Zbuntowana dziewięciolatka Linn drze koty z matką, która chciałby widzieć córkę w otoczeniu szczebioczących koleżanek. Nie potrafi pojąć, że Linn nie ma ochoty chodzić na tańce i wyprawiać hucznych urodzin... Osobą, z którą dziewczynka chętnie rozmawia jest Wiktoria, bibliotekarka z książkobusu parkującego na ich ulicy. To ona, traktując Linn bardzo poważnie, sprawia, że dziewczynka zaczyna doceniać rozmowę z drugim człowiekiem i czuć potrzebę towarzystwa. Oczywiście, zanim będzie happy end wydarzy się szereg wypadków- wymiany zdań, pożar i ucieczka z domu. Ale Wiktoria, rozmawiając a nie rozkazując, wyjaśniając a nie wmawiając sprawia, że najeżona początkowa dziewczynka zrzuca kolce, odsłania się i pozwala, aby ktoś zyskał jej zaufanie.
Jak to bywa w literaturze skandynawskiej mamy tu rzeczywistość bez sielskiego tła- rodzice Linn są rozwiedzeni, mama jest zajęta, sąsiadka jest wredna... Wiktora, która pojawia się w swoim książkobusie nie jest wróżką, dzięki której kłopoty znikają. Ona te kłopoty nazywa, oswaja. I jest doskonałym przykładem osoby, której dziecko potrzebuje- przewodnika stroniącego od jednoznacznych ocen i rozwiązań. Książka krzepiąca i mądra. Z akcją, którą śledzi się dużym zainteresowaniem. Z Linn, którą łatwo polubić i poczuć pewną więź. A bohaterka tytułowa to bibliotekarka z marzeń i misji- ktoś, kto jest blisko czytelnika. Dziecka. Drugiego człowieka.
Maja Hjertzell, „Wiktorio, I love you”. Przeł.Anna Nilsson. Wyd. Zakamarki. Poznań 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz