wtorek, 8 listopada 2022

"W ciężkich czasach wszyscy potrzebujemy nadziei" rozmowa z Hanną de Broekere tłumaczką m.in. książek R.P. Evansa



Haniu*, jesteś tłumaczką,  ale też czytelniczką. Co najbardziej cenisz w książkach?

Mówiąc najkrócej, jakość. Przez jakość rozumiem niebanalną, oryginalną treść i starannie dobrany do przekazu język. Lubię mieć przekonanie, że autor chce mi opowiedzieć ważną historię i dobrze przemyślał to, jakimi środkami językowymi ten cel osiągnąć. Ważne też jest, aby opowieść chwyciła mnie za serce, abym przejęła się losami postaci.

 

Pytam, bo świat książki jest bardzo ważny w kontekście najnowszej książki Richarda Paula Evansa, której bohaterka jest pracownicą wydawnictwa, a potem właścicielką księgarni.  To nie jedyny element literacki w wydanych do tej pory 4 tomach z serii Noel- bohater pierwszej był autorem bestsellerów, drugiej  chciał zostać pisarzem,  bohaterka trzeciej napisała książkę, w czwartej elementów związanych z książkami jest najwięcej. Czy lubisz książki, które dotykają świata literatury?

Te z literackimi odniesieniami i dziejące się w świecie ludzi zajmujących się literaturą lubię najbardziej. Powód jest prosty – sama od niepamiętnych czasów pasjonuję się możliwościami języka i podejmuję różne próby literackie. Czytanie o tym, jak „robią to inni” oraz o kulisach pracy wydawnictw jest dla mnie niezwykle ciekawe. I powieści Evansa mi to zapewniają. W niemal każdej jego powieści główny bohater/główna bohaterka prowadzi dziennik albo decyduje się napisać powieść. Oprócz wymienionych przez Ciebie tytułów bardzo pisarski jest też Hotel pod jemiołą, który z tego powodu świetnie mi się tłumaczyło. Była to dla mnie prawdziwa frajda!

 

Czytelnicy Evansa, podkreślają, że jego książki czyta się błyskawicznie. A jak długo się je tłumaczy?

Tak, wiem, że czytelnicy je „połykają”, i bardzo mnie to cieszy. Tak powinno być. Przekład tego typu literatury powinien być „niewidzialny”, aby czytający mogli się całkowicie skupić na opowieści. Czasami jednak, słysząc od znajomych, że przeczytali mój przekład w dwa dni lub nawet w kilka godzin, mówię żartobliwie: „To niesprawiedliwe. Ja siedziałam nad tekstem bite dwa miesiące!”. I to jest prawda. Przełożenie powieści Evansa (liczącej zwykle 7 arkuszy wydawniczych) zajmuje mi 7-8 tygodni. Tyle czasu potrzeba, aby zapoznać się z oryginałem, zrobić research, sprawdzić formy językowe w słownikach obu języków oraz w kolokatorze języka polskiego, dopytać Diane, asystentkę R.P.E., o niejasności, napisać i na końcu sczytać tekst. To zajmuje czas, ale ostatecznie jest z korzyścią dla książki.

 

Listy Noel to po części książka o sile słowa pisanego, bo listy, które dostaje główna bohaterka sprawiają,  że zaczyna zastanawiać się nad swoim życiem i nie boi się zmiany. Wierzysz w tak wielką moc  i sprawczość słowa?

Słowa mają moc, kiedy są czytane. Olga Tokarczuk pisze w Czułym narratorze, że właśnie dorasta ostatnie pokolenie, które czyta książki, ale ja nie jestem aż tak sceptyczna. Optymizmem napawają mnie zwłaszcza liczne znane mi bookstagramerki, które są młodymi kobietami lub dziewczynami. Czytają dużo i lubią o tym pisać. Przyznaję jednak, że dziś, w epoce kultury wizualnej i dźwiękowej, słowo pisane nie ma szans oddziaływać na ludzi w ta dużym stopniu, jak to miało miejsce w poprzednich wiekach. Ciągle jednak wierzę, że literatura pełni ważną rolę w szeroko pojętej kulturze i komunikacji pomiędzy pojedynczymi ludźmi oraz narodami. Poznanie poprzez lekturę obyczajów i kultury innych pozwala nam pozbyć się lęków i przesądów. Dlatego tłumaczenia książek mają sens. Dlatego jestem tłumaczką.

 

Evans, którego książki tłumaczysz od lat, jest autorem, który potrafi poruszać i wywoływać emocje pisząc prostym językiem. Choć język jest prosty,  to są w tych książkach elementy wymagające słowotwórczej fantazji. Bohaterka Świąteczne nieznajomego mówi np. że nie czuje się bożorodzynkowo, a Noel z najnowszej książki, była przez dzieciaki ze szkoły nazywana słownicą. Lubisz takie tłumackie gry językowe?

Uwielbiam, choć stanowią nie lada wyzwanie językowe. Angielski jest o wiele bogatszy w krótkie, jedno- i dwusylabowe wyrazy oraz homonimy i homofony. Oddanie tego samego rytmu i rymu w polszczyźnie najczęściej nie jest możliwe. Muszę wymyślić coś samodzielnie, a to czasami zajmuje mi sporo czasu, jednak ten element pracy nad tekstem – inwencja słowotwórcza i dowcip językowy – jest niezwykle satysfakcjonujący. Taką satysfakcję dało mi wymyślenie wspomnianej przez Ciebie Słownicy, przezwiska, które nawiązuje do słownika (bohaterka zna więcej słów niż rówieśnicy) i jednocześnie brzmi niemal jak „słonica”, mało pochlebne określenie dla dziewczynki. Właśnie takie w tym kontekście miało być. Podobnie cieszyłam się, kiedy w Świątecznym nieznajomym po kilku próbach w końcu wymyśliłam dla łodzi nawę Nieznany Lont, bo angielska nazwa też zawierała homofon.

 

Evans jest autorem współczesnym, masz więc ten komfort, że w przypadku niejasności możesz napisać do niego, albo jego asystentki i wiem, że z tego korzystasz. Czy takie kontakty ułatwiają pracę, pozwalają uniknąć jakichś błędów?

Bardzo ułatwiają i, mówiąc kolokwialnie, nieraz ratowały moją tłumacką skórę. Nietrudno o wpadkę, gdy w grę wchodzą pojęcia z dziedziny kultury masowej lub idiomy środowiskowe. I choć zdecydowanie częściej niż z samym autorem mam kontakt z Diane Glad, jego asystentką, to jej gotowość do wyjaśniania moich wątpliwości i możliwość zapytania jej o pewne niuanse kulturowe czy językowe jest bezcenna. Dzięki konsultacjom z Diane dopieściłam i wygładziłam wiele struktur w swoich przekładach.

 

 A ciągnie Cię  czasem do przekładu czegoś bardziej klasycznego- z XIX albo początków XX wieku?

Nie miałabym nic przeciwko przełożeniu interesującej powieści obyczajowej z początku XX wieku, której akcja toczyłaby się gdzieś na Wyspach Brytyjskich, najchętniej z barwną, nietuzinkową bohaterką. Przyznam jednak, że świetnie czuję się we współczesności, i chętnie przyjmuję przekłady z literatury współczesnej. A gdy jeszcze jest w nich barwna, nietuzinkowa postać, niekoniecznie kobieca, to już po prostu skaczę (metaforycznie) z radości.

 

Za Tobą wiele literackich spotkań z Evansem. Mawia się, że tłumacz  i redaktor znają lepiej książki pisarza niż sam autor.  Zatem  w czym wg Ciebie tkwi tajemnica jego sukcesu?

Listy Noel to mój Evans numer dwadzieścia trzy (lub dwadzieścia czwarty, bo Ostatnia obietnica ukazała się w dwóch wydawnictwach; za drugim razem, z moimi poprawkami, pod tytułem Kolory tamtego lata). Według mnie siła tego pisarza polega na tym, że porusza tematy bliskie chyba każdemu człowiekowi: samotność, utrata bliskiej osoby, zdrada, ciężka choroba, traumatyczne dzieciństwo i pogmatwane relacje z najbliższymi. I choć czasami R.P.E. spiętrza liczbę nieszczęść dotykających bohaterów, to jednak zawsze daje nadzieję, zawsze pokazuje, że nawet po najgorszej tragedii można się podnieść i mieć szansę na szczęście. On krzepi w bardzo chrześcijańskim duchu: przebacz sobie i odpuść winy innym, a staniesz się wolny. Taki przekaz przemawia do ludzkich serc. W ciężkich czasach – a takie ciągle mamy –wszyscy potrzebujemy nadziei.

 

Gdy patrzymy na rynek książki, widzimy, że od kilku lat bardzo rozrósł się segment z powieścią świąteczną, powstaje też coraz więcej polskich historii tego typu i  cieszą się one bardzo dużym powodzeniem. Ale  Evans, stary wyjadacz świątecznych historii, wciąż trzyma się mocno! Myślisz, że  jeszcze czymś zaskoczy czytelników i Ciebie?

R.P.E. wydaje się przywiązany do pewnego schematu fabularnego i ten schemat, jak dotąd, zapewnia mu sławę i pieniądze. Evans jednak ciągle w dobrej formie pisarskiej i, ucząc innych sztuki pisania, sam też się rozwija. Liczę na to, że wkrótce zaskoczy i czytelników, i mnie. Może zmieni styl albo wprowadzi postaci, których dotąd w jego książkach nie było, na przykład osoby nieheteronormatywne. To pisarz o dużej empatii, więc wszystko jest możliwe. A jako jego tłumaczka życzę sobie nowych przygód i wyzwań.

Tego życzymy Tobie i nam!





*Hanna de Broekere-anglistka i tłumaczka, na swoim koncie ma przekłady m.in. książek Danielle Steel, zekranizowanych Spadkobierców Kaui Hart Hemmings i książek Richarda Paula Evansa.  Jest wyjątkową czytelniczką i pełną entuzjazmu obserwatorką  tego, co dzieje się na rynku książki . Na jej poleceniach książkowych nigdy się nie zawiodłam!  Jest też autorką słuchowiska o Jane Austen, zrealizowanego przez Radio Emaus, i teatralnie nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. 


 Poprzednia rozmowa z tłumaczką, dotycząca przede wszystkim tłumackiego fachu do przeczytania tu.

Za książkę "Listy Noel" w ramach współpracy dziękuję Wydawnictwu Znak.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz