Obsesja, tajemnica, zbrodnia
i duszny, migotliwy Tanger. To znajdzie
czytelnik w „Tangerynce”. Jej równorzędnymi
bohaterkami są Alice i Lucy,
przyjaciółki z czasów szkolnych, które spotykają się po latach w Maroku w połowie lat 50. Alice to dziewczyna
z dobrego domu, szybko osierocona, która w amerykańskim collage’u znalazła przyjaciółkę
i wielką miłość, a potem przeżyła kolejną tragedię. O Lucy wiemy bardzo mało, jednak to jej charakter zdominuje opowieść. Gdy
po latach Lucy odwiedzi mieszkającą w Maroku Alice spotkanie to będzie miało dalekosiężne
skutki. I choć nie można tej powieści zarzucić braku akcji (mamy tu intrygi,
wyprzedzanie ruchów przeciwnika, zabójstwo i podejrzanych znajomych), to, co najważniejsze,
dzieje się między bohaterkami powieści, a napięcie tworzy się przez
emocje każdej z kobiet i zmiany tych
emocji w następujących po sobie rozdziałach, pisanych z perspektywy bohaterek. Niepokój, wyciągane z zakamarków pamięci wspomnienia,
powoli kojarzone po latach fakty, poczucie osaczenia i bezsilności- to wypływa
z relacji Alice. Lucy z kolei doskonale przewiduje
kolejne kroki, kalkuluje, wie, kto i co może jej się przydać, a przy tych
chłodnych rachunkach zysku i strat pali ją obsesja i chęć kontroli. Temat
próby przejęcia czyjeś tożsamości, budowania
relacji na półprawdach i wyobrażeniach nie jest niczym nowym. Do tego zakończenie książki jest boleśnie
życiowe. Ale nie zmienia to faktu, że czytałam z ciekawością, co będzie dalej. I
choć owo boleśnie życiowe zaskoczenie może rozczarować, bo nie jest spektakularną
bombą na koniec, to właśnie to prawdopodobieństwo i pewne rozmycie stanowi o jego
sile.
Poza relacją między dwiema kobietami mamy tu jeszcze Tanger.
Miasto będące drugoplanowym bohaterem, a
nie tylko miejscem akcji, bo poza konkretnymi
adresami, nastrój powieści budują też opowieści o dawnych nazwach miasta, opisy bazarów i knajp, widoków z przedmieść i brzęczących bransoletkami mieszkanek.
Ta duszna atmosfera, pełna lepkości i palącego
słońca, dobrze koresponduje z poziomem emocji bohaterek. Możemy się zżymać, że
Alice jest bezwolna i bierna, ale Alice jest kobietą skrojoną na miarę swoich
czasów, w rozkloszowanych sukienkach i z kloszem opieki ciotki, która zarządza
jej majątkiem i martwi się nadwątlona równowagą psychiczna bratanicy. Lucy może
wydawać się zbyt demoniczna i wyrachowana, bo w książce nie pada żadne usprawiedliwienie,
które odnosi się do tego, jakie braki emocjonalne z przeszłości kompensuje
sobie Lucy przejmując historie innych kobiet. Ale to połączanie bardzo kontrastowych postaci jest
tym, co trzyma przy powieści. To nie jest „tzw. typowa wakacyjna lektura
na leżaczek, bo choć pisana jest lekko, to nie jest przyjemna. A nawet, przy poświeceniu kilku chwil na przemyślenia po zamknięciu tej
książki, może być uwierająca. Bo co
wiemy o ludziach, którym opowiadamy nasze życie? Jak, nawet teraz, w czasach
wszechobecnego RODO, można stracić swoje dane wrażliwe- wrażliwe emocjami, a
nie tylko nazwą. Co dzieje się z zaufaniem i jak wrażenie osaczenia
może zmienić spokojne i uporządkowane życie… Książka, którą można traktować jak
thriller (choć wtedy zakończenie raczej nie zachwyci), można traktować jak powieść
obyczajową z ostrzeżeniem. Bo choć akcja dzieje się w latach 50 w Maroku, to w kwestii
emocji miedzy ludźmi i kobiecej przyjaźni, niewiele się zmienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz