Obyczajówki są do siebie podobne, bo trudno wymyślić coś odkrywczego w tym gatunku. Historii o kobiecej przyjaźni było (i będzie) sporo, ale przecież lubimy powieści, które dają nadzieję i tchną wiarą w człowieka. "Sklepik..." jest też taką powieścią. I jeśli stosować kryterium mojego Wuja (jeśli choć jedno zdanie z książki było warte przeczytania, całą książkę należało przeczytać) tej powieści warto dać chwilę.
Bohaterkami są kobiety w różnym wieku, różnej sytuacji życiowej, z różnymi kłopotami i marzeniami. Violet, właścicielka sklepu z używanymi cudami, zafascynowana modą, z jednej strony spełnia się w pracy, ale gdy istnienie jej sklepiku staje pod znakiem zapytania,zastanawia się, co ma jeszcze w swoim życiu (poza nieudanym małżeństwem). April, świetnie zapowiadająca się studentka matematyki, zostaje porzucona przez chłopaka w momencie, gdy okazuje się, że będą mieli dziecko. Dzięki protekcji przyjaciółki całego miasta, Betsy, dostaje staż w sklepie. Nowe dostawy wyjątkowych indyjskich tkanin i ozdób przynosi z domu Amithi. Hinduska, która porzuciła swój świat i przybyła do USA wraz z nowo zaślubionym (i nowo poznanym) mężem, który jak się okazuje po latach, nie jest jej wierny, jest trzecią bohaterką powieści. Różne postawy, rożne sytuacje (dziewczyna w ciąży, kobieta, która marzy o dziecku, ale traci nadzieję na zostanie matką, dojrzała kobieta domowa, która poświęciła się rodzinie, a teraz, gdy córka wyfrunęła z gniazda zostaje sama, bez marzeń, bez nadziei, bez pomysłów). Wszystkie historie łączy postać dobrego ducha miasteczka, Betsy, kobiety szczęśliwej, spełnionej, która nawet chorując na śmiertelny nowotwór daje bohaterkom i czytelniczkom lekcje cieszenia się życiem i odwagi. Właśnie jej słowa o tym, że trzeba się odważyć być szczęśliwym, nie zważając na opinie innych i nie odkładać tego na później, słowa oczywiście nie nowe, ale warte powtórzenia i wybrzmiewające w tej książce bardzo szczerze, doceniam. Przede wszystkim dlatego, że ta bohaterka nie tylko mówi, jak się powinno żyć, ale odchodzi spełniwszy wiele dobrych uczynków i dając swoim postępowaniem dobry wzór wszystkim bohaterkom powieści. W historii są rzecz jasna i panowie- były mąż Violet i jej nowy przyjaciel, marnotrawny chłopak April, ale są to postacie proste, pojawiające się w jasnym celu uszczęśliwienia/unieszczęśliwienie swoich towarzyszek (czekam na powieść obyczajową, w której bohater męski nie będzie tylko dodatkiem do powieściowych pań, ale osobnym literackim bytem!).
Bohaterkami są kobiety w różnym wieku, różnej sytuacji życiowej, z różnymi kłopotami i marzeniami. Violet, właścicielka sklepu z używanymi cudami, zafascynowana modą, z jednej strony spełnia się w pracy, ale gdy istnienie jej sklepiku staje pod znakiem zapytania,zastanawia się, co ma jeszcze w swoim życiu (poza nieudanym małżeństwem). April, świetnie zapowiadająca się studentka matematyki, zostaje porzucona przez chłopaka w momencie, gdy okazuje się, że będą mieli dziecko. Dzięki protekcji przyjaciółki całego miasta, Betsy, dostaje staż w sklepie. Nowe dostawy wyjątkowych indyjskich tkanin i ozdób przynosi z domu Amithi. Hinduska, która porzuciła swój świat i przybyła do USA wraz z nowo zaślubionym (i nowo poznanym) mężem, który jak się okazuje po latach, nie jest jej wierny, jest trzecią bohaterką powieści. Różne postawy, rożne sytuacje (dziewczyna w ciąży, kobieta, która marzy o dziecku, ale traci nadzieję na zostanie matką, dojrzała kobieta domowa, która poświęciła się rodzinie, a teraz, gdy córka wyfrunęła z gniazda zostaje sama, bez marzeń, bez nadziei, bez pomysłów). Wszystkie historie łączy postać dobrego ducha miasteczka, Betsy, kobiety szczęśliwej, spełnionej, która nawet chorując na śmiertelny nowotwór daje bohaterkom i czytelniczkom lekcje cieszenia się życiem i odwagi. Właśnie jej słowa o tym, że trzeba się odważyć być szczęśliwym, nie zważając na opinie innych i nie odkładać tego na później, słowa oczywiście nie nowe, ale warte powtórzenia i wybrzmiewające w tej książce bardzo szczerze, doceniam. Przede wszystkim dlatego, że ta bohaterka nie tylko mówi, jak się powinno żyć, ale odchodzi spełniwszy wiele dobrych uczynków i dając swoim postępowaniem dobry wzór wszystkim bohaterkom powieści. W historii są rzecz jasna i panowie- były mąż Violet i jej nowy przyjaciel, marnotrawny chłopak April, ale są to postacie proste, pojawiające się w jasnym celu uszczęśliwienia/unieszczęśliwienie swoich towarzyszek (czekam na powieść obyczajową, w której bohater męski nie będzie tylko dodatkiem do powieściowych pań, ale osobnym literackim bytem!).
Debiutancką powieść amerykańskiej prawniczki, bo Susan Gloss pracuje w kancelarii adwokackiej, czyta się lekko i przyjemnie,a klimat miasteczka nadaje sympatycznego smaczku historiom, które nieuchronnie zmierzają do szczęśliwych (może nawet trochę nadspodziewanie szczęśliwych) zakończeń. Zróżnicowanie bohaterek, to że każdy z nich znajduje się na innym etapie życia i może pozostałym służyć radą popartą innymi doświadczeniami jest wykorzystane zwłaszcza w konstrukcji Violet, która,sama potrzebując wsparcia, służy pomocą innym. Historia, w której wszystko dobrze się kończy, a nadzieja znów wytryska pięknym zdrojem, doskonale sprawdzi się jako odprężające czytadełko z pozytywnym ładunkiem wiary w marzenia i ludzkie możliwości. No i miło poczytać o starych strojach i pięknych drobiazgach z historią... Niech mi ktoś sprezentuje kreację z okładki;)!
Susan Gloss, "Vintage. Sklep rzeczy zapomnianych". Przeł. Bogumiła Nawrot. Wydawnictwo Marginesy. Warszawa 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz