Główne wątki to przenikające się losy Marty i Krzyśka. Marta ma 30 lat, jest oddana swojej pracy w bibliotece, ma niezbyt łatwe relacje z rodzicami, a jakiś czas temu na przystanku zobaczyła kogoś i zapragnęła by nadchodzące święta były naprawdę pełne miłości. Krzysiek jest 40letnim naukowcem, zatrudnionym w korporacji farmaceutycznej, który świetnie odnalazł się w stolicy. Ale trochę tęskni za ciepłem, jakie dawała mu matka. Na horyzoncie pojawia się kobieta, która być może będzie tą jedyną, ale… no właśnie. Te dwie opowieści dopełniają historie ludzi, z którymi spotykają się głowni bohaterowie- współpracowników, rodziny, przyjaciół, a w przypadku Marty także czytelników.
To, że będziemy mieć szczęśliwe zakończenie, że nagle wielka Warszawa skurczy się do grona osób, w którym wszyscy w jakiś sposób są ze sobą powiązani, rodzinne nieporozumienia zostaną wyjaśnione, a zatargi sprzed 15 lat znikną w aromacie piernika i jarskiego pasztetu, to elementy, które w książce świątecznej być muszą. Tym, co tę powieść wyróżnia jest właśnie sprawa klubu czytelniczego i książek czytanych na spotkaniach. Agnieszka Jeż nie tylko wspomina o tytułach, ale daje bohaterom rozgadać się na temat czytanych pozycji, dzięki czemu lepiej poznajemy wspominane tytuły i same postaci. Sceny ze spotkań klubu są ważnym elementem budowania charakterystyk jego członków i moderatorki, bo przecież to właśnie dzięki, pozornie bezpiecznym, rozmowom o książce można lepiej poznać i człowieka i bohatera. Ta książka prowadzi do innych książek, a taki łączniki zawsze bardzo cenię. Opinie czytelników są też głosami w dyskusji o istocie czytania- czytamy z potrzeby rozwoju rozrywki, rozwoju, ucieczki… Temat zajmujący dla wielu czytelników i sporej grupy bibliotekarzy. Biblioteka nie jest szczególnie popularnym tłem dla książek (dlaczego!?). Agnieszka Jeż robi bibliotekom dobry PR- może trochę z początku narzekamy na malowane olejnicą ściany i napięty budżet, ale mamy tu obraz biblioteki, która żyje i jest miejscem ważnym dla mieszkańców. Marta lubi swoja pracę, oddaje jej serce i zaangażowanie. Nie jest też stereotypową bibliotekarką w koku i pulowerze. Ale moją sympatię zdobył bibliotekarz Piotr- sympatyczny, znajdujący wspólny język i z dziećmi i dorosłymi. Od takich ludzi i od ich codziennych działań zależy postrzeganie bibliotekarstwa. Bo nawet jeśli klub Marty spotyka się w gronie 5- 7 osób raz w tygodniu (szacun! co tydzień nowa książka) to sednem i sercem pracy bibliotekarza jest indywidualny, codzienny kontakt z czytelnikiem, taka mało widowiskowa praca u podstaw. I fajnie, że tę stronę też tu pokazano.
Pomysł z klubem czytelniczy uważam za bardzo udany, bo pozwolił ożywić wątek głównych bohaterów i urozmaicić książkę kolejnymi historiami. I te historie były dla mnie najciekawsze. Bo jak skończą Marta i Krzysztof było dość jasne. Przyznam, że nie zapałałam szczególną sympatią do tych bohaterów- Marta, jak na osobę tyle lat pracującą z ludźmi, średnio się na nich zna (jak można się tak pomylić w stosunku do Kamili! Przecież od pierwszej strony to jest najbardziej frapująca postać!), a Krzysztof daje się omotać blond Wenus jak gimnazjalista, ale... niech będzie. Przecież chodzi o to, by po wielu perypetiach był happy end. Nawet tak (spojler!) otwarty.
Ciekawie był też wykorzystany motyw ogłoszenia i ludzi, którzy na nie odpowiadają. Autorka pięknie wychwyciła naszą potrzebę zostania zauważonym, docenionym i poczucia, że szczęście jest blisko, a tym szczęściem możemy dla kogoś być my sami. Kolejny przewijający się temat to kwestia naszych ocen, łatek i szybkiego ferowana wyroków. Tu też autorka pozwala czytelnikowi zmieniać podejście do niektórych bohaterów, przybliżając po kolei różne wydarzenia i tajemnice z ich życia. Jeż ma dla swoich postaci dużo życzliwości, a historia którą tworzy niesie sporo nadziei na szczęśliwe zakończenia i cuda, które nie zawsze są wielkie, ale mogą się przytrafić nawet w drodze ze śmietnika. I wbrew tytułowi, nie są wcale takie zwyczajne.
Polecam tę książkę zwłaszcza tym, którzy chcą poczytać o świętach, które nie są oblane lukrem, ale mają też w sobie trochę obaw dot. przyszłości i niełatwych wspomnień z przeszłości. Dla tych, którzy lubią watki poboczne i lubią czytać o książkach. Bo w sumie to właśnie książki są zwyczajnymi cudami naszego życia. I za ten książkowy element w nawale bombek, pierników, świeczek i prezentów z kokardką autorce dziękuję.
Agnieszka Jeż. "Zwyczajne cuda". Wyd. Filia. Poznań 2020.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz