Sięgnęłam po tę książkę, bo zawsze warto poznać czyjś sposób na szczęście (a o tym mowa w podtytule). Jednak nie jestem przekonana, czy autor w swoim domu „bez wygód i prądu, tyle, że wokół malowniczy wądół” (Przybora!), szczęście znalazł… Bo historia, jakich wiele (np. w powieściach obyczajowych, choć tu jest historia autentyczna)-ktoś znudzony i znużony życiem pełnym sprzętów i technologii, karierą, postanawia zacząć od nowo na malowniczej wsi. A do tego, dorzuca kilka myśli o ekologii, prawie naturalnym i wyższości „być" nad „mieć”.
Autor zmiany dokonał dość radykalnie, bo poza zamieszkaniem na irlandzkiej wsi odłączył się od telefonu, internetu, elektryczności i bieżącej wody. I wszystko to opisywał w felietonach do gazety, których przedruki stanowią jakąś ćwierć książki. W podzielonej na pory roku książce (czyżby autor wzorował się na Reymoncie?) możemy przeczytać o codziennej pracy związanej z uprawą ogródka, wędkowaniem, zaprawianiem i życiem bez techniki. O ludziach, z którymi spotyka się w pubie i którzy dostarczają mu nawóz. O kłopotach z coraz mniejszą liczbą urzędów pocztowych. Jednym z powodów „wyciągnięcia wtyczki” było to, że spędzał zbyt wiele czasu na pracy zawodowej i przed komputerem, w skutek czego cierpiał m.in. jego związek. W nowej rzeczywistości zamieszkał z nową dziewczyną, ale (spojler) ta uważała, że zbyt angażuje się w pracę w gospodarstwie i (spojler do potęgi) ostatecznie go zostawiała.
Ta książka to dowód, że zmiana- nawet tak diametralna, związana z otoczeniem, niewiele da, jeśli nie zmienimy siebie i swoich priorytetów. Co za tym idzie: nie trzeba mieszkać w chacie z balią na zewnątrz by poczuć harmonię świata, nie trzeba wychodzić na drewniany ganek, by zobaczyć piękny świt. Jestem jak najbardziej za tym, by ograniczyć technologię, zwracać uwagę na Ziemię, by nie przykleić się do smartfona i by jak najwięcej patrzeć wokół. Ale zachód słońca widać też nad blokami na moim osiedlu. Szkopuł tkwi w tym, że muszę spojrzeć w górę i na zachód. Tak samo jest z ludźmi i relacjami- można ofiarować innym swój czas, można ograniczyć zaangażowanie przez działania w korpo, albo rąbanie drewna…W książce jest kilka ciekawych uwag o świecie konsumpcji i przesycie współczesności. Jak zauważa autor, dotyczy to także książek, które łatwo kupić w internetowych księgarniach, postawić na półce. I na tym się kończy…
Nie do końca przekonała mnie ta książka. Nie przekonała do autora, a tym bardziej do świata, który opisuje. Rozumiem świadomość, popieram wylogowanie się z rzeczywistości wirtualnej, jestem za tym, by żyć uważniej. Ale zmiany zaczynają się w nas, a nie tylko dookoła.
Mark Boyle. "Offline". Przeł. Ryszard Oślizło.Wyd. Mova. Białystok 2020.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz