środa, 15 października 2025

"Daisy i cesarz" gdy świat się zmienia

 

Biografia bardziej naukowa, faktograficzna czy powieść biograficzna?


Lubię daty. Porządkują i osadzają rzeczywistość. "Daisy i cesarz" nie przygniata datami, jesteśmy raczej w obrębie jakiegoś czasu niż konkretnym dniu. Bo to książka właśnie bardziej o byciu w obrębie niż w konkrecie. Daisy wychodzi za mąż i wyjeżdża z Anglii na niemiecki Śląsk. Jest bogata, ale szczęśliwa może stać się dopiero, gdy zaczyna żyć po swojemu i grać kartami, które dostała do losu. Mąż nie jest miłością jej życia, ale zapewnia jej dostatek, który pozwala na uczynienie z domu i ogrodu bajkowej rezydencji, z biegiem czasu księżna zaczyna działać społecznie i pewnymi decyzjami zaskakiwać towarzystwo. 
Dopełnieniem historii Daisy jest cesarz Wilhelm II-opisany bardziej szczegółowo (np czas jego dzieciństwa), marzący o wielkości Prus, władzy, wojskowym drylu i ordnungu. Człowiek, niosący ciężar ambicji, ukrywający część swojej natury za sztywnymi zasadami. Czy między tą dwójką było uczucie? Nie. Zatem dlaczego autorka połączyła ich losy? Może dla zachowania kontrastu i pokazania momentu w historii, gdy coś się kończy. Oboje z angielską krwią żyli w Prusach, a różnicą było ich podejście to rzeczywistości.Przyznam, że władca był dla mnie ciekawszy od Daisy, jego pobudki i działania bardziej intrygowały. 
O swoich bohaterach autorka pisze z dystansu, a czas teraźniejszy, który pozornie ma czytelnika wprowadzić bliżej w życie postaci sprawdza się połowicznie, bo bohaterowie nie mają miejsca na ukazanie tego, co w nich głębiej. Są wydarzenia, działania, podróże, decyzje, skandale na dworze, zaogniająca się sytuacja polityczna, ale czytając miałam wrażenie relacji z czegoś, a nie bycia w środku wydarzeń. Czyta się szybko i sprawnie, pewne wątki wymagały poszerzenia na w innych źródłach, więc nie był to czas stracony. Jednak jak na powieść za mało tu narracji i tworzenia, a nie tylko opisywania świata. Może problemem był długi czas, jaki obejmowała książka, bo autorka w cyklu o wielkiej emigracji udowodniła, że naprawdę umie pisać angażując i ze środka wydarzeń.

Co zaskoczyło? Pokazanie angielskiej arystokracji jako towarzystwa, w porównaniu z niemieckim, swobodnego i nie aż tak sformalizowanego. Ciekawe! 
I jeszcze słowo o haśle: Daisy polska lady Di. Daisy miała nieudane małżeństwo, działała społecznie, ale nie zdecydowała się odejść od męża i nie była ofiarą tabloidów. Nie była też do końca polska, bo przyjeżdżając na Śląsk w czasie zaborów nie znała polskiej historii, a jako monarchistka przeciwna była "rebeliom" powstania. Marketing ma swoje zasady.
 
 O romantycznych tu wpis
 
 Z książkę dziękuję wydawnictwu.  
Dorota Ponińska. "Daisy i cesarza". Wyd. Znak. Kraków 2025.  

poniedziałek, 6 października 2025

"Apartament pod Złotym Klonem"



Jesień- jakie jest pierwsze skojarzenie? 
 Basia Kwinta korzysta z nie aż tak nośnego skojarzenia w dzisiejszym świecie świeczkowo-kocykowych jesieniar i mówi o odchodzeniu. O smutku. O pożegnaniu. Ale także o odrodzeniu z takiej jesieni życia, w którą można wejść będąc nawet młodym człowiekiem. 
 
 Amelia mówi o sobie, że jest emerytką. Bardzo dziarską, bo pracuje na kilka dorywczych etatów, waletuje w mieszkaniu ludzi, w których sprząta. Fakt, iż nie sięgnęła nawet połowy wieku emerytalnego nie przeszkadza jej czuć, że jej życie się skończyło. Bo "Apartamentem pod Złotym Klonem" to też powieść o żałobie i godzeniu się procesem przeżywania odchodzenia tych, których kochamy.  Oczywiście, jest tu też wątek bardziej wiosenny niż jesienny, gdy w (nie)domu bohaterki pojawia się kolejny nielegalny lokator i zaczyna się wojna podjazdowa (a działa bywają wytaczane bardzo ciężkie, bo dochodzi np. do niewybaczalnego zdradzania zakończeń kryminałów). Jak skończy się ten wątek wiadomo, ale jego przewidywalność nie zmniejsza przyjemności z czytania. W powieści jest jeszcze kilka innych tematów i postaci- ciężarna przyjaciółka, bardzo młody zdolny fotograf. Świetny, bo spokojny i otulający ciepłem wełny, a nie poliestrem jest wątek rodziny bohaterki (dawno nie czytałam o tak po prostu normalnej, wspierającej się rodzinie!).  
 
Klimatu opowieści nadają przechadzki przez Planty i różne krakowskie zakamarki, wyczuwalny jest zapach przypraw korzennych i kawy. Ale ten jesienny zapach to nie tylko dyniowa latte, ale też ten specyficzny zapach mokrych liści w alejce cmentarza, bo przy całej świadomości lekkości stylu, książka może być czytana jako powieść o wychodzeniu z żałoby. Ale jest też jesienną (a może całoroczną?) powieścią obyczajową z, jak zawsze u tej autorki, wygadaną i dowcipną bohaterką, która wpuszcza nas w swój świat.   I chce się w nim chwilę pobyć. Bo ostateczna słodycz jest przełamana cierpkością życia, w którym nic nie jest dane na zawsze.  A świadomość tego to jedna z barw jesieni.    
 
Barbara Kwinta "Apartament pod Złotym klonem". Wyd. Lira.  Warszawa 2025. 

czwartek, 25 września 2025

"Jaskółki. Powieść o kobietach mody PRL-u", nie tylko o konfekcji

 


Moda to sztuka czy przemysł?

Katarzyna Droga w swojej powieści o kobietach mody PRL-u dodaje jeszcze jedno: czasy. I tak, na styku myślenia o stylu, produkcji w świecie nieustannych braków lat 60. toczy się historia o kobietach i przemianach. To przemiany losów samych bohaterek, ale też przemiana spojrzenia na modę, która ma być już nie tylko elegancją salonów, ale wyjściem na ulicę, wygodą oraz szokiem spodni i spódniczki mini. 
 
 Życie dało autorce dwie doskonałe bohaterki, które reprezentują różne czasy i spojrzenia. Jadwiga Grabowska, przedwojenna znajoma Coco Chanel i Heleny Rubinstein, zwolenniczka klasycznej elegancji, kontaktów; caryca Mody Polskiej, chcąca dodać klasy żonom dygnitarzy, wiedząca, kiedy zawalczyć, a kiedy kogo poświęcić. Helena Bohne-Szacka, młodsza, obserwująca świat młodzieży, wyczuwająca trendy malarka, która zajęła się sztuką użytkową. Każda ze swoją codziennością, bardzo bolesną historią wojenno-okupacyjną, każda z dziejowym uwikłaniem. Obok tych dwóch pań, obok rywalizacji Mody Polskiej z Ledą i Telimeną, toczą się jeszcze losy współpracowników - historycznych projektantów(Krzysztof Antkowiak, Grażyna Hasse)oraz modelek i fotografów, których życie, skompilowane z pojedynczych żywotów.  
 
Tym, co nie tylko dopełnia, a w pełni gra jest też rzeczywistość lat 60. budowana przez Festiwal w Opolu, koncert polskich gwiazd w paryskiej Olimpii (przemykają w tle Rawik, Villas, Osiecka, Andrycz),wyjazdy na targi mody, szykowane po nocach pokazy. I choć dla współczesnego czytelnika ten wielki świat wydaje się dość normalny, to Katarzyna Droga bardzo dobrze podkreśla jego barwność, stojącą w opozycji do polskiej rzeczywistości, w której brakuje pończoch i lepiej nie chwalić w pociągu zgniłego zachodu, bo podsłuchuje SB.  
Tym, co ujęło mnie najbardziej (i co bardzo cenię w powieściach autorki) jest tworzenie świata przez język jego czasów (kto dziś mówi: konfekcja i wzornictwo, a nie: design), przez powiedzonka, cytaty. Smaczku nadają też pełne oburzenia słowa o krótkich włosach, wielobarwnych paznokciach czy dżinsach, które nie przyjmą się w modzie.
 
To nie jest powieść do przerzucania stron w napięciu. To jest powieść do poczucia klimatu, poznania ludzi, kobiet, które zaginęły w historii mody, a przecież były wyroczniami i twórczyniami tego, jak mogła wyglądać Polska 70 lat temu. To historia o rywalizacji, dziejowych zawikłaniach. O momencie, gdy, zanim oczy zajdą "marcową mgłą" , można było jeszcze dyskutować o tym, czy lepsze są wyraziste wzory i falbany czy stonowane kolory i zdrowy 5 centymetrowy obcas.
 Bo moda to więcej niż strój. To więcej niż popyt na samodział i peleryna z ceraty. To barwy codzienności. I o tym też jest ta powieść.
 
 Za książkę dziękuję wydawnictwu.  Współpraca barterowa.   
 
Katarzyna Droga, "Jaskółki. Powieść o kobietach mody PRL-u". Wyd. Znak. Kraków 2025.  

czwartek, 18 września 2025

"Kakao w czwartki" na otulenie


 

"Kakao w czwartki" to typowa literatura wytchnieniowa. Sięgnęłam po nią po męczącym tygodniu, przeczytałam w jeden wieczór i napięcie spadło.  To nie jest rzecz wybitna, ale na wyciszenie sprawdziła mi się doskonale.  Zadziałało to, co w takich chwilach pomaga, ale w innych może irytować- powtarzalność schematu losów kolejnych bohaterów, trochę słodkie i nieprawdopodobne zakończenia rozdziałów, napawające nadzieją rozwiązania większości dylematów.  

 Zaczynamy w Tokio od chłopaka, który prowadzi kawiarnię i zerka na odwiedzającą go co czwartek kobietę. Potem wraz z bohaterami, którzy tworzą między sobą sieci spotkań i relacji ruszamy aż do Australii, by poznać kilkoro mieszkańców Sydney i potem znów wracamy do Japonii. Kręgi na kuli ziemskiej odpowiadaj kręgom społecznych więzi. Młoda anglistka, dziewczyna, która maluje obrazy w odcieniach zieleni, para znająca się od pół wieku, dziewczyna, która marzy o byciu wróżką i zielarką, facet, który doskonale czuje się jako ten, który zaczyna dobre przedsięwzięcia. Ludzie z różnymi doświadczeniami (chorobą, odrzuceniem, brakiem pomysłów), poszukujący sposobu na lepsze życie.  Tytułowego kakao nie ma w opowieściach za dużo, większa waga przykładana jest do kolorów, którymi określani są poszczególni bohaterowie, bo momentami nazwanie kogoś zielenią, pomarańczem lub turkusem dopełnia charakterystykę. 

 Krótka opowieść o kilkunastu osobach, którzy z rozdziału na rozdział tworzą coraz bardziej rozpoznawalną grupę. Kojąca historia o zrobieniu pierwszego kroku i nadziei na spotkanie osób, które wyciągną pomocną dłoń. Książka z bardzo dużą i wygodą czcionką. Napisana i wydana tak, by dać wytchnienie i potem, zostawiając w tym spokoju, dać o sobie zapomnieć. 
 
 Pozostałe ksiazki autorki W księżycowym lesie  
 
Michiko Aoyama "Kakao w czwartki". Przeł. Barbara Słomka  Wyd. Relacja. Warszawa 2025. 

środa, 10 września 2025

"Emma" i Emma


Lubię"Emmę", a Emmę tak sobie. Czyli czy ważne jest lubienie bohaterów?

"Emma" to chyba moja ulubiona powieść Austen. Z zacięciem satyrycznym, wieloma wątkami i galerią barwnych postaci. Jest jeszcze ona, tytułowa bohaterka. Dziewczyna bez problemów finansowych, bez musu zamążpójścia. Nie tak rozważna i nie tak romantyczna, bez bagażu doświadczeń Anny Elliot, nie tak naiwna jak Katarzyna Morland, nie aż tak błyskotliwa jak Elżbieta. Emma ma charakterek, ma zalety i wady, a o tym wszystkim mówi nie tylko ona, ale i wielu ludzi mówi o niej, co tworzy świetny, wielowymiarowy portret. Bo wg ojca Emma jest doskonała, wg panny Bates "taka dobra", wg pana Knightley'a ma swoje za uszami, wg pani Elton nie aż tak elegancka. Chyba o żadnej innej bohaterce Austen nie pozwala wypowiadać się tak często innym postaciom, które przez te charakterystyki mówią też o sobie.  
 
Austen daje upust zdolnościom komediowym. Monologi panny Bates, w których co chwilę pojawiają się nowe wątki, pełne egzaltacji wypowiedzi pani Elton, wiecznie zatroskany o zdrowie ojciec Emmy, fan kaszki... Austen tworzy perełkowe, wręcz teatralne, dramatycznie doskonałe wypowiedzi, które pokazują jej świetne ucho i niemal sceniczne zacięcie w tworzeniu postaci i fabuły. 
 
A sama Emma? Zmienia się. Dojrzewa, jednak zachowuje to, co ją tworzy-wysokie mniemanie o sobie, samodzielność i optymizm. Nie wiem, czy chciałabym przyjaźnić się z tak pewną swoich przekonań osobą, wątpię czy (niczym Hariett) zawierzyłabym jej osądom. Ale jako postać literacka Emma jest świetnie napisana, bardzo ludzka i biorąc pod uwagę, że mówimy o 1815 r. w pewnych sprawach: zbuntowana. Może irytować, ale nie nudzi, może zadziwiać (nie zawsze na plus), ale jest swoich zrachowaniach kompletna. 

"Emmę" lubię, bo lubię pana Knightley'a. Nie ma tu miłości od pierwszego wejrzenia albo tej, która wyrasta z uprzedzenia i ogranicza się do kilku wymian zdań. Jest miłość rodząca się przyjaźni, w której Emma i Jerzy są sobie równi urodzeniem, majątkiem i rozmawiają otwarcie od lat. Ot, romans jak z książki!
Słuchałam po raz kolejny audiobooka w doskonałej interpretacji Anny Dereszowskiej i na pewno do niego wrócę, bo mimo kilku spotkań wiem, że przy następnym i tak znajdę coś nowego, może bardziej polubię Emmę?
 
Jane Austen "Emma". Przeł. Jadwiga Dmochowska. Czyta Anna Dereszowska.  



środa, 3 września 2025

"Lato z Baudelaire'm" przygoda z poetą kontrastów

 

Jak mówić o literaturze, by zaciekawiać i sprowokować do myślenia, ale nie nużyć? 


Antoine Compagnon znalazł sposób. Zbiór pogadanek czy raczej miniesejów o różnych wątkach życia i twórczości autora "Kwiatów zła". Nie jest to raczej rzecz dla tych, którzy nigdy o poecie nie słyszeli, bo wtedy można czuć przesyt informacji (tym bardziej, że Compagnon żongluje nazwiskami francuskiej literatury i sztuki), ale dla tych, którzy coś czytali, ale wiedzą jest raczej podstawowa książka będzie świetną podróżą do świata Baudelaire'a. To, na co autor kładzie nacisk to odejście od stereotypu poety wyklętego i pokazuje jak różne elementy (czasem, że sobą sprzeczne) znajdziemy u autora "Padliny". Osądzany i kontrowersyjny, ale ceniony i uznany za najlepszego francuskiego poetę. Z jednej strony z pociągiem do łamania tabu, ale mimo wszystko z klasyczną formą. Z jednej strony złośliwy i hardy, z drugiej o bardzo lirycznych nutach. Rewolucjonista, który traci zaufanie do ludu. 
 
Autor "Lata..." nie tłumaczy swojego bohatera, nie robi nic, by czytelnik go polubił (wiele poglądów chociażby o kobietach to polubienie skutecznie utrudnia), ale robi wiele, by zrozumiał. Bo w tych opowieściach, pełnych odniesień do innych twórców (z czasów Baudelaire'a i późniejszych, są Hugo, Manet, Proust, Sartre), postaci historycznych i szkół literackich jest bardzo słyszany głos poety. Ten głos, przemawiający w cytatach z wierszy, prozy i listów, wyodrębniony nawet graficznie przez inny kolor druku nie jest tylko przykładem do stawianej tezy. Jest okazją dla czytelnika do lepszego poznania twórczości pisarza. 
 
"Lato z Baudelaire'm" było świetną przygodą! Jest w tej książce mnóstwo bardzo ciekawych zdań m.in. o tym, jak poeta widział schyłek sztuki w jej zachłyśnięciu się postępem technicznym lub że to, co piękne zawsze jest smutne, bo "cechy Piękna (o którym pisze, że jest "żarliwe i smutne) to żal i tajemnica."

Autor traktuje czytelnika jak partnera w opowieści, w której dzieli się wiedzą, ale też swoimi wątpliwościami i refleksjami. Nie ma tu upraszczania i chodzenia na skróty, nie ma (co częste w tekstach bardziej analitycznych) niewiele wnoszących dygresji. Jest myśl, cytat, ciekawa opowieść i szacunek dla tego, o kim opowiada i komu opowiada. Dla mnie świetna forma dla takiej literackiej przygody!

 Za książkę dziękuję Wydawnictwu. 

Antoine Compagnon  "Lato z Baudelaire'm". Przeł. Jan Maria Kłoczkowski. Wydawnictwo Noir sur Blanc. Warszawa 2025. 

wtorek, 26 sierpnia 2025

"Żywe istoty" o wiedzy i gatunkach


 Czy sprawdzając coś w internecie myślimy o odkrywcach i badaczach, dzięki którym mamy dostęp do tej wiedzy?

Georg Wilhelm Steller w XVIII w.  płynie z Beringiem (tym od morza, cieśniny), by szukać śladów mitycznej wręcz krowy morskiej. Znajduje ją. Bada. Dookoła zima, mróz, szkorbut, lisy, widmo śmierci, a on zastanawia się jak utrwalić informacje o zwierzęciu, które za chwilę wyginie i wypreparować jego szkielet by służył nauce. Mijają lata, kolejni ludzie starają się przekazać informację o odkryciach w świecie przyrody. Dobrze rysująca dziewczyna staje się asystentką przyrodnika i rysuje setki wizerunków pająków, a szkielet krowy postanawia narysować na kilku kartkach, by pokazać jego rozmiar i skalę. Lata mijają. Tworzą się muzea, sposoby badań są coraz nowocześniejsze. Ale procesu ginięcia pewnych gatunków nie da się zahamować.

 Autorka w posłowiu bardzo obrazowo wylicza gatunki, które wyginęły podczas jej pracy nad książką. Pokazuje, jak zwierzęta stawały się łupem tych, którzy chcieli się dorobić na ich futrach, kłach; którzy dla zabawy pozbawionej naukowej refleksji kolekcjonowali jaja. Ale pokazuje też tych, którzy poświęcili życie (albo jego część) badaniu gatunków, szukaniu powiązań, tworzeniu systematyk, przygotowaniu wizerunków, które dziś są nam dostępne w ramach jednego kliknięcia w internecie. Wiem, że autorka chce zwrócić uwagę na kończenie się cyklu życia niektórych gatunków, który związany jest z działalnością innego gatunku: homo sapiens. Ale ta książka to dla mnie też po części przypomnienie, że przedstawiciele tego samego gatunku pytają i szukają odpowiedzi, badają i dają wyniki tych badań kolejnym pokoleniom.

Książka łącząca powieść historyczną z elementami książki przyrodniczej, szczyptą eseju. Wędrówka przez wieki i miejsca od Alaski do Helsinek, postaci historycznie znane jak Steller (którego nazwisko zostało w nazwie krowy) i dziś zapomniane, jak jedna rysujących pomocnic profesora. Bardzo dobrze napisane, zostające w głowie. Pozwalające docenić to, że tyle przed nami i dla nas już zbadano. Tylko co my z tą wiedzą robimy?

 Iidia Turpeinen. "Żywe istoty'" Przeł. Sebastian Musielak. Wyd. Poznańskie. Poznań 2025.