Szkoła, lektury i awantury...Bo listę lektur w związku z nowymi podstawami programowymi zmienili i mamy teraz prawie narodowy spór o "Pana Tadeusza". Naczytałam się komentarzy typu "niech wyrzucą te starocie bo i tak nikt nie czyta / po co to komu", idąc tym jakże szerokim i wygodnym torem można wędrować dalej- wyrzućmy z matmy wszystko powyżej procentów( przydatne do obliczania przecen i kredytów), usuńmy historię sprzed 1989, wyrzućmy sporą część biologii i geografii (a fizykę i chemię to może w całości?), bo po co to komu i i tak nikt się nie uczy wszystkich stolic, małego i dużego obiegu krwi i roli złotego wieku. Szkoła ma być miejscem podawania garści przydatnych informacji, czy nauczania? Nauczania, tj. analizy, interpretacji, wyciągania wniosków, kojarzenia faktów, jednym słowem: myślenia. Wiem, to idealistyczne patrzenie na szkołę, ale wierzę, że nauczyciele są przede wszystkim od tego, by uczyli myślenia. A z myśleniem jak z czytaniem- są momenty łatwe i trudne, im częściej się to robi, tym łatwiej idzie, im bardziej skomplikowane tematy się porusza, tym ciekawiej;) Kanon lektur winien być właśnie kanonem- zestawem pozycji literatury, z którym przeciętnie wykształcony człowiek powinien się zapoznać. I to zapoznanie jest już wartością samą w sobie. (Jak to mówią u mnie w domu: pewne rzeczy się wie... i o to chodzi! po prostu się wie, czy raczej powinno, kim był Kmicic i Pan Tadeusz:)) O ile uboższy byłby świat bez rzucanych przez znajomych cytatów, których smaczek w tym, że wszyscy łapią je w lot... A z praktyki bibliotekarskiej wiem, że ludzie, często po skończonej nauce, wracają do lektur, bo "wypada je znać":)
Na języku polskim powinno odbywać się kształcenie literackie, czyli pokazanie uczniom różnych sposobów/stylów pisania, mówienia o świecie, ludziach i wartościach. W różny sposób: różnym językiem i stylem, czasem trudnym, czasem łatwiejszym. Co więcej, to kształcenie ma na celu ukazanie historycznej i kulturowej ciągłości literatury, bo ci, którzy tak bardzo nie chcą Mickiewicza, a chcą Herberta i Świetlickiego chyba zapominają, że czytanie poetów późniejszych bez tradycji, znacznie umniejsza wartość dzieła tych drugich. Jak to było w tym znienawidzonym " Konradzie Wallenrodzie", co ponoć, wzorem postawy autora, uczy nienawiści i hipokryzji? "O wieści gminna! ty arko przymierza między dawnymi i młodszymi laty"... jeśli chce się uczniom wyjaśnić mechanizmy intertekstualności i tradycji literackiej nie da się tego zrobić bez przeszłości i literackiej "arki przymierza". W jaki sposób pokazać rewolucyjność Jasieńskiego (też się jakiś internauta tego domagał), jeśli nie będzie się znało reguł , które poeta złamał? Dlatego uważam, że od uczniów, których szkoła ma nauczyć myślenia, powinno się wymagać wysiłku intelektualnego, niech się pomęczą nad fragmentami z XIXwieku, niech spróbują zrozumieć, niech się wsłuchają w melodię języka przy głośnym czytaniu lub recytacji, niech zobaczą i usłyszą, że literatura to niej jest tylko książka, to dźwięk, rym, rytm, opis świata, do którego autor zaprasza czytelnika. (Ciche czytanie wierszy, to gwałt czyniony poezji, bo przecież warstwa dźwiękowa utworu była i jest jest równie ważna... poza tym czytanie głośne nadaje mocy utworowi, często zwielokrotnia możliwość interpretacji!). Wreszcie, przestańmy traktować uczniów jak jakaś ciemną masę, co to do trzech policzyć nie umie i długiego słowa nie przeczyta, wjedźmy młodzieży na ambicję, powiedzmy, że Mickiewicz siedział w więżeniu, a Kmicic miał swoje za uszami. Uczmy klasyki, ale w nowy sposób, zgoda:wymaga to zmiany, ale skoro wymagamy od młodzieży, wymagajmy od siebie. Wierzę, że są dzieciaki, które docenią literaturę i spróbują się zmierzyć z nią i z sobą. Może nie będą to wszyscy, bo "wszyscy i tak nie przeczytają", ale może chociaż ktoś! Romantycznie (bo chcemy czy nie, romantyzm jest epoką naszej tożsamości)z początkiem września marzę o takiej szkole, która uczy myśleć i doceniać tak Mickiewicza, jak i Bursę:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz