środa, 28 sierpnia 2013

"W krzywym zwierciadle" Pointa ponad wszytskim (bez słowa o balecie!)

Felieton rządzi się swoimi prawami. Ma być napisany lekko,a poruszać sprawy w miarę aktualne oraz ponadczasowe i mieć celną pointę. Felieton ma w Polsce bardzo dobre tradycje (zarzućmy nazwiskami Prusa, Sienkiewicza, Wiecha i Gałczyńskiego). Felieton  jest wreszcie szalenie trudny! Maciej Stuhr pisze od kilku lat felietony do "Zwierciadła" i wiosną wydawnictwo postanowiło sprezentować czytelnikom wybór jego twórczości. Jakkolwiek nie przepadam za samym periodykiem, to gdy wpadało mi w ręce teksty Stuhra przeglądałam z przyjemnością i z przyjemnością czyta się też książkę.

Stuhr jest aktorem, więc ma dobrze rozwinięty zmysł obserwacji, jest  psychologiem, co sprawia, że obserwacje nie są tylko opisane, ale i pogłębione, wreszcie jest obdarzony poczuciem humoru, dzięki czemu nawet niezbyt optymistyczne zdarzenia są spointowane nie tylko z dowcipem, ale, i czasem ledwo tlącą się, ale jednak, nadzieją. W felietonach przywoływane są wspomnienia sprzed lat, często zestawione z mało romantycznymi obrazami współczesności, są prawdy ponadczasowe o szeroko rozumianej kulturze (także osobistej) o "szołbizie" i aktualnych wydarzeniach, sporach, skandalach. I tu dziwna rzecz! Felieton, przez swoje odwołanie do konkretnego tu i teraz, okazuje się gatunkiem bardzo ulotnym. Mimo że opisywane wydarzenia miały miejsce najdalej w roku 2010, redakcja postanawia odświeżyć naszą pamięć i przypomnieć o co komu wtedy chodziło. W jednym z felietonów autor zastanawia się co będzie potem... i czytelnik od razu, patrząc na przypominane przez redakcję historie, wie po pierwsze co było potem, po drugie jakie kolejne wydarzenia warte opisania, a dotyczące podobnych spraw jeszcze się wydarzyły.  Na szczęście większość zawartych w książce tekstów dotyczy spraw żyjących nieco dłużej niż dwa dni na okładach dzienników i ma bardziej ponadczasowy charakter. Bo czas, w przypadku felietonowego pisania, płynie jeszcze szybciej.  

Drugą część książki stanowi powieść, która Stuhr napisał ze swoimi wielbicielami, którzy do pisma przysyłali pomysły na rozwinięcie akcji. Większość czytelników książki mówiła, że lepiej "Utytłanych miłością" usunąć, a w zamian dać więcej felietonów. I chciałby się zakrzyknąć, że "Ten pan ma rację", bo powieść jakkolwiek napisana zręcznie i dowcipnie, wykorzystująca liczne nawiązania intertekstualne, jest  po prostu taka sobie średniawa z naciskiem na "taka sobie". Groteska, postaci przedziwne w stereotypowej wsi, wszystko być może, ale po co? O ile felieton jest podobny w strukturze do monologu kabaretowego, (o! jak ja lubię rozmowę telefoniczną. "siedzimy, gadamy, nic się nie dzieje, pozdrawiamy cię") o tyle powieść, zwłaszcza groteskowo-z-założenia-satyryczna-zwrotów-akcji-nieptrawdopodobnych-pełna to już coś innego i "Utytłanym ..." do miana udanej powieści sporo brakuje, choć z racji tego, że była eksperymentem może nie powinno się od niej zbyt wiele wymagać. Tak czy inaczej z felietonami warto się zapoznać, czasem zadumać, często uśmiechnąć i pomyśleć, że przyszło nam żyć w ciekawych czas. I dzięki felietonistom, którzy ten świat dla nas oswoją i spointują z humorem, nie musi to być przekleństwo.

Maciej Sthur, "W krzywym zwierciadle". Wydawnictwo Zwierciadło, Warszawa 2013.

niedziela, 25 sierpnia 2013

"Awantura o pieniądze albo życie" Hiszpański kryzyz po raz kolejny


W Hiszpanii kryzys, na  którego skutek cierpi też znany z poprzednich części cyklu przygód Fryzjer Damski. Fryzjer mógłby oczywiście siedzieć sobie bezczynnie i plajtować, ale musi pomóc w poszukiwaniach swego przyjaciela z więzienia Rómula Przystojniaka. Rómulo bowiem, który kiedyś zamiast napaść na bank pomylił drzwi i obrabował sklep z kruczkami, zniknął w tajemniczych okolicznościach...Fryzjer zaczyna organizować grupę śledczo-poszukiwawczą, w której skład wchodzą przeróżne indywidua hiszpańskiej ulicy (choć niekoniecznie hiszpańskiego pochodzenia, bo jest i towarzyszka z Moskwy), wszystkiemu ze starożytnym spokojem przygląda się "czcigodna" chińska rodzina Siau oraz kobieta niezwykle fatalna, żona Przystojniaka, Lavinia Torrada. Historia zaczyna się plątać, spiski dotyczące zaginionego i poszukujących okazują się zakrojone na większą, europejską skalę, wobec czego popadający w przeróżne absurdalne tarapaty Fryzjer, np. podając się za producenta filmowego, ma styczność z możnymi tego świata, a nawet poznaje Angelę Merkel i na samym poznaniu ta historia się nie kończy, bowiem pani kanclerz grozi niebezpieczeństwo i rycerski Fryzjer nie może dopuścić do zamachu. terrorystycznego. Cóż, jaka dama, taki rycerz.

Mendoza jest mistrzem tworzenia światów, tak samo dobrze czuje się w Barcelonie współczesnej co historycznej, na prowincji i w kosmosie. I każda z tych rzeczywistości jest osobna, indywidualna i naznaczona jego widzeniem świata. W "Awanturze..." kolejny raz daje popis woltyżerki swej fantazji,postaci są szalone, wydarzenia groteskowe i nieprawdopodobne, a język barwny i oryginalny (oj, natrudzić się musiał Tomasz Pindel tłumacz, by z jednej strony pisać wyrażeniami ulicy, a potem przechodzić w ton filozoficznych wywodów i bogatej, wschodniej mądrości dziadka Siau np. "Przodkowie i potomkowie są ważni. Przeszłość i przyszłość. Bez przeszłości i przyszłości nie ma teraźniejszości, a ona jest ulotna",s. 56 ). Choć intrydze niczego nie brakuje, dla mnie ważniejszy  i ciekawszy był komiczny, czasami farsowy klimat powieści, gdy śnieżna kula kolejnych wydarzeń i postaci pędzi w zawrotnym tempie, dostarczając świetnej rozrywki. Choć jak to zwykle bywa, groteska ma swoją drugą stronę i kryzys ekonomiczny,  do którego już zdarzyliśmy się przyzwyczaić i obśmiać, staje się bardzo prawdziwy i przerażająco mało zabawny. Ale książkę czyta się z wielką przyjemnością i podczas lektury żaden kryzys nie powinien  czytelnikowi grozić:) 

Eduardo Mendoza, "Awantura o pieniądze albo życie". Znak, Kraków 2013.

wtorek, 20 sierpnia 2013

"Pokoje do wynajęcia" i skomplikowana ofiara

"Pokoje do wynajęcia" dosyć długo czekały na swój czas...I dobrze, że nie zabierałam się za lekturę wcześniej, gdy czasu na czytanie było mniej....Kryminał  należy do rodzaju:jeszcze stronę, może dwie, a że rozdział krótki to... może jeszcze parę stron:)

Głównym bohaterem powieści jest komisarz Soneri, dość typowy detektyw, co to bywa mrukliwy, choć przenikliwy. Komisarz ma do rozwiązania sprawę zabójstwa kobiety, która żyła z wynajmu pokoi. Jak się okazuje, sam Soneri w młodości też był jej lokatorem, a nawet poznał tam swoją żonę. Trudno się dziwić, że za rozwiązanie sprawy brutalnego morderstwa uroczej staruszki bierze się szybko. Uroczej staruszki? Ano nie do końca! Wraz z rozwojem akcji okazuje się, że pani Ghitta wcale nie była tak urocza, poza wynajmowaniem mieszkania trudniła się znachorstwem i "pomagała" dziewczynom, które wpadły w tarapaty. Sytuacja się zagęszcza, bo na jaw wychodzą tajemnice z przeszłości, wśród których jedna dotyczy zmarłej żony komisarza, dlatego policjant, poza morderstwem, ma na głowie też wydawało się zapomniane problemy własnego życia.

Varesi pisze dobrze i  surowo, kryminalna intryga trzyma w napięciu, tropy są mylone, a postaci dobrze skonstruowane. Inspektor jest co prawda jest raczej standardowym przedstawicielem zawodu, ale budzi sporą sympatię  i ,oczywiście!, okazuje się, że pod szorstką powłoką kryje romantyczne i dobre serce. Ale tym razem to nie osobowość policjanta, nie poszukiwanie mordercy i motywu były najciekawsze. Pierwszy raz czytałam kryminał, w którym najbardziej interesująca była ofiara. Siła stylu autora polega na stopniowym odkrywaniu  kolejnych kart życia pani Ghitty, momentami się jej nie lubi, czasem współczuje, bo postać jest bardzo niejednoznaczna i jak na trupa (który ma być pretekstem do śledztwa)- bardzo złożona. Książkę czyta się dobrze, szybko i nie ma w niej zbędnych opisów i,coraz częstszego dla nowych kryminałów, przegadania. A czas i miejsce akcji- Parma przed Bożym Narodzeniem- jest ciekawym dodatkiem do intrygi, choć szczerze mówiąc ta historia i taka ofiara mogłaby się znaleźć na każdej szerokości geograficznej.  Jednak najistotniejszy jest fakt, że Varesi umiał tę historię w zaproponowanym anturażu bardzo dobrze opowiedzieć! A kolejne sprawy komisarza już wydane:)

 Valerio Varesi "Pokoje do wynajęcia",  Rebis, Poznań   2012.


sobota, 3 sierpnia 2013

Ksiązki leżkowe i kocowe

Są różne podziały literatury: na beletrystykę i naukową, na dorosłą i dziecięcą, na dobrą i złą. Można dzielić według płci autora lub czytelnika, według objętości i niezawodnego UKD. Można także według miejsca i okoliczności czytania. Kiedyś pewna czytelniczka wyłożyła swój podział: są książki dobre oraz tramwajowe i pociągowe (pociągowe są, co oczywiste, dłuższe od tramwajowych). To takie, które zapewniają myślom w czasie podróżny pewne zajęcie, ale nie odrywają od  życia do tego stopnia, by minąć swój przystanek. Latem pojawia się jeszcze jedna kategoria-książki leżakowe,zwane też kocowymi. To najlżejsze z lekkich, absolutnie nie odrywające nikogo od letniego leniuchowania pozycje mające umilić czas odpoczynku...taka jest definicja ogólna.Ale można ją sobie zmodyfikować, bo każdy odpoczywa przy czymś innym. Zdarzało mi się wielokrotnie czytać na plaży książki, które wymykałby się standardowej klasyfikacji leżakowej- większość lektur czytałam w wakacje,a bardzo utkwiła mi w pamięci "Pani Bovary" czytana w pochmurne popołudnie przy sztormowym Bałtyku i mało działkowa, a jedna tam poznawana "Czarodziejska góra". Najważniejsze, by książki niosły odpoczynek, który nie musi być wcale tak bardzo błahy (co więcej- niektóre "lekkie książki"są tak fatalne, że czytanie to dopiero męka!).  Niech książka leżakowa będzie książką, którą po prostu dobrze się czyta! Już się cieszę na to wakacyjne czytanie, trochę kryminałów, trochę klasyki, jakaś leżakowa obyczajówka... Jadę na urlop. Książki już spakowane!