środa, 6 listopada 2019

"Pamiętnik księgarza" zgodnie ze stereotypem, wbrew oczekiwaniom


Praca z książkami uznawana jest za lekką, łatwą i przyjemną. Przez niektórych za prace marzeń.   Fajnie być bibliotekarzem, księgarzem… Bo obowiązków mało i pracy mało, a książek dużo. To stereotypowe myślenie. Moje doświadczenie w księgarstwie było epizodyczne, zostawiło dobre wrażenia i absolutnie nie mogę powiedzieć, bym się wtedy nudziła (nie bez znaczenia jest fakt, że przygodę księgarską odbywałam we wrześniu, w podręcznikowym szale). Na „Pamiętnik księgarza” się czaiłam (i dorwałam dzięki bibliotekarzom, którzy dostarczyli egzemplarz osobiście, do rąk własnych, piętro niżej niż wypożyczalnia). Opowieści o książkach zawsze ciągną,  poza tym okładkowe opisy  informowały o wyjątkowym dowcipie autora. Książki i humor- czy może być coś lepszego? Nie! Tyle tylko, że w tym wypadku o książkach było mniej niż oczekiwałam, a  humor nie zrobił na mnie wrażenia (kilkanaście wpisów z, prawdopodobnie w zamierzeniu humorystycznym, opisem wietrzenia antykwariatu z fizjologicznych śladów kota mnie naprawdę nie bawiło). 
O ile na początku podeszłam do tej książki z dużymi nadziejami,  o tyle z biegiem czasu lektura stała się po prostu nużąca. Czy taki był cel autora i antykwariusza? Nie wiem.  Dwanaście miesięcy z życia antykwariusza to czas jego codziennej pracy (liczba klientów waha się do 3 do ok 40 dziennie), użerania się z serwisami internetowymi, rozmyślaniami nad tym, czy sklepy internetowe wykończą księgarnie, a czytniki wyrugują papier… Do tego kilka pojawiających się ekscentrycznych postaci (przy czym warto wiedzieć, że elementem ekscentryzmu jest także rozrzucanie butów po mieszkaniu…).   Momentem, gdy czas trochę przyspiesz jest lato i  festiwal literatury organizowany w miasteczku, ale to aż tak nie nakręca fabuły. Bo właściwie tu nie ma fabuły. Jeśli ktoś chce paru myśli  o pracy antykwariusza, o wyjazdach do domów, w których przegląda się księgozbiory itp. to  może będzie zadowolony, ale książka nie ma w sobie wewnętrznego nerwu. To nie jest zarzut, wiedziałam, że czytam pamiętnik. Pamiętnik antykwariusza, a nie szpiega.  Jednak  gdybym czytała o szpiegu, nie szukałabym odniesień do książki, a w przypadku księgarskich zapisków-szukam. I  myślałam, że będzie ich nieco więcej, tymczasem autor albo ogranicza się do wspomnienia co czyta („skończyłem „Martwe dusze”” ), albo do opowiedzenia o książkach, których szukają jego klienci (i są to raczej suche komunikaty: przyszedł pan, książkę  zamówił/wziął). Jest to książka o pracy-nie o misji upowszechniania czytelnictwa, a o biznesie. O prowadzeniu firmy, więc każdy drobny przedsiębiorca może z księgarzem poczuć wspólnotę interesów. 

 Ale żeby nie było aż tak negatywnie, to jest w książce coś, co było ciekawe i przemyślane. Otóż każdy miesiąc zapisków poprzedza wprowadzenie/felieton, który rozpoczyna się od cytatu z zapisków Orwella, który też pracował w księgarni. Idąc za słowami autora „Roku 1984”, księgarz snuje rozmyślania m.in. o tym, czy książki znikną, jakiego typu ludzie odwiedzają księgarnie, albo czy rzeczywiście nieczytające kobiety oznaczałyby śmierć powieści.  I to są zagadnienia interesujące.   Książka ukazuje życie antykwariusza. Pewnie jakąś prawdę o nim.  Momentami napisane sprawnie, czasem ironicznie, ale bez czegoś, co moim zdaniem jest podstawą pracy z ludźmi i książkami- sympatii dla jednych i drugich. Podobno księgarze nie lubią ludzi i taki właśnie ma być autor „Pamiętnika…”.  Księgarze, których znam lubią ludzi. I może ich pamiętniki byłby dzięki temu ciekawsze… 

Shaun Bythell. „Pamiętnik księgarza”. Przeł. Dorota Malina. Wyd. Insignis. Kraków 2019.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz