Ileż razy nabrałam się na teksty o kryminałach w starym stylu. Tym razem jednak nie ma żadnej skuchy, jest kryminał nie tyle w starym stylu, co po prostu z lat, gdy brytyjskie kryminały nie miały sobie równych. Klasyczna zagadka, elegancja, lekkość i bardzo sympatyczny detektyw amator, który niczym mały Belg w finale rozwiązuje zagadkę, ale poza tą tyradą w niewielu miejscach słynnego Poirota przypomina. A zagadka dotyczy morderstwa i niezwykle istotne jest w niej przedstawienie teatralne. Klasycznie rzecz dzieje się na angielskiej prowincji, w miasteczku Damerling trwają próby do spektaklu pt. Morderstwo ma motyw. Ofiarą morderstwa pada jedna z organizatorek spektaklu. Do miasteczka przybywa Yard, ale także nieformalnie współpracujący z inspektorem Mordecai Tremaine, emerytowany właściciel trafiki, stary kawaler, wielbiciel zagadek i czytelnik romansowych historii. To właśnie on, rozbawiając z zaangażowanymi w realizację spektaklu (klasycznie: zamknięty krag podejrzanych) i obserwując to, co na scenie, a zwłaszcza za kulisami będzie szukał mordercy. Tym bardziej, że ofiar w tej historii będzie więcej...Będzie też kilka podejrzeń, kolejne wychodzące na światło dzienne tajemnice i zaskakujące podobieństwa między postaciami a rolami, które grają w teatrze.
Dawno nie czytałam kryminału, który miałby taki właśnie klasyczny styl: opieranie się na obserwacjach i znajomości ludzkich charakterów, kilka eleganckich niedopowiedzeń, brak epatowania zbrodnią, ale za to napięcie i dobra zabawa dla czytelnik, idącego krok w krok z sympatycznym staruszkiem. Nie ma tu pojawiających się nie wiadomo skąd billingów komórkowych, które rozwiązują zagadkę, nie ma taplania się w opisach technologii, a już tym bardziej taplania się bebechach. Najważniejsze są emocje, uczucia i mylenie tropów, bo już w pierwszym zdaniu czytamy, że późniejsza ofiara jadała kolację z mordercą...
Książka to została wydana w 1947 roku, dopiero teraz mają szansę czytać ją polscy czytelnicy, bo Francis Duncan (właściwie William Underhill) został ponownie odkryty na wyspach i po 65 latach wrócił na listy bestsellerów. Siłą tej książki jest fakt, iż autor pisze o swoich czasach, a nie próbuje reaktywować klasycznego stylu brytyjskiego kryminału. Duncan swoje książki pisał w latach 1937-1953 i właśnie autentyzm tych czasów sprawia, że tak dobrze się powieści czyta, a świat w nich przedstawiony nie pachnie sztuczną i wymuszoną rekonstrukcją. Najsłynniejsza powieść tego autora, "Morderstwo na święta" jest już na polskim rynku i chyba wiem, co będę czytać w grudniu! A tymczasem trzymam kciuki , by zostały wydane kolejne powieści Duncana, bo to bardzo przyjemna lektura! A Mordecai Tremaine zasługuje, by o jego istnieniu dowiedziało się wielu czytelników.
Francis Duncan, "Morderstwo ma motyw". Przeł. Tomasz Bieroń. Wyd. Zysk i Spółka. Poznań 2019.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz