Marina to mieszająca plany czasowe i
zapożyczająca się u twórców przełomu XIX i XX wieku opowieść o przyjaźni i
niewyjaśnionych zagadkach. Oraz, jak wszystkie powieści Zafona, o mieście
utraconego dzieciństwa - starej Barcelonie.
Óskar, wychowanek szkoły z internatem, często włóczy się po dzielnicy, pewnego dnia trafia do domu zdziwaczałego malarza i jego córki, Mariny. Od tej pory, prowadzeni przez Óskara i Marinę, będziemy tropić kobietę w czerni, poznawać historię kolejnych bohaterów i błądzić wśród domysłów i uliczek stolicy Katalonii. Dzięki detektywistycznym zapędom młodych ludzi cofniemy się do czasów, gdy można było jednym występem podbić całe miasto, zrobić fortunę i splajtować z równym szykiem. Poznamy losy rosyjskiej śpiewaczki, która swym głosem oczarowała emigranta z Pragi, Michala, stającego się jednym z najbardziej tajemniczych wynalazców swoich czasów. Przez kolejne opowieści, snute przez bohaterów tragicznej historii sprzed lat, która na naszych oczach dobrnie do finału, poznamy dzieje obsesyjnej próby walki ze śmiercią i olbrzymich namiętności.
Marinę czyta się szybko,
bo akacja toczy się niczym w filmie sensacyjnym. Mroczne oranżerie, kanały,
stare kamienice i opustoszały
teatr stają się scenerią nieustannych
pogoni za postaciami i ich tajemnicami sprzed lat. Opowieści i postaci powoli
zaczynają się łączyć, dopasowywać i przeplatać, wszystko nabiera sensu i tworzy
barwną mozaikę ludzkich postaw i dramatów. Mozaiką jest też sama powieść, bo
trudno oprzeć się wrażeniu, że wszystko co czytamy już kiedyś ktoś opowiedział.
Zafon zebrał znane wątki i postawił przed czytelnikiem zadanie godne inteligencji
Mariny i ciekawości Óskara: powiedzieć, skąd to wszystko znamy? Opuszczony
teatr, piękna śpiewaczka obcej narodowości i tajemniczy mężczyzna, u którego
szaleństwo i obłęd zlewają się z geniuszem. To już było u G. Leroux w Upiorze
opery. Dalej, zniekształcone twarze i postaci odziane w długie płaszcze,
piękne pałace stające się więzieniem, klimat beztroski naznaczony jednak
zbliżającą się chorobą, rozkładem i śmiercią, rodowe tajemnice - niczym w Opowieściach
niesamowitych E.A. Poe. Idea wskrzeszania zmarłych i odwieczny dylemat na
ile człowiek może równać się z Bogiem w dziele stworzenia, były popularne już w
jednej z najważniejszych powieści grozy i zaczątku literatury SF Frankensteinie.
Trudno zresztą nie zwrócić uwagi na to, że córka operowej divy Evy i szalonego anatoma-wynalazcy Michala
dorasta jako...Maria Shelley! Manekiny, szklane oczy i chęć zmieniania lalki w
żywą istotę znamy z Coppeliusa E.T.A. Hoffmanna, w którego twórczości
znaczącą rolę pełnią też eliksiry. Doprawmy tę literacką plątaninę motywów
nastrojową grozą, właściwą każdej powieści gotyckiej i powstaje właśnie Marina.
Klimat, wynikający z odpowiedniego połączenia powieściowych elementów z
charakterystyczną dla Zafona umiejętnością opowiadania tajemniczych historii
daje w efekcie książkę ciekawą i zajmującą. Na dodatek przez umieszczenie
podstawowej akcji w latach osiemdziesiątych XX wieku, młodzi bohaterowie są
współcześni, co podkreśla ich język i styl wypowiedzi, skontrastowany z długimi
opowieściami postaci odwołującymi się do przeszłości. Nie brak też paru zdań o
zacięciu aforystycznym, do których autor Cienia wiatru zdążył nas
przyzwyczaić.
Krytycy zarzucali Marinie
schematyczność postaci i przewidywalną fabułę. Wielbiciele twórczości Zafona
zachwalają niezwykły klimat powieści i to, że w dzisiejszym świecie pełnym
skrótów i postmodernistycznej urywkowości daje swojej historii płynąć,
momentami zatrzymywać się, a czasem dynamicznie rwać do przodu. Wszyscy mają
trochę racji. Zafon nie napisał nic wielce oryginalnego, ale zestawienie
powieści o dojrzewaniu z koktajlem znanych mrocznych wątków zrobione jest
po prostu dobrze i daje przyjemność czytania. A świat, który opisał zachęca, by weń wejść i
zagubić się wśród plątaniny ludzkich i literackich opowieści.
Zafon w swoich książkach składa
hołd miastu, opisuje miejsca i ludzi, których już nie ma. Wskrzesza atmosferę z
przeszłości. W Marinie do tego hołdu dla Barcelony dołącza jeszcze hołd
dla wspaniałej literatury XIX i początków XX wieku, dla tych którzy stworzyli
Frankensteina, Coppeliusa, Eryka i Szkarłatną Śmierć. Dla twórców i dzieł,
które być może dzięki uważnej i pełnej literackiej refleksji lekturze, nie
trafią nigdy na znany z Cienia wiatru cmentarz zapomnianych książek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz