Tytuł „Sprawa Hoffmanowej” nie przypadkiem nawiązuje do najgłośniejszego
procesu dwudziestolecia (i na pewno jednego z bardziej znanych w
historii polskiego sądownictwa), czyli sprawy Gorgonowej. O ile jednak o
Ricie Gorgon wiele mówiono, kręcono i pisano (m.in. Cezary Łazarewicz w "Koronkowej robocie" ), o tyle sprawa Kaszniców,
będąca bezpośrednią inspirująca powieści nie jest tak szczegółowo
znana. Rodzinne wyjście w góry i powrót tylko jednej osoby-kobiety, która
czuwała przy zwłokach przez dwa dni to historia tragiczna i smutna, ale Katarzyna
Zyskowska dodała do niej jeszcze intrygującą bohaterkę i kolejny plan
czasowy. Mamy zatem nie rok 1925 (wtedy to miały miejsce wypadki z udziałam Kaszniców), ale 1933 i nie nobliwą panią
Kasznicową, a Mirę May (na pewno nie tylko mnie kojarzącą się z Norą
Ney), gwiazdę kabaretów, ulubienicę Warsa, która porzuca świat rewii i
wychodzi za mąż za szanowanego prokuratora Hoffmana.
Mira jest
postacią niejednoznaczną, a jej złożoności służy jeszcze zabieg
prowadzenia narracji w trzeciej i pierwszej osobie. Narrator opowiada o
wydarzeniach tragicznego lata, podczas gdy ona sama, cierpiąca,
zmęczona i wycieńczona, mówi o swojej przeszłości, wrażeniach i lękach
już jako pensjonariuszka zakładu dla obłąkanych. Leczący ją doktor,
opierając się na pracach Freuda, stosuje hipnozę i wygrzebuje z
pacjentki wypierane wspomnienia z dzieciństwa, młodości; wydarzenia, od
których Mira chciałaby się uwolnić, ale jednocześnie bardzo mocno w
niej tkwiące i definiujące pewne jej zachowania. Mira jest więc wykluczaną dziewczynką, spragnioną zainteresowania i uwagi panną, świadomą swego czaru, łamiąca konwenanse famme fatale. W każdej z tych ról jest jednakowo przekonująca. I głęboko nieszczęśliwa.
Czytelnik na początku musi
się przyzwyczaić do różnych planów czasowych i narracji, przeskakiwać między wydarzeniami lata 1933 oraz nielinearnymi wspomnieniami
cierpiącej Miry. Po kilkunastu stronach, gdy wydarzenia zaczynają się
przenikać i dopełniać, ten zabieg okazuje się fantastycznym sposobem nie
tylko utrzymania uwagi czytelnika, ale także uzupełniania wrażeń. W
książce i umyśle Miry miesza się trudna, opisana momentami brutalnie i
naturalistycznie, droga do kabaretu i kariery z zakopiańskim blichtrem i włóczęgami
z demonem Witkacym na czele. Opowieść uzupełniają materiały prasowe,
bo tak jak w przypadku Gorgonowej, rola opinii publicznej jest tu
niezwykle ważna. A nad tym wszystkim górują szczyty Tatr i odwieczna
potęga przyrody. Bo choć Mira najbardziej boi się pewnych ludzi i tego,
co oni mogą jej zrobić, to ostatecznie góry staną się przyczyną jej
tragedii. Góry i wyżyny bezczelnego, opętanego narkotykowym głodem
szantażu pewnego człowieka…
Powieść Zyskowskiej może być traktowana
jak kryminał (jest przecież podejrzana, świadkowie, motywy), może być
historyczną próbą przedstawienia tamtego świata i jego obyczajów (widać, że autorka świetnie przygotowała się do tego, by pisać tak o Zakponem lat 30. jak i atmosferze tamtych lat). Ale
dla mnie jest przede wszystkim powieścią psychologiczną (tak przecież
rozwijającą się w dwudziestoleciu), powieścią pokazującą różne stany
ducha, a także pozwalającą spojrzeć na cierpienia bohaterki ( i jej czasy) z jakiegoś
historycznego dystansu. Czyta się tę książkę bardzo dobrze i szybko, bo
po pierwsze historia wciąga, po drugie narracja jest budowana z wielkim
pomysłem i konsekwencją. I po trzecie- styl autorki, korzystający z
cytatów z literatury i bogactwa polszczyzny (to moja kolejna książka
tej autorki, w której język zwraca szczególną uwagę). Intrygujące,
przejmująco smutne i dobrze (i świadomie!) napisane. A Miry żal.
Katarzyna Zyskowska, "Sprawa Hoffmanowej". Wyd. Znak. Kraków 2019.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz