czwartek, 14 listopada 2019

"Wianek z dmuchawców" bibliotekarskie przepychanki

Czasem zdarza mi się sięgnąć po książkę ze względu na biblioteczne tematy. Tak było tym razem i przyznam, że po kilkudziesięciu stronach stronach ograniczyłam się już tylko do przerzucania kartek wzrokiem i szukania wątku bibliotecznego. Bo  współczesne i sięgające przeszłości perypetie bohaterów zupełnie mnie nie zainteresowały, a  język, często umieszczający orzeczenie na końcu zdania, lekko irytował. Dlatego skupiłam się na tym, co biblioteczne i bliskie.  Autorka jest bibliotekarką, więc byłam ciekawa jaki obraz bibliotekarstwa wyłoni się z powieści. I widać, że Olszanowska wie, o czym pisze. Skontrum, ubytki, problemy z budżetem,  rożni czytelnicy to wszystko, co stanowi szarą codzienność jest w tej książce oddane. Tym bardziej, że mamy tu do czynienia z kilkoma pokoleniami bibliotekarzy.  A gra polityczna o zamknięcie/utrzymanie biblioteki dość jasno pokazuje jak przedmiotowo bywa traktowana kultura. I, że wbrew pozorom, biblioteka też może być areną przepychanek na wysokim szczeblu.


Część intrygi dotyczy wysłania na emeryturę dotychczasowej kierowniczki biblioteki (zwanej wcale nie pieszczotliwie "Starym Czytadłem"), osadzenia na jej miejscu Jarka, jej syna i wejścia z nim w układ.  Historia dopuszczenia samego Czytadła do stanowiska jest po PRLowsku prawdopodobna: gminny weterynarz powinien mieć żonę bibliotekarkę, więc weterynarz z ambicjami żeni się z kobietą z bibliotecznymi kwalifikacjami i wcale nie żyją szczęśliwie. Mamy tu rzut w przeszłość i kilka listów, które wówczas młoda kierowniczka wymienia ze swoim dawnym zwierzchnikiem.  Jest zatem o porządku w papierach, wykazywaniu się z statystykach i czytelnikach, którzy zwierzają się bibliotekarzom  ("Większość ludzi odwiedzających bibliotekę bardziej niż po książkę przychodzi po to, by porozmawiać. Dlaczego tak się dzieje, nie mam pojęcia, ale fakt, że ludzie ufają bibliotekarzom." s. 26). Potem mamy czasy współczesne i historię Jarka, który jako nowy kierownik (i facet!) będzie musiał zmierzyć się z nowym stanowiskiem i starymi układami. Oczywiście nie obywa się bez załamywania rąk nad mało męskim charakterem pracy bibliotekarza (dobrze, że chociaż dyrektora!) oraz marnymi zarobkami. Do tego, na zebraniach bibliotekarzy Jarek spotyka nie tylko rzutką instruktorkę Agnieszkę, która chce ruszyć z posad bryłę bibliotekarstwa, ale i Panią Zofię, uosobienie bibliotecznego stereotypu.  O ile Agnieszka jest pełną pomysłów i bardzo realną postacią, o tyle  Zofia jest (czasem niestety również spotykaną w realu) bibliotekarką ze złego snu.  Pani Zofia to ten typ, który na pytanie o dobrą książkę wskazuje regał z nowościami, bo przecież wybór lektury to sprawa indywidualna i duża odpowiedzialność. To typ sprzeciwiający się kulturalnej działalności biblioteki, bo "biblioteka to nie świetlica". Dodatkowo, jako osoba mająca dostęp do archiwów, raczy bibliotekarskie koleżeństwo artykułami z prasy branżowej z lat 80. by pokazać, że już wtedy chciano zmienić oblicze bibliotek, zainteresować ludzi książką i nic z tego nie wyszło... Smutne to. I oby jednak nieprawdziwe.

Czasem mam okazję rozmawiać z bibliotekarzami z gminnych bibliotek, którzy widzą i wiedzą, że dla wielu mieszkańców biblioteka jest centrum kulturalnym ich świata. I na szczęście nie są to klony Pani Zofii.  To pierwszy tom  tetralogii. Nie będę czytać dalej, bo fabuła mnie nie porwała, a perypetie dyrektora Jarka aż tak bardzo nie ciekawią. Mam tylko nadzieję, że jednak ostatecznie wygra istota bibliotekarstwa- sympatia do ludzi i książek, a nie układy. Bo w przeciwnym razie  mógłby to być reportaż, a nie fikcja.

 Agnieszka Olszanowska, "Wianek z dmuchawców". Wyd. Prószyński i spółka. Warszawa 2019.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz