środa, 28 stycznia 2015

"Gdzie jesteś,Bernadette?" poza normą geniuszu


O Bernadette można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to,że jest zwyczajna. Kiedyś była jednym z najlepszych młodych architektów, dziś nie pracuje, mieszka z Bee-wybitnie zdolną (choć chorą w dzieciństwie na serce) córką i mężem, szychą z Mikrosoftu. Inni ludzie są Bernadette zbędni, rodziców  (szczególnie mamy) ze szkoły córki nazywa gzami i aby ograniczyć kontakt z homo sapiens, zatrudnia sekretarkę w Indiach, która załatwia za nią wszystko, łącznie z podróżą na Biegun Południowy (który jest wymarzonym celem córki). I wszystko byłoby pewnie w porządku gdyby nie to, że indyjska sekretarka okazuje się być fikcyjną postacią stworzoną przez internetowych przestępców, sąsiadka (jedna ze szkolnych gzów) oskarża Bernadette o zrujnowanie jej domu, jej reputacji, i jej proszonego podwieczorku, a mąż postanawia wysłać żonę na leczenie... Bernadette znika! Nie na darmo jest wybitnie inteligentna, znika bez śladu i tylko Bee wierzy, że kiedyś odnajdzie matkę i w tym celu musi wyruszyć z ojcem na biegun. 

Tak życie w Seattle, jak i poszukiwania matki na statku i samym biegunie to ciągłe balansowanie na granicy komizmu i tragizmu, między osobowością genialną, a szaloną, kochającą najbliższych, ale  aspołeczną. Całość pisana jest z perspektywy Bee, która włącza w treść narracji maile, liściki, doniesienia i  wszelkie pisemne źródła informacji o swojej mamie sprzed lat i obecnie. Jak czytelnik dowiaduje się na ostatku, ta książka to projekt szkolny Bee (jak widać równie niesztampowej co matka). Momentami bardzo zabawna, czasem wzruszająca, pełna niejasności, bo do obcowania z geniuszami nikt nas nie przygotował, powieść o rodzinie, pracy i pojęciu normalności w dzisiejszym świecie. Książka absolutnie zgodna z tytułem i programem serii, w której została wydana-Gorzka czekolada. Słodko-gorzka, poprawiająca nastrój, ale niekoniecznie do szybkiej konsumpcji.

Maria Semple, "Gdzie jesteś Bernadette?". Przeł. Maciej Potulny.Wyd. Media Rodzina. Poznań 2014.

niedziela, 25 stycznia 2015

"Dolina mgieł i róż" przesytu i epuzerów

Kilka lat temu czytałam "Magiczne miejsce" Agnieszki Krawczyk. Z lektury nie pamiętam zbyt wiele, poza wrażeniem, że wszystkiego w niej było za dużo- i miasteczko z intrygującymi mieszkańcami, i jakaś tajemnica sprzed lat, i zapomniany skarb. Książka nie była wyjątkowo opasła (nie miała chyba 300 stron), więc to nagromadzenie wątków dawało się odczuć. "Dolina mgieł i róż", najnowsza powieść Agnieszka Krawczyk, ma akcję umiejscowioną w tym  samym miasteczku, też ma sporo wątków, a poza tym blisko 500 stron. I mam w stosunku do tej powieści trochę mieszane uczucia. 

Sabina Południewska, pisarka owładnięta niemocą twórczą, wyjeżdża do malowniczego pensjonatu w malowniczym miasteczku w poszukiwaniu natchnienia (i jeszcze za pobyt płaci jej wydawca- taka to pożyje!;) Sabina sama siebie uważa za raczej mało sympatyczną, mało empatyczną i ogólnie mało emocjonalną osobę. Silniejsze uczucia wyzwala w niej jedynie pisanie i staranne ukrywanie faktu, że to ona jest Laurą Rossą, bestselerową autorką romansów. W pensjonacie na początku stroni od ludzi, ale odosobnienie nie jest jej...pisane;)  Przyznam, że nie polubiłam Sabiny- jej egzaltowanie, pretensjonalność, początkowa mizantropia, która  nadspodziewanie szybko zmienia się w chęć niesienia pomocy i bratania się z ludźmi mnie nie przekonała. A bratać ma się z kim, bo bohaterów jest w powieści sporo. Wspólny wróg łączy właścicielkę pensjonatu Milę, jej ekscentryczną szwagierkę Carmen, gospodynię oraz rezydentów hotelu: byłego wojskowego, naukowca, a także miejscową hrabinę, nauczyciela Alberta i lekarza Krzysia (ciągłe używanie w stosunku do dorosłego faceta, na dodatek lekarza, zdrobnienia Krzyś może niektórych drażnić- "Doktor Krzyś" nie brzmi zbyt poważnie, ale niech będzie-dla Krzysiów mam sporo sympatii i to nie tylko dzięki Kubusiowi Puchatkowi). Wróg, czyli Marek Rokosz, biznesmen kształcony na Oxfordzie, jak to z czarnymi czy raczej szarymi w tym wypadku charakterami bywa, jest całkiem ciekawą postacią- oczytany zwłaszcza w lubianej przez Sabinę powieści wiktoriańskiej, wytrawny jeździec, zdolny kucharz z filantropijnymi ciągotami. Poza tym bywa porównywany do Alana Rickmana albo do Colina Firtha- czyż można chcieć więcej;)  Ale Sabina nie chce. Od samego początku można się domyślić, że pisarka po pierwsze zechce zostać w miasteczku, po drugie zostać tu z ...tym, z którym zostanie. A w międzyczasie napisze swoją najlepszą powieść, odbierze poród w środku burzy, przyczyni się do rozwoju lokalnej przedsiębiorczości i zjedna sobie dziecko z zespołem Aspergera (niezbyt wiele wiem o Aspergerze, ale po przeczytaniu opisu zachowania rzekomo cierpiącej na to Julinki zastanowiłabym się nad diagnozą*). 

Żeby nie było, że się czepiam-na okładce jest napisane, że to bajka i obietnica zostaje zrealizowana. Bajka o magicznym wpływie miasteczka i róż na smutną panią z Warszawy. Jednak znów mam wrażenie przesytu- duch małego domku, zasygnalizowane jednym zdaniem niewyjaśnione okoliczności śmierci pierwszego męża właścicielki pensjonatu, rozmowy o literaturze, fabryka jaj w proszku, kok na skarpecie, gobeliny i róże- kręci się od tego w głowie. Styl momentami też zbyt przesycony- jeśli Sabina w monologu wewnętrznym dochodzi do wniosku, że ma ochotę na herbatę i schodzi do kuchni, nie trzeba mi dookreślać, że idzie sobie zrobić "filiżankę aromatycznego napoju" (zwłaszcza że Sabina nie z tych, co  idąc po herbatę wracają z nalewką). Raziła mnie też mocno niedzisiejsza "twarzyczka dziewczynki", którą bez kombinacji i uszczerbku można zastąpić mniej nacechowaną "buzią". Są to detale, ale ponieważ w powieści autorka wielokrotnie pokazuje, że umie pisać dynamicznie i zabawnie, tym bardziej mnie rażą. 

Świetnym językowo-charakterologicznym pomysłem jest szwagierka Mili, Carmen- uczy się polskiego na romansach z dwudziestolecia i relacjach sportowych, więc wszelkie jej uwagi o epuzerach, powabach i mięśniach wprawiają w dobry humor- a  co dopiero scena zjazdu na prześcieradle! Przyjemne bywają  rozmowy bohaterów o książkach, przerzucanie się cytatami, tworzenie takiego bezpiecznego literackiego klimaciku z Austen w odwodzie. Mam wrażenie, że uszczuplenie liczby wątków i wzięcie w karby stylu mogłoby wyjść na dobre książce, która -jak powinna powieść tego typu-wprawia w dobry nastrój i pozwala znów uwierzyć w ludzi i bajki. "Dolinę..." nieźle się czyta, ale będę się upierać, że po małych cięciach czytałoby się lepiej.  I wtedy miałabym szansę poczuć i zrozumieć ten podkreślany w wielu opiniach czar powieści... Bo dla mnie niezmiennie największy urok tkwi w niedopowiedzeniu.

Agnieszka Krawczyk, "Dolina mgieł i róż". Wyd Filia. Poznań 2014.

*Aspergik ma problemy z wyrażeniem emocji, z kontaktami społecznymi, natomiast Julinka rzuca się Sabinie na szyję i  mówi, że ją kocha na przy okazji jednego z pierwszych spotkań.Poza tym jedną z podstawowych trudności ludzi Aspergerem jest zrozumienie metafor, frazeologizmów, wszystkiego co językowo abstrakcyjne- Julinka mówi "czytasz w moich myślach"- logicznie patrząc jest to niemożliwe, a poza tym żadne ze znanych mi 10latków nie wpadłoby na użycie tego frazeologizmu;)

środa, 21 stycznia 2015

"Babunia" i konsekwencje literackich wyborów

Jade,trzydziestoletnia dziennikarka z aspiracjami na pisarkę "porywa swoją babcię", którą ciotki zamierzają oddać do domu opieki. Coś, co wygląda na szalony i spontaniczny wybryk, staje się codziennością i nabiera kształtu, którego nikt się nie spodziewał. Oto Babunia, kobieta prosta i kochana, pokazuje wnuczce swe drugie, czytelnicze ja. Okazuje się bowiem, że Babunia przez lata ukrywała w okładce Biblii rozmaite tytuły i zgłębiała świat literatury. Na swojej tajnej drodze czytelnika miała szanse poznać kilku wyjątkowych ludzi, a że nawet po zmianie miejsca zamieszkania czyta, końca intrygujących spotkań nie widać. Staruszka, która wydaje się wnuczce znana, nagle zdobywa nowy rys-zaskakuje, więcej opowiada o sobie, swoich przemyśleniach i doświadczeniach. Babunia, w rozdziałach pisanych w pierwszej osobie mówi o życiu w powojennej Francji, o czytelniczym marnowaniu czasu, o dorastaniu, dojrzewaniu i starzeniu się. O miłości do książek i ludzi. Ale też o wielkim optymizmie, który wywarza się z doceniania tego,co niesie los. Babunia, czy to u siebie na wsi, czy u siebie w Paryżu, zjednuje sobie ludzi, pozwala sobie na komfort dobrego samopoczucia i radości z każdego nowego dnia i ma zamiar pomóc wnuczce w wydaniu powieści. Życie wnuczki, opisywane w osobnych rozdziałach, w narracji trzecioosobowej, to zapis naszej współczesności- niestabilnej zawodowo, z ciągłą potrzebą znalezienia swojego miejsca i ostatkiem sił na spełnianie wielkich marzeń o wielkim literackim debiucie i wielkiej miłości. "Babunia" jest książką o pisaniu, czytaniu, o książkach, o tym jak bardzo rozwija pobyt w literackich światach i że rozmowa o literaturze może stać się podwaliną ważnej i potrzebnej relacji. 

Ale jest jeszcze epilog. Epilog stawia na głowie całą resztę powieści i choć miałam pewne podejrzenia, dotyczące losów Babuni i jej wnuczki, ostateczne rozwiązanie zaskoczyło mnie i dało książce inną drogę interpretacji. Taka francuska przewrotność... By nie zdradzać pointy mogę tylko dodać, że "Babunia" jest też książką o konsekwencjach pojmowanych wyborów, o alternatywnym świecie tworzonym przez literaturę i o życzeniowym myśleniu. Ale historię Babuni i jej wnuczki warto poznać, zwłaszcza gdy lubi się książki o książkach i opowieści o tych, którzy wzbogacają nasze życie- jak Babunia.


Frederique Deghelt,

niedziela, 18 stycznia 2015

"Tajemnice Rutherford Park" na rozwidleniu czasów

Lady Octavia Cavendish-kobieta, która wolałaby czasem nie być damą, za to żyć zgodnie z własnymi przekonaniami. Lord William Cavendish- przedstawiciel kolejnego pokolenia wiernych koronie i tradycji. Harry-syn, czując nadchodzące zmiany, marzy o lataniu, a w charakterystycznym dla jego wieku i pozycji wyszumieniu się nie zważa na różnice społeczne. Luisa-starsza córka powoli przygotowująca się do wejścia na giełdę matrymonialną, Charlotte- młodsza córka z postępowym marzeniem by kiedyś samodzielnie na siebie zarabiać. Jest jeszcze kilkoro osób z służby. Za chwilę rozpocznie się przełomowy 1914 rok. Wiadomo, że nie data świadczy o końcu wieku i epoki, bez względu na kalendarza XIX wiek zakończył wybuch I wojny światowej i także ze względu na sposób pokazania zmian mentalności, rodzących się ruchów społecznych i reakcji na bałkański kocioł warto sięgnąć po "Tajemnice Rutherford Park".

Wydawca reklamuje książkę hasłem, w którym przywołuje serial BBC "Downton Abbey" i ma w tym wiele racji- jest rodzina (nie ma niestety Statecznej Nestorki w typie Maggie Smith), są stare i nowe sekrety, jest wreszcie wiatr zmian, który głośnym echem odbije się w zabytkowych murach. Jest też służba, choć w powieści ich losy są znacznie mniej eksponowane niż działo się w to serialu, a opowieści o działaniach i życiu służących ograniczają się do kilku elementów, potrzebnym by urozmaicić historie rodu. Jest jednak to, co urzekło widzów angielskiej produkcji- precyzyjnie rekonstruowany świat sprzed wojny.  Elizabeth Cooke prezentuje czytelnikom świat, który choć  czasowo wydaje się nie aż tak odległy, w rozumieniu zasad, konwenansów i stylu jest bardzo różny od dzisiejszego.To nie tylko ta rzeczywistość, w której żonie nie mówi się o problemach świata, by jej nie denerwować, a dziewczyna siedząca sama w kawiarni jest widokiem podejrzanym, to także bardzo stały system, w którym lokaj nie rozmawia z pokojówką, a podawanie do stołu odbywa się ściśle określonej hierarchii. Europa w przededniu zamachu w Sarajewie nie wydaje się gotowa na zmiany, istniejący porządek dla większości bohaterów jest niezmienny, oczywisty i nie zburzy go nawet Amerykanin, który przybywa do majątku i trochę miesza w życiu domowników.

Losy bohaterów czyta się bardzo dobrze, z przyjemnością poznając realia tamtego  świata, który zaczyna drżeć w posadach. Właśnie tę prób przywrócenia świata sprzed wieku wysoko cenię i to ona wyróżnia powieść na tle obyczajówek. Autorka zadbała o realia, autentyczność i poprowadziła swoich bohaterów zgodnie z wytycznymi tamtych zasad i systemów, bo mimo wyczuwalnych zmian rodzina Cavendishów była zakorzeniona w XIX wieku  i nie mogła się z go pozbyć zbyt szybko. Gdyby autorka chciała od swoich postaci większego buntu, więcej burzy i naporu, utraciłaby prawdopodobieństwo, a siłą tej książki jest właśnie jej realizm. Dobrze napisana historia z postaciami, które stoją u rozwidlenia czasów, osadzona w zręcznie zrekontrowanej rzeczywistości- do łyknięcia w jedno popołudnie i zastanawiania się nad tym ile zmian  w obyczajowości i codzienności przynosi sto lat. 

Elizabeth Cooke, "Tajemnice Ruteherfor Park". Przeł. Katarzyna Rosłan. Wyd. Marginesy. Warszawa 2014

środa, 14 stycznia 2015

"Paryskie pasaże" spacerkiem przez mity

Dawno nie było o Paryżu, to teraz będzie, bo jakaś paryska tęsknica mnie ostatnimi czasy naszła...Poza tym jest to miasto na tyle ciekawe, że warto o nim czytać, zwłaszcza gdy dobrze piszą. A Krzysztof Rutkowski pisze bardzo dobrze. Esej, ten jakże francuski gatunek, nie należy do łatwych, autor musi nie tylko wiedzieć co chce napisać, ale musi też wiedzieć jak to zrobić, by nadać tekstowi własny rys. O to chodzi w eseju- by autor zaznaczył swoją obecność. I w "Paryskich pasażach" Rutkowski jest bardzo mocno obecny i słyszalny. W każdej z czterech części książki, które przedstawiają dzieje Paryża od najbardziej paryskiej epoki bohemy do współczesności, bez względu na to, czy bohaterem jest płynący na statyku pijanym poeta, krawiec, który unosi modę na wyżyny czy Eco, otwierający katedrę literatury europejskiej, najważniejszy jest eseista! Autor własnego widzenia miasta świateł, miasta grzechu, miasta sztuki i miasta mitów, który swoim dowcipnym i starannym językiem,pełnym erudycyjnych  wtrętów i intertekstualnych nawiązań, opowiada o własnym mieście. Paryż widziany jest tu z dystansu, a jednak trochę po swojsku, bo Polacy o Paryżu wiedzą bardzo dużo, a nawet bez Polaków Paryż nie byłby tym, czym jest (wiadomo: Mickiewicz, Chopin i cała reszta dumających na paryskim bruku...). 

Spotkanie z Rutkowskim jest bardzo przyjemne, bo przyjemnie czyta się i o odbrązowionych bohaterach wyobraźni, i o zwyczajach, i o pomysłach paryżan. Przyjemniej czyta się to, co jest napisane lekkim, niewymuszonym stylem, w którym autor bywa uszczypliwy, ale nie przekracza granic dobrego tonu. Ot tak, po parysku. Przyjemnie ogląda się fotografie na czarno-białych wklejkach. I przyjemnie krąży się po tych pasażach, zaglądając to do przeszłości zamierzchłej, to do nieco czytelnikowi bliższej, myśląc o Camusie, Hugo, Sue, Satie i paru innych sławach oraz zupełnie bezimiennych subretkach rodem z "Cyganerii". I nawet jeśli z tego spaceru pasażami niewiele zostanie faktów, to wrażenie odświeżającej przechadzki w inteligentnym towarzystwie pozostanie na pewno.

Krzysztof Rutkowski, "Paryskie pasaże". Wyd. Słowo/Obraz Terytoria. Gdańsk 2008.

A czym byłby Paryż bez muzyki?
 I bez piosenki?

niedziela, 11 stycznia 2015

"Czarne miasto" Fandorin po raz 14.

Rok 1914, bałkański kocioł wrze, a Erast Pietrowicz Fandorin wyrusza do Baku z misją odnalezienia groźnego terrorysty. Przestępca zastawiana na emerytowanego radcę wiele zasadzek, kilkakrotnie usiłuje go zabić, a rosyjskim dyplomatą zaczyna się jeszcze interesować austriacka delegatura...Wśród szybów naftowych, na styku wschodu i zachodu Fandorin, poza problemami zawodowymi, musi też wyplatać się z niefortunnych decyzji osobistych. Momenty gdy Erast używa swego wyjątkowego intelektu tylko po to, by ograniczyć kontakt z żoną (boi się zniszczyć fryzurę, więc nie wsiądzie do samochodu z okrytym dachem, czyli jadę kabrioletem) bywają zabawne i uczłowieczają Erasta, który w niebezpieczeństwie czuje skórą, widzi w ciemności i porusza się  bezszelestnie, ale w towarzystwie własnej żony traci rezon. Ale że natura i serce nie znosi próżni pojawia się pewna tajemnicza wdowa... 

Akunin w książce wieńczącej cały cykl powieści o przygodach swojego, moim zdaniem, najbardziej udanego bohatera, zaprasza czytelnika w podróż trochę sentymentalną, trochę rozliczeniową. Są wspominane stare dzieje, wielkie emocje z "Azazela", pobyt na Dzikim Zachodzie (w USA toczyła się akcja jednego opowiadań z tomu "Nefrytowy Różaniec") i Japonii. Sieńka Skorikow- ulicznik z "Kochanki Śmierci"", początkujący filmowiec ze "Świat jest teatrem" teraz jest znanym producentem filmowym i też łączy przeszłość i teraźniejszość detektywa. Masy jest tym razem niewiele, bo szybko zostaje postrzelony, ale jako wierny sługa swego pana istnieje i spełnia swoją rolę.Jakie jeszcze zaskoczenia szykuje Akunin? Fandorin, znany dandys i elegant musi  zgolić swe bujne włosy i zmienić frak na łachmany, ale mimo takiego stanu rzeczy nadal ćwiczy umysł i ducha.  Poza tym, jak przystało na mężczyznę z prawie 6 krzyżakami na karku, zaczyna snuć refleksje o życiu i swoim narodzie. Fragment rozważań o Rosji i Rosjanach jest przerażająco aktualny* i mądry, a rada by częściej patrzeć na siebie oczami Czechowa niż Dostojewskiego przyda się wszystkim Słowianom. Sama książka bardziej niż klasycznym kryminałem  jest powieścią sensacyjną, ze scenami ratowania z szybów naftowych, efektownych pościgów na zatoce wśród płonących plam nafty (Jams Bond jak nic!), zakradania się do pomieszczeń możnych o podwójnej moralności. Można mówić, że "Czarne miasto" aż tak nie trzyma w napięciu jak wcześniejsze tomy, ale końcówka i tak mnie zaskoczyła i, co tu kryć, zasmuciła. 

Pojawiają się głosy, że Fandorin jeszcze wróci- do wielu działań jest zdolny autor pod naciskiem fanów i przy brakach w kieszeni...Ale nawet jeśli Akunin coś jeszcze o Fandorinie napisze to,  moim zdaniem, będzie jakaś historia z przeszłość, kolejna biała plama biografii, doprecyzowana tak, jak opowiadania z "Nefrytowego różańca". Dlaczego? Ano dlatego, że wybuch I wojny,której detektyw nie zdoła zapobiec, pogrzebie jego świat. Erast Pietrowicz Fandorin, wielbiciel techniki, erudyta, europejski dandys z zapasem orientalnej duchowości jest postacią z XIX wieku i w rzeczywistości po 1918 roku nie ma już czego szukać-tym bardziej, że historia Rosji tego okresu mało pasuje do barwnych kryminalnych opowieści. "Czarne miasto" zakończyło moją ulubioną serię, którą z wielką przyjemnością czytałam przez 7 lat. Teraz będę pewnie wracać do niektórych tomów, zwłaszcza jeśli wydadzą je na audiobuku, bo to są (powtarzam po raz kolejny) świetnie skonstruowane, znakomicie napisane i niepozbawione smaczków kulturowo-literackich rozrywkowe powieści przywracające wiarę w czytanie dla przyjemności, która nie jest bezmyślnym przewracaniem stron.
A Fandorin...cóż, uczucie do bohatera literackiego bywa bardzo trwałe, więc niech się schowa Pan Darcy i cała zgraja. Och,Eraście Pietrowiczu!

 Boris Akunin, "Czarne miasto". Przeł.  Aleksandra Okuniewska-Stronka.Wyd. Świat Książki. Warszawa 2014
*Jedne z baronów naftowych nazywa Pułtin...przypadek?

środa, 7 stycznia 2015

"Duma i uprzedzenie"... męża łap!najlepiej z 10 tysiącami rocznie!

"Jest prawdą powszechnie znaną, że samotnemu a bogatemu mężczyźnie brak do szczęścia tylko żony."To jedno z najbardziej znanych pierwszych zadań w historii literatury światowej. Jest prawdą tak samo znaną, że najbardziej lubi się te historie,które (tak jak piosenki) już się kiedyś słyszało. "Dumę i uprzedzenie" czytałam,serial BBC, dzięki któremu pan Darcy zawsze będzie wyglądał jak Colin Firth oglądałam kilka razy (i uważam, że choć wszyscy aktorzy są w nim świetnie dobrani, to nikt nie przebije mamuśki, czyli Pani Bennet i pastora Collinsa, którzy są  absolutnie fantastyczni!) Teraz postanowiłam wrócić do świata, w którym oczekuje się wizyt, chodzi na bale, zachwyca stacjonującą policją i w każdym młodym mężczyźnie, który jest dostatecznie bogaty i wystarczająco urodziwy szuka się męża. Podróż w czasie okazał się przemiłym doświadczeniem, zupełnie nie przeszkadzało mi, że wiedziałam, co się stanie, bo historia jest na tyle urokliwa i czarowna, że można ją sobie powtarzać. Czarowna, bo ma w sobie coś z baśni-dobro zostaje nagrodzone, złe uczynki- wyjawione, a początkowe uprzedzania zmieniają się wielkie uczucia.

Historia należy do klasyki i tego nie da się kwestionować! Jednak słuchając kolejny raz tej samej opowieści o łapaniu męża, zaczęłam zauważać pewien społeczny dramatyzm. Dlaczego panny wciąż mówią  właśnie o łapaniu męża- ano dlatego, że małżeństwo jest jedynym sposobem na zapewnienie sobie życia na jako takim poziomie. Austen jest wbrew pozorom mało romantyczna w swojej opowieści o miłości i małżeństwie- co prawda i Lizzy i Jane wyjdą za mąż z miłości (przy okazji zdobywając pozycję i fortunę), ale małżeństwo Charlotty i pana Collinsa to nic innego jak umowa dla dostatniego życia,.Lidia ma marne szanse by z Wickhamem żyć długo i szczęśliwie, a pan Bennet, korzystając z własnego doświadczenia, mówi córce o nieszczęściu jakim jest małżeństwo z kimś, kogo się nie szanuje, nie poważa i nie kocha. Austen pisze o czasach, w których dobra partia stanowiła dla dziewczyny jej "być albo nie być", a młodość, uroda, maniery wychodziły na matrymonialną giełdę oczekując tego, kto da najwięcej. Romantyzmu nie ma tu za grosz, jest za to wszechwładna matematyka! Pani Bennet dowiadując się o zaręczynach Lizzy nie przypomina o swoich uprzedzeniach i krytycznych uwagach względem pana Darcy'ego, tylko z miejsca rachuje- ile będzie majątku, jaki dom, klejnoty, powozy, suknie. Ale nie można jej za to winić, wcale nie jest przyziemna i mało romantyczna, jest po porostu kobietą swoich czasów. I o ile Lizzy kochają kolejne pokolenia czytelniczek za to, że jest dziewczyną poza okresem historycznym- świadomą, mądrą i dobrą,kolekcjonerką ludzkiej głupoty, pustoty i małości, o tyle Austen cieszy się nieustającą sympatią ze względu na  niezwykle dowcipnie i pogodnie podaną prawdę o swoich czasach, która choć na drugim planie, ciągle bardzo mocno przemawia do wyobraźni.

Joanna Szczepkowska przeczytała audibuka dobrze, z wielką lekkością i pewnym rodzajem słodyczy, właściwym romansom i obyczajówkom klasycznym, spodziewałam się  jednak trochę więcej aktorstwa, zróżnicowania głosów bohaterów, które pewnie sprawiłby mi jako słuchaczce sporo dodatkowej przyjemności, więc sposób interpretacji  wymagał ode mnie chwili przyzwyczajenia. I w kolejce już czeka kolejna Austen. Bo choć pan Darcy jest oczywiście mężczyzną idealnym(z Bridget Jones się nie dyskutuje), skrycie uwielbiam pułkownika Brandona (ale o tym przy okazji).

PS Warto sobie tę książkę przypomnieć także dlatego, że mamy na rynku dwa nowe nawiązania- kryminał P.D. James "Śmierć przybywa do Pemberley" oraz swoisty spin-off J. Baker "Dworek Longbourn". Austen wiecznie żywa i inspirująca!

Jane Austen, "Duma i uprzedzenie". Przeł. Anna Przedpełska-Trzeciakowska.Wyd. Agora, Warszawa 2008. Czyta Joanna Szczepkowska.

sobota, 3 stycznia 2015

52 warte przeczytania książki

Wraz z początkiem roku nastąpiła lawina postanowień i wyzwań, także dotyczących podniesienia czytelnictwa. Już od kilku lat sporą popularnością cieszy się wyzwanie, polegające na przeczytaniu w ciągu roku 52 książek, czyli średnio jednej książki tygodniowo. Moim zdaniem jest to zadanie ze sporą szansą na realizację, tym bardziej, że w 2014 roku przeczytałam ponad dwa razy tyle, więc na pewno się da. I nie ma co powtarzać, że "nie mam czasu i kasy", bo na brak kasy: biblioteka, na brak czasu:  audiobuki na przystanki i korki oraz zwiększenie częstotliwości przebywania w realu, a nie w sieci, która, jak to zwykle z siecią bywa, przykleja do siebie i wplątuje na zbyt długo. I jeszcze coś bardzo istnego, na co zwróciła uwagę ceniona przez mnie Czytaczka I Tłumaczka: czytajmy 52 książki, po lekturze których coś w nas zostaje! I w związku z tym wyzwanie zostaje zmodyfikowane na przeczytanie 52 wartych przeczytania książek:) Przy czym od razu zastrzegam, że warte przeczytania są nie tylko te Bardzo Mądre Książki, o których uznani krytycy piszą elaboraty. To oczywiście te pozycje, które:
  • poszerzą horyzonty,
  • ugruntują wiedzę,
  • zachwycą stylem i językiem,
  • pobudzą intelektualnie.
 Ale także te książki, które pozwolą:
  • w niezbyt głupi sposób odreagować rzeczywistość,
  • spojrzeć na coś w trochę inny sposób,
  • wciągnąć się w świat wielkiej radości czytania,
  • wzruszyć się, rozśmieszyć, przestraszyć.    
Jeśli znajdę 52 książki, które w 2015 roku spełnią te wytyczne, to będzie bardzo dobry rok!