Fellowes przyzwyczaił czytelników do opowieści o sferach i arystokracji: "Snoby", "Belgavia". "Czas przeszły niedoskonały" jest kolejnym puzzlem do układanki o wyższych sferach i tych, którzy do tego towarzystwa aspirują. Damian nie miał udokumentowanych 12 pokoleń błękitnej krwi (nawet 2 nie miał...) a jednak, wprowadzony do arystokratycznego światka w latach 70. XX w. narobił sporo zamieszania. Po latach, gdy jest bogaty, samotny i umierający, prosi swojego dawnego przyjaciela o pomoc w odszukaniu ewentualnego dziedzica. Owy przyjaciel, narrator powieści, podejmuje się tego zadania, które poza spotkaniami z dawnymi kobietami Damiana, będzie wycieczką w przeszłość i próbą spojrzenia z dystansu na wydarzenia sprzed lat. Kwestie poszukiwania domniemanego syna Damiana to jeden wątek książki, któremu towarzyszy też oczywiście opowieści o różnych związkach i ich historiach.
Drugi, i dla mnie ciekawszy motyw, to zmieniająca się w XX wieku rola i rzeczywistość arystokracji i "sfer". W tym autor książki czuje się doskonale i po raz kolejny opowiada o przemianach społecznych i obyczajowych. Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia, że nawet w latach 70. w starej wesołej Anglii podziały klasowe były tak wszechobecne i czasie, gdy w Europie szalały rożne rewolucje i ruchy, statyczny podział na plebs i tych dobrze urodzonych był tak mocny. I szczątkowo jest tak aż do dzisiaj. Autor trzyma czytelnika w pewnym napięciu, wynikającym z faktu, że wszyscy bohaterowie mówią o pamiętnej kolacji, o której czytelnik będzie mógł przeczytać dopiero w finale. Można się spodziewać, jaka to kolacja, ale i tak Fellowes umie utrzymać uwagę i zręcznie przeskakiwać między historią z przeszłości, a współczesnością bohaterów. Przecież ten rodzaj czasu przeszłego charakteryzuje się tym, że skutki danych wydarzeń widoczne są do dziś.
Do tego to, czego się spodziewałam i na co się nastawiałam- humor, czasem dość makabryczny, parę bon motów, eleganci styl narracji, odrobina nonszalancji. I znów mamy do czynienia z powieścią, która aż prosi się o przeniesienie na ekran kinowy. Bo to przede wszystkim historia o ludziach, którzy żyją w nałożonych przez lata ograniczeniach. O ludziach, którzy próbowali z nimi walczyć (z różnym skutkiem), o tych, którzy się poddali. O samotności. I o miłości. Niedoskonałej, ale nie zawsze przeszłej. O której warto czytać w każdym czasie.
Julian Fellowes. "Czas przeszły niedoskonały". Przeł. Barbara Kopeć-Umiastowska. Wyd.Marginesy. Warszawa 2018.
Drugi, i dla mnie ciekawszy motyw, to zmieniająca się w XX wieku rola i rzeczywistość arystokracji i "sfer". W tym autor książki czuje się doskonale i po raz kolejny opowiada o przemianach społecznych i obyczajowych. Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia, że nawet w latach 70. w starej wesołej Anglii podziały klasowe były tak wszechobecne i czasie, gdy w Europie szalały rożne rewolucje i ruchy, statyczny podział na plebs i tych dobrze urodzonych był tak mocny. I szczątkowo jest tak aż do dzisiaj. Autor trzyma czytelnika w pewnym napięciu, wynikającym z faktu, że wszyscy bohaterowie mówią o pamiętnej kolacji, o której czytelnik będzie mógł przeczytać dopiero w finale. Można się spodziewać, jaka to kolacja, ale i tak Fellowes umie utrzymać uwagę i zręcznie przeskakiwać między historią z przeszłości, a współczesnością bohaterów. Przecież ten rodzaj czasu przeszłego charakteryzuje się tym, że skutki danych wydarzeń widoczne są do dziś.
Do tego to, czego się spodziewałam i na co się nastawiałam- humor, czasem dość makabryczny, parę bon motów, eleganci styl narracji, odrobina nonszalancji. I znów mamy do czynienia z powieścią, która aż prosi się o przeniesienie na ekran kinowy. Bo to przede wszystkim historia o ludziach, którzy żyją w nałożonych przez lata ograniczeniach. O ludziach, którzy próbowali z nimi walczyć (z różnym skutkiem), o tych, którzy się poddali. O samotności. I o miłości. Niedoskonałej, ale nie zawsze przeszłej. O której warto czytać w każdym czasie.