Hercules Poirot jedzie do rezydencji Kingfisher by rozwiązać zagadkę zabójstwa syna właścicieli i dociec, dlaczego do morderstwa przyznała się narzeczona ofiary. W autokarze spotyka kobietę, która wyjawia, że zabiła mężczyznę, którego kochała...
Jak to w kryminałach bywa każdy ma swoje tajemnice,a najlepiej poinformowana jest leciwa sąsiadka (ok, sąsiadka ma 60 lat, a cały czas opisywana jest jakby była bzową babuleńką...). Zamknięty krąg podejrzanych, rodzinne i przyjacielskie zatargi, kłamstwa, aż w końcu Poirot wygłosi mowę i odsłoni motywy dwóch morderstw (w międzyczasie mamy jeszcze jednego trupa).
Zakończenie i wnioskowanie jest bardzo w
stylu Christie, te piętrzące się motywy, tajemnice, które ostatecznie
zyskują jasne rozwiązanie powinno spodobać się wielbicielom klasycznych
powieści królowej kryminałów. Bo kryminał, mimo pewnych dłużyzn, gry w
patrzałki, która nie jest czechowowską strzelbą i wcale nie wybucha, nie
jest zły. Zagadka skonstruowana jest logicznie i ciekawie, a czyta się nieźle. Ale nie jest
aż tak różowo! Inspektor Catchpool towarzysz Poirota, imitacja Hastingsa, jest
nadal irytujący, nudny i nijaki. Postać, którą Hannah postanowiła
wzbogacić universum Christie jest niestety mdła, nieudana i w każdej z 4
części równie denerwująca. Szkoda, bo choćby postać Daisy, siostry
ofiary, udowadnia, że autorka umie tworzyć bohaterów konkretnych i
budzących emocje, a tu taki Catchpool pałęta się w kolejnej powieści. Może go zamordować?
Mimo faktu, że to chyba najchudsza nowa przygoda Poirota, to i tak dałoby się ją bardziej skondensować i nasycić akcją i klimatem oraz wciągnąć czytelnika od początku-przyznam, że miałam trochę trudności z wejściem w fabułę przez pierwsze 40 stron, mimo tego, iż jest i morderstwo i zagadka. Ale jest dużo Catchpoola.
Już przy okazji poprzednich tomów pisałam, że kryminały Hannah nie są złymi książkami. Autorka z powodzeniem mogłaby wymyślić swoją serię kryminałów retro- ma smykałkę do opisywania tamtych czasów, tworzenia zagadek, w których liczy się dedukcja, a nie billing z komórki. Nadal jednak nie wiem, po co ożywiać uśmierconego przez Christie w "Kurtynie" Poirota. Bo są rzeczy, których nawet dla kasy robić nie warto, bo te książki chyba nie przejdą do klasyki. Sposób pisania Christie był jej naturalnym stylem. U Hannah czegoś zabrało. Czego? Nie umiem tego nazwać, ale wlaśnie to, co nienazwane jest tym czymś, co stanowi o sile i roli pewnych autorów. Taki tajemniczy składnik, którego nie widzisz, a jego brak mocno odczuwasz. Bo narysowanie wąsów nikogo nie czyni małym belgijskim detektywem.
Poprzednie książki z serii Nowe śledztwa Poirota.
Sophe Hannah, "Morderstwa w Kingfisher Hill". Przeł. Maria Jaszczurowska. Wyd. Dolnośląskie. Wrocław 2020.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz