Międzywojenna Warszawa kojarzy mi się przede wszystkim ze Skamandrytami,
kawiarniami i kabaretami. „Król” Twardocha pokazuje zupełnie inny świat
schyłkowej fazy dwudziestolecia. Zamiast tańca, zabawy i śmiechu, jest półświatek przestępczy, walki
pięściarskie, nielegalne interesy i
rozkwitający antysemityzm. To
waśnie tę bardziej brutalną odsłonę życia opisuje Twardoch, czyniąc swoim
bohaterem Szapirę, żydowskiego boksera, prawą rękę trzęsącego półświatkiem Jana
Kaplicy. Jego losy łączą się z życiem i
dorastaniem Mosze Bernsztaina – do jakiego stopnia się łączą, splatają i przenikają to jeszcze inna sprawa (sprawa
artystyczno-dynamiczno-narracyjna). Jaki
świat opisuje Twardoch? Na pewno nie ten międzywojennych kabaretów czy
arystokratycznych rodów, które kojarzą się z popularnymi filmami z tamtego okresu. Druga
połowa lat 30. to czas coraz bardziej
zaostrzających się nastrojów
antysemickich i nacjonalizmów. To czas,
gdy wysocy urzędnicy państwowi myślą o swojej przyszłości i o tym, co zdążą
ugrać do np. 1942 roku. A trudno czytać
tę książkę bez refleksji, co będzie dalej i z jakimi problemami przyszłoby się
zmierzyć bohaterom, gdyby ich życie nie
było tylko fikcją literacką. Ale świat
tworzony przez Twardocha jest
bardzo realistyczny, a może nawet naturalistyczny.
Autor opisuje ulice i
małych uliczników, dom uciech Ryfki,
paszteciarnie i kawiarnie, w których robi się interesy. Opisuje bramy, w
których niektórzy tracą życie, a inni odzyskują świadomość. Pokazuje domy
bohaterów, w których z pozoru toczy się normalne życie i tylko rozmowy o
walkach bokserskich i wyjazdach do Palestyny udowadniają, że to nie są domy, jakich w stolicy wiele. Opisuje triumfy i upadki, momenty chwały i totalnego gnojenia (kto przeczyta, zrozumie czemu użyłam tego
słowa) bohaterów. Opisuje wreszcie ludzi – zwyczajnie zazdrosnych,
kochanych i kochających, zdradzających i zdradzanych. Znów: realistycznie. Sam
Szapiro, były mistrz bokserski, człowiek wymierzający bandycką sprawiedliwość
jest postacią złożoną, rozdartą i niejednoznaczną. Polsko-żydowską, bandycko-szlachetną, wierno-zdradziecką;
jest powiernikiem i wykonawcą rozkazów, ale jednocześnie ma nadzieję na awans i
zostanie królem półświatka, a może i całego jego świata, jego Warszawy!
Książkę czytał Maciej
Stuhr i to kolejny dowód zawodowej klasy twgo aktora. Świetnie nakreślone głosem postaci, których jest wiele, a lektor
bezbłędnie prowadzi je głosem przez fabularne odmęty i niejasności związane z
osobą prowadzącą narrację. To książka naturalistyczna,
momentami brutalna i ta brutalność mocno
rzuca się uszy. W interpretacji Stuhra rozbijanie szczęk, bicie i brodzenie w ekskrementach
jeszcze mocniej przemawia do wyobraźni. Słuchając, docenia się jeszcze bardziej konstrukcję zdać
Twardocha, plastyczność i dynamikę opisów, słowem pisarską sprawność i język m, który staje się kolejnym bohaterem tej powieści. To nie jest książka lekka i przyjemna. To powieść
brudna, brutalna i pokazująca
rzeczywistość zupełnie inną niż proste
wyobrażenie o błogim XX leciu. Tu rodzą się upiory XX wieku, ale też marzenia o lepszym
jutrze, które skończy się szybciej niż ktokolwiek się spodziewa.
Szczepan Twardoch, "Król". Wydawnictwo Literackie. Kraków 2016. Czyta Maciej Sthur.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz