypomnienia świata wielkiej małej literaty, czyli za "Wielkie małe książki"
W kategorii obyczajowe Cynamon za litewską powieść z barokowym stylem i wyjątkowym językiem, "Silva rerum"
W kategorii lekkie łatwe (i jednocześnie z książkami w tle) Cynamon dla "Wyjątkowego roku" za przemyślaną i urokliwą powieść, która prowadzi ku innym książkom.
W kategorii kryminal tango Cynamon dla ""O mój ukochany" kolejnego tomu przygód Molly, za to, że cały czas trzyma poziom i nieustannie daje doskonałą rozrywkę w stylu retro.
Warto jeszcze wspomnieć o książce "Haśka" oraz "Tajemnicy domu Helclów" czyli kryminalnym wcieleniu Jacka Dehnela, autora, którego czytałam w tym roku ze sporą przyjemnością.
Mielonego Cynamonu, czyli rozczarowania udało się uniknąć, a to z tej proste przyczyny, że książki, które nie zapowiadały się ani rewelacyjnie, ani nawet fajnie porzucałam bez żalu. A spośród przesłuchanych audiobuków żaden nie zrobił na mnie aż takiego wrażenia, by go nagradzać Cynamonem.
Tak wygląda książkowe podsumowanie mijającego roku ... Na ten nowy życzę Wam i sobie wspaniałych lektur!
Strony
▼
czwartek, 29 grudnia 2016
środa, 21 grudnia 2016
"Noc zimowego przesilenia", Kraków 1941 roku i okultyści
Pogoda pasuje do mrocznych historii, więc opowieść, w której niebanalną rolę odrywa najdłuższa noc w roku warto przeczytać... Kraków pod niemiecką okupacją nie sprzyja oszustwom bankowym, którymi zajmował się wcześniej detektyw Artur Załuski... chcąc jakoś przeżyć w coraz bardziej niebezpiecznym mieście, mężczyzna decyduje się otworzyć biuro pisania podań. Jednak fama detektywa sprawia, że w biurze pojawia się kobieta, która absolutnie nie chce pomocy w pisaniu podań, za to prosi Załuskiego by ten zajął się tajemniczym znikniecie jej brata. Z czasem okazuje się, że nie tylko znany jasnowidz znika, w miarę drążenia sprawy Artur dowiaduje się kolejnych zniknięciach młodych Polek, a cała sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy detektyw spotyka swego dawnego znajomego, który obecnie służy w Wermachcie. Dzięki niemu poznaje tajemniczą pupilkę Hitlera, szukającą do niego cennych dzieł sztuki, Agnes Petzold. Artur, człowiek, który do tej pory starał się nie angażować w sprawy państwa nagle staje przed wyborem- czy wstąpić do podziemia, czy próbować działaś na własną rękę; czy toczyć niebezpieczną grę z niemieckimi oficerami, czy zaufać polskim złodziejaszkom... A noc zimowego przesilenie, tak ważna grupy wysoko postawionych i wielbiących okultystyczne tradycje Niemców coraz bliżej.
Agnieszka Krawczyk doskonale buduje nastrój tajemnicy i osaczenia, nie szczędzi opisów Krakowa i tego, co działo się w nim podczas okupacji- niemieckie kawiarnie, wyłączone z powszechnego dostępu Planty, budynki zamienione na siedziby okupacyjnych służb, dzielnica niemiecka z kasynem, w którym nikt nie myśli o wojnie. Z drugiej strony życie Polaków, którzy muszą sobie jakoś radzić, tych, którzy dla Niemców robią małe robótki i tych, którzy planują akcje dywersyjne, wreszcie tych, którzy chcą po prostu przeżyć. Rzeczywistość opisywana przez autorkę jest opresyjna, niebezpieczna i mroczna. A jednak (i może też dlatego) książkę czyta się doskonale. Akcja coraz bardziej się zagęszcza, niektóre tajemnice objawiają kolejne dna, a Załuski nie może być już neutralny. Doskonała lektura kryminalna na zimowe popołudnie i o ile do obyczajowej powieści Agnieszki Krawczyk miałam pewne zastrzeżenia ("Dolina mgieł i róż" ), o tyle tę polecam z czystym bibliotekarskim sumieniem!
Agnieszka Krawczyk, "Noc zimowego przesilenia". Wyd. Szara Godzina. Katowice 2014.
wtorek, 13 grudnia 2016
"Trzy po 33" pochylając się nad hybrydowym projektem
Język Mickiewicza nie sprawia nam problemów (i z Kochanowskim
sobie poradzimy), ale polszczyzna jest w
ciągłym rozwoju. Słowa zmieniają swoje znaczenie, stają się znakami czasów lub przekształcają
na naszych uszach. Lektura felietonów trzech profesorów uświadamiał mi, jak bardzo
zmienił się język polski podczas mojego życia-nawet nie całego mojego życia,
ale życia jako świadomego użytkownika polszczyzny. Pamiętam czasy, gdy projekt był równoznaczny z
zamierzeniem, a nie oznaczał prawie wszystkiego (projekty nas zasypują: spektakl
jest projektem, książka jest projektem, menu jest projektem, ślub jest
projektem…). Pamiętam, gdy koleżanka rozłożyła ręce i krzyknęła „nie ogarniam”…
Skoro takie zmiany zaszły w trakcie mego (nie aż tak długiego życia!), to zmianom języka warto się przyjrzeć. Książka
pozwala zwrócić uwagę na zjawiska powszechne, zwyczajne i wchodzące cichaczem
do naszego słownika. I dopiero czytając felietony dostrzegamy, że coś jest na
rzeczy i na języku. Że coraz mniej ludzi używa słowa chandra, a o pasji jako o
cierpieniu czy złości prawie nikt nie pamięta.
Za to otaczają nas dedlajny, profile (które nie mają nic wspólnego ze staniem
bokiem), nieustannie się na czymś pochylamy i podejrzewamy albo przyznajemy. I
bywa ciężko! Rozdziały poświęcone są słowom, które już wyszły z użycia (ach! dlaczegóż nikt mnie nie chce zbałamucić!), tym modnym, które (jak większość mód) znikają, słowom przechodzącym z języka elektroniki, lub- za sprawą internetu - zmieniają swe znaczenia). Czytamy o jakimś słowie i otwieramy szeroko
oczy, bo profesorowie trafiają w punkt, widząc w języku zmiany czasu (korpo-rzeczywistość, profile i lajki), przekształceń społecznych i wydarzeń historycznych. Piszą też o tym, że język zawsze był związany z emocjami, a co za tym idzie rozwiązują np. bliski mi problem słowa "lubię" w kontekście fb. Czy to, że czasem słucham jakiejś wokalistki i podoba mi się kilka jej piosenek, to już znaczy że ja lubię?! Czy łatwiej lajkować i hejtować niż lubić i nienawidzić? Społeczne i psychologiczne podłoże języka jest fascynującym polem badań!
Markowski, Miodek i Bralczyk to niezaprzeczalna elita językoznawców i klasa sama w sobie: erudycja, inteligencja, ogromna wiedza (źródłosłowy łacińskie, angielskie itp.) i wielkie poczucie humoru (tylko Bralczyk pisząc o nowym (dot. internetu) znaczeniu słowa status może przyznać, że to nie jego domena;) . I to niezwykle ludzkie, a nie tylko profesorskie, podejście do języka- niektóre słowa przypadaj im do gustu, inne nie; z powszechnością kolejnych muszą się godzić, bo przecież żadne naukowe veto nie zmniejszy częstotliwości używania słitfoci. Krótko, mądrze, dowcipnie i z furtką dla każdego użytkownika języka, by prowadził własne rozmyślania… Np. dlaczego przy opisaniu słowa „raczej” i uznania go za przejaw brak zdecydowania, nie wzięto pod uwagę wykrzyknienia „no raczej” znaczącego jasno wyrażoną pewność. Językoznawstwo jest ciekawą dziedziną nauki. A książka jest kolejnym powodem by zakrzyknąć za Andrzejem Waligórskim: „Kochajmy polonistów (…) bo jest za co”!
Jerzy Bralczyk, Jan Miodek, Andrzej Markowski. "Trzy po 33. Wyd Agora. Warszawa 2016.
środa, 7 grudnia 2016
"O mój ukochany!" Molly na Coney Island
Po ostatniej przygodzie, Molly zdążyła już wrócić do upalnego Nowego Jorku roku 1902, jednak tym razem irlandzka panna detektyw nie może liczyć na pomoc kapitan policji Daniela Sullivana. A to dlatego, że Daniela zamknięto za współpracę z gangiem, łapówkarstwo i organizację nielegalnych walk bokserskich. Molly jest jedyną osobą, która może pomóc oczyścić Daniela z zarzutów. I choć to już sprawa niełatwa, do poszukiwania dowód niewinności dochodzi jeszcze tajemnica naśladowcy Kuby Rozpruwacza, który grasuje na Coney Island oraz prośba od (na szczęście już byłej narzeczonej Daniela) Arabelli Norton, której przyjaciółka zniknęła w tajemniczych okolicznościach. Sprawa jest więc bardzo skomplikowana i wielowątkową. Taka, jaką najbardziej lubią czytelnicy!
To już piąta część przygód Molly, a jednak cały czas Rhys Bowen umie nie tylko utrzymać uwagę czytelnika, ale i jego sympatię dla nietuzinkowej i dzielnej dziewczyny oraz grona jej oryginalnych znajomych. Tym razem autorka przypomina też historyczną postać Sabelli Godwin, jednej z pierwszych kobiet policjantek, która początkowo zajmowała się aresztantkami, a po śmierci męża (również policjanta) pomagała w śledztwach i w 1910 roku otrzymała tytuł detektywa. Zderzenie impulsywnej Molly ze znającą kulisy policyjnej roboty Sabellą pokazuje różne drogi emancypacji i zdobywania własnego miejsca w męskim świecie. Co jeszcze z początku XX wieku wspomina Bowen? Legendę Rozpruwacza i powstającą na Coney Island rozrywkową dzielnicę, pełną najróżniejszych, często wynaturzonych atrakcji. Jest więc i trzymająca w napięciu akcja (w żadną z dotychczasowych spaw Molly nie była zaangażowana aż tak osobiście) oraz sporo smaczków rozrastającego się i budującego swoją legendę Nowego Jorku. A co będzie dalej? Choć po kilku zawirowaniach prywatnych Molly zdaje się zbliżać do szczęścia, podejrzewam, że aż tak różowo nie będzie. Czekam więc z niecierpliwością!
Rhys Bowen, "O mój ukochany!".Przeł. Joanna Orłoś-Supeł. Wyd. Noir sur blanc. Warszawa 2016r.
niedziela, 4 grudnia 2016
"Judyta" kończy niepokorne historie
Od wydarzeń opisanych w poprzednich tomach trylogii minęła dekada. Kraków jest jeszcze dość spokojny, choć w Kongresówce dochodzi do antyrosyjskich wystąpień... Eliza założyła sklep drogeryjny i gdyby nie nieustająca niechęć rodziny do jej męża, Austriaka, byłaby by bardzo szczęśliwa. Klara odnalazła w Andrzeju oparcie i zrozumiała, że przyjaźń jest podwaliną największych uczuć, które nie zawsze muszą być szalone i nieokiełznane; choć mocno zaangażowana w działalność rewolucyjną, powoli myśli o stabilizacji. Tytułowa bohaterka tego tomu (choć patrząc na całą serię- główna postać trylogii) Judyta cały czas nie zaznała spokoju. Zyskała sławę jako projektantka batików, jest matką zdrowiej i rezolutnej Hani, a wiernie (i na przekór własnej familii) trwa przy niej wiedeński architekt, Max. Ona jednak pragnie czegoś bardziej emocjonującego I z książki jednoznacznie wynika, że lepsze jest wrogiem dobrego. Gdyby od razu krzyknąć do Judyty:ocknij się kobieto i doceń, co masz; nie było by tej powieści... Bo ocknięcie się zabiera jej całą książkę-odżywa dawna namiętność, która prowadzi do ciągu ryzykownych decyzji. Żeby nie psuć napięcia, powiem tylko, że Max to święty człowiek.
Bohaterki trochę dorosły i za to autorce należą się podziękowania. Niepokorność kobiet cały czas wyraża się niechęcią wobec konwenansów i ról społecznych: wszystkie pracują, starają się zmienić na lepsze swoje otoczenie np. pomagając dzieciom ulicy. I tylko trudno mi uwierzyć, że Klara przez dekadę odrzuca myśl o ślubie z mężczyzną, którego szczerze kocha, w imię przyzwyczajenia do swej niezależności (pozornej niezależności, dodajmy, bo jest na jego utrzymaniu i wszyscy mówią do niej "pani doktorowo"). Opowieść o losach przyjaciółek czyta się dobrze, z przyjemnością wyławiając smaczki historyczne. Bo tych elementów, które budują nastrój przełomu wieków nie brakuje: jest wizyta u Witkiewiczów w Zakopanem, doktor Żeleński na szpitalnym korytarzu i młody działacz niepodległościowy Piłsudski. Wojdowicz pokazuje również cichą walkę dromaderek, które z narażeniem życia i zdrowia szmuglowały do Warszawy bibułę i amunicję; zestawia w miarę swobodne życie w Galicji z opresyjnym zaborem rosyjskim. Czytając o niebezpieczeństwach, na które narażały się ówczesne kurierki trudno nie podziwiać odwagi i determinacji tych prawdziwie niepokornych kobiet, bo o tym, na ile "niepokorne" są trzy przyjaciółki już kiedyś pisałam. I choć nie zmieniałam zdania o pewnej bezdogmatowości pań, trochę żałuję, że to już koniec historii. Świat młodopolskiego Krakowa był bardzo kuszący, a bohaterki budziły emocje. Mimo wszystko cieszę się, że Judyta zyskała spokój, dojrzały spokój, którego przejawem jest docenienie tego, co na wyciągniecie ręki. Spokój ponadczasowy i mimo wszystko pełen pokory.
Agnieszka Wojdowicz, "Judyta. Niepokorne". Wyd. Nasza Księgarnia. Warszawa 2016.