Ameryka roku 1914, trzy siostry Kopp mieszkają na położonej niedaleko Nowego Jorku farmie... Żyją w miarę spokojnie, do momentu gdy w ich wóz nie wjeżdża samochód farbiarza i zarazem postrachu miasta, pana Kaufmana. Prośba o odszkodowanie jest początkiem ciągu wydarzeń, których finał odbędzie się w sali sądowej. A po drodze pogróżki, poszukiwania zagubionego dziecka i tajemnice z przeszłość najstarszej z sióstr, narratorki powieści, Costance Copp.
Historia opisana przez Amy Stewart wydarzyła się naprawdę. Autorka korzystała z relacji prasowych (kilka artykułów zostało włączonych w treść powieści), ale także lekko ubarwiła życie swoich bohaterek. Efektem jest książka, która z jednej strony trzyma w napięciu przez ciągłe dopingowanie sióstr w ich walce z Kaufmanem, z drugiej pokazuje Amerykę po fali strajków w farbiarniach i fabrykach.
Akcja i historia-coś, co bardzo lubię! Powieść czyta się błyskawicznie i ze sporą przyjemnością. Postacie trzech sióstr (nie do końca sióstr, ale nie będę psuć zabawy potencjalnym czytelnikom) są świetnie skonstruowane i razem tworzą mieszankę młodzieńczej egzaltacji i emocji (Fleurette), racjonalnego i chłodnego podejścia do życia (Norma) i pewności siebie (Constance). Opowieść o kobietach, które mają odwagę bronić swoich spraw, a potem swojego bezpieczeństwa i życia, pozwala też zastanowić się jak wiele zmieniło się w tzw. kwestii kobiecej w ciągu ostatnich stu lat. I że być może takie kobiety jak Constance, jedna z pierwszych pań na stanowisku zastępcy szeryfa, przyczyniła się nie tylko do wzrostu bezpieczeństwa mieszkańców, ale i wiary kobiet we własne siły. Ciekawa jest też relacja między Constance a szeryfem Heathem, jednym z niewielu mężczyzn, który traktuje dziewczynę poważnie i wierzy, że może wygrać w swojej walce. Nie będzie żadnych romansowych elementów, będzie za to wiara w talent i determinację kobiety walczącej o godność i bezpieczeństwo swojej rodziny. A poza tym Stewart ciekawie pokazuje mechanizm gdy jedna odważna osoba wznieca odwagę w innych. Kobieta, której Kaufman uprowadził dziecko początkowo traktuje najstarszą pannę Kopp z rezerwą, ale potem historia nabiera rozpędu i kobiety są już w punkcie, z którego nie można się już wycofać.
I tylko jeden szczegół sprawiał, że zawieszałam się podczas lektury- nazbyt częste jak na mój gust użycie sformułowania "dać radę". Czy nie ma innych słów, którymi można zastąpić to nieszczęśliwe dawać radę (nawet nie"dawać sobie radę"!). Przyznaję, jestem na to wyrażenie uczulona i pewnie stąd takie wrażenia, nie mniej jednak trudno mi uwierzyć, by Constance i jej rodzina (a także drugoplanowi i epizodyczni bohaterowie) byli krewnymi Boba Budowniczego. Jednak książkę polecam, bo opowiada bardzo ciekawą historię. A opowiada umiejętnie i celnie. Jak strzał z rewolweru.
Amy Stewart, "Dziewczyna z rewolwerem". Przeł. Paulina Surniak. Wyd. Czwarta Strona, Poznań 2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz