sobota, 27 kwietnia 2019

"Cuda za rogiem" i dobre rady z przyszłości


Skłamałabym, gdym powiedziała, że do tej książki nie zachęciła mnie okładka.  Ale po lekturze mogę powiedzieć, że ta okładka, z pojedynczymi rekwizytami w oddzielonych od siebie polach jest idealnym dopełnieniem tego, co znajdujemy w samej książce. Książce, w której przyszłość miesza się z przeszłością, a realizm z pewnymi dziurami w czasie. Oto bowiem w zapomnianym sklepiku  kryje się trójka złodziejaszków.  Pewnie gdyby nie fakt, że w ślad za nimi trafia do sklepiku list z prośbą o poradę,  trójka uciekałaby dalej. Zaintrygowani  historią zawartą w liście i informacja tym, że sklep był przed laty miejscem, w którym każdy mógł liczyć na radę, zaczynają korespondencję.  Listy i pytania dziewczyny uświadamiają im, że piszą z kimś z przeszłości. Zreszta w sklepiku czas płynie zupełnie inaczej niż na zewnątrz…  
 Kolejne rozdziały to opowieści o ludziach, którzy zwrócili się z prośbą o radę do dawnego właściciela, pana Namiya.  I choć na początku może się wydawać, że te opowieści są odrębne, to im dalej w las stron, tym więcej wydarzeń i postaci zaczyna się  powtarzać.  Nagle losy nieznanych i pozornie obojętnych sobie osób zaczynają się splatać i tworzyć kolejne warstwy  opowieści. Po dłuższej chwili czytania już nie tylko historie, a i to, jak bohaterowie będą ze sobą połączeni budzą ciekawość czytelnika.  Bardzo lubię taką formę tworzenia historii, a to odnajdywanie powiązań  i składanie puzzli z historii  było bardzo przyjemne. Co poza tym?  To po troszę książka o decyzjach,  o  konsekwencjach wyborów i słuchaniu dobrych rad.   A także o tym, że nikt za nas nie przeżyje życia.
Niewiele czytam japońskiej literatury,  „Cuda za rogiem” nie są specjalnie egzotyczne, nie mówią zbyt wiele o życiu na wyspach (choć przypisy tłumacza wyjaśniają pewne słowa związane z życiem Japończyków) , bo nie taka jest rola tej książki. To opowieść o bohaterach, którzy mogliby żyć w każdym miejscu na ziemi, tam realizować marzenia o byciu piosenkarzem, tam otwierać biznesy, tam wspominać przyjaźnie z domu dziecka.  Powieść ciekawa, pokazująca jak różnymi ścieżkami kroczy szczęście i jak los czasem odzywa się jako niespodziewany głos z przyszłości. I jeszcze jedna rzecz- przeszłość bohaterów to czas, gdy pisanie listów było normalne, a nawet normalne bywało wrzucanie ich do skrzynki na mleko z nadzieją na odpowiedź od sklepikarza-dobra rada.  Gdyby tak wrócić do pisania listów, które mają w sobie coś bardzo osobistego i stopniem zaangażowania nadawcy i czytelnika przewyższają  błyskawicznie idące maile?

Keigo Higashino, "Cuda za rogiem". Przeł. Nikodem Karolak. Wyd. Otwarte. Kraków 2018.

czwartek, 18 kwietnia 2019

"Przeznaczenie, traf, przypadek" i pointa

Co liczy się w piosence? Pointa, atmosfera, zawarcie emocji w kilku zwrotkach, kondensacja treści. Co liczy się w opowiadaniu? Właściwie to samo (ok, bez zwrotek). I pewnie dlatego zupełnie nie dziwi, że Jacek Cygan, autor wielu przebojów, jako prozaik sprawdza się moim zdaniem fantastycznie. Opowiadania, niektóre podzielone jeszcze na części (czyżby jednak zwrotki?), łączy tytułowy traf, przypadek.

Są tu historie smutne i wesołe, takie, które mówią o pewnym ostatecznym zamknięciu i dają nadzieję, są opowieści o losie pojawiającym się w cygańskiej wróżbie i losie wspomaganym drucikiem na czubku drzewa, są historie o młodych i starych, z Warszawy, Rzymu i Wiednia. O pierwszym spojrzeniu i ostatnim tchnieniu. O tym, co się rodzi, o tym, co powszednieje, o tym, co ostatni raz rozbłyska. O miłości, o śmierci. O życiu. Niektóre opowiadania to przebłyski i  migotliwe scenki rozgrywające się w jednej chwili, inne to bardziej rozbudowane opowieści z budowanym napięciem. Wszystkie napisane z wdziękiem i darem obserwacji, zawartej w świadomie i precyzyjnie prowadzonej formie.  Jest historia  mężczyzny, który postanowił sprawdzić jak to jest, że kobiety żyją dłużej i zakończył życie w zaskakujący sposób. Jest opowieść o młodym chłopaku, który dziwi się, że prosząc luksusową Guliettę o chwilę rozmowy prosi o zbyt wiele.  Historia lekarza i pacjenta, który swoją wole życia uzależnia od ostatniego liścia na drzewie. Opowieść o mężu, dla którego jego żona stała się przezroczysta i o matce, która niespodziewania w kawiarni spotkała swoją dawno straconą córkę. Traf, przypadek? Opowiadania, która z jednej strony wymagają chwili przemyślenia po często bardzo zaskakującej poincie, a jednocześnie czuje się wielkie zainteresowanie tym, co autor jeszcze wymyśli i jaką opowieścią nas zaskoczy lub zauroczy. Świetna książka do powracania, dla humoru, dla błyskotliwości i dla uchwycenia ulotności tych momentów, w których pytamy siebie i innych, czy to plan czy raczej przeznaczenie, traf, przypadek.

Jacek Cygan, "Przeznaczenie, traf, przypadek.". Wyd. Znak. Kraków 2016.

piątek, 12 kwietnia 2019

"Zagadka trzech czwartych" w trzech czwartych dobry kryminał

Nie  byłam zachwycona pierwszą przygodą Poirota autorstwa Hannah ("Inicjały zbrodni") , nie byłam  fanką drugiej (lepszej "Zamknięta trumna"), ale mimo wszystko sięgnęłam po trzecią. Dlaczego? Pewnie dlatego, że chciałam wrócić do świata Agaty, nawet ze świadomością, że to jest świat Sophie…  I co? Podtrzymuję swoje zdanie napisane w tekście o poprzedniej części- to jest niezły kryminał, ale nie jest to Christie. Bo za długie o jakieś 70 stron. Bo Catchpool jest najmarniejszą imitacją Hastinga jaką sobie można wyobrazić- ani dowcipny, ani sympatyczny,  ogólnie taki nijaki.  Sama intryga całkiem, całkiem-  4 osoby otrzymują list oskarżający je o morderstwo. List, podpisany przez Poirota.  Dlaczego ktoś podszywa się pod małego Belga i co łączy tę czwórkę, a przede wszystkim, czy rzekoma ofiara naprawdę została zamordowana? I co do rozwiązania tejemnicy ma kawałek ciasta? Pytania się mnożą, po to, by Poirot miał swój wielki monolog na końcu. Bo tak musi być. Czyta się tę książkę całkiem nieźle,  bo historia wciąga, mimo pewnych dłużyzn. I gdy traktuje się tę powieść jak kryminał z jakimś detektywem, to naprawdę jest całkiem przyjemnie.  Tylko to wielkie nazwisko Christie na okładce…    
 
Hannah stara się naśladować styl  Królowej Kryminału i te starania widać- wielkie majątki, rodzinne tajemnice, mokra sukienka przyklejona pod łóżkami w bursie ponurej szkoły dla chłopców,  na pozór niewiele znaczące słowa sprzed lat i strzępy wspomnień, kamerdyner Georgem... Ale brak tu pewnej lekkości, a przede wszystkim Poirot, choć przestał się znęca nad Catchpoolem, jest cały czas dość mało sympatyczny.  Powraca pytane- dlaczego to czytam? Bo mimo wszystko jest tu jakiś styl, jakaś klasa. Powiew świata i stylu, który za czasów Agaty nie był wcale retro. Christie też miała lepsze i gorsze powieści, a  Hannah mierzy się nie tylko z samą  twórczością Christie, ale z całą jej legendą i wyobraźnią czytelników podsycaną wielokrotnie czytanymi książkami, adaptacjami itp.  Jeśli już bawić się we wskrzeszanie  pisarstwa Christie (co w założeniu jest dla mnie niezbyt trafnym, choć marketingowo skutecznym, działaniem), to książki Hannah  są lepszym pomysłem niż "Inny rodzaj zła" .  I wiecie co? Jak wyjdzie kolejna część, to choć będę się prawdopodobnie zżymać na to samo, też przeczytam. 

Sophie Hannah, "Zagadka trzech czwartych". Przeł. Maria Antonina Jaszurowska. Wyd. Dolnośląskie. Poznań, Wrocław 2018

czwartek, 4 kwietnia 2019

"W Jeżynowym Grodzie" sielsko wśród myszy


Jeśli wierzyć Jill Barklem, to Jeżynowy Gród istniał od zawsze, a dzięki wyobraźni autorki stał się widoczny. I rzeczywiście: za takim światem, w którym przygody kończą się szczęśliwie, życie płynie zgodnie z porami roku, a wszyscy są dla siebie dobrzy i życzliwi, tęsknimy. Wyrazem tej tęsknoty, połączonej z wiarą w świat baśni jest książka Barklem, autorki tekstu i ilustracji. Bo to właśnie słowo i obraz budują tu wspaniały świat mieszkańców domków przy żywopłocie. Widać tu spory wpływ pisarstwa Beatrix Potter, która nie tylko sama opisywała i ilustrowała  książki, ale także stworzyła  świat zamieszkały przez  przeróżne  zwierzaki.  Myślę, że Pani Tycia Myszka błyskawicznie znalazłaby wspólny język z  krewniakami z Jeżynowego Grodu.     

 Myszki  zamieszkujące Jeżynowy Gród to wielopokoleniowe rodziny, nowe pary,  przyjaciele, którzy zawsze służą sobie radą i pomocą.  Świat Barklem jest idylliczny, ciepły, pełen pogody i  znanego rytmu- jesienią myszki pracowicie gromadzą zapasy, zimą urządzają bal, wiosną i latem odbywają wycieczki.  Są momenty wielkiego szczęścia, ale  i strachu, gdy mała mysz odłącza się od grupy i gubi się w lesie. Bo choć Jeżynowy Gród jest sielski, to świat dookoła bywa niebezpieczny.
Historie o myszkach są bardzo sympatyczne, a ilustracje wspaniałe!  Autorka z wielką starannością rysuje domy w krzewach, przytulne norki, kolejne kondygnacje zamieszkałe przez  wyjątkowo elegancko ubrane gryzonie.  Zwracają uwagę pięknie rysunki roślin i wspaniałe ilustracje wnętrz. Gród  jest zamkniętym uniwersum- myszy mają swoje przysmaki (wino z płatków róży, kandyzowane fiołki,  ciasteczka pierwiosnkowe), swoje  tradycje, a nawet własne słowa przysięgi małżeńskiej. Dzięki temu  świat jest bezpieczny i bardzo rzeczywisty. Autorka stworzyła tak sympatyczny i ciepły świat, że jestem pewna, że dzieciaki, które złapią jeżynową rzeczywistość będę tworzyły swoje opowieści  o  losach bohaterów, bo przecież przygody czekają. A może gdzieś pod żywopłotem toczy się takie właśnie uporządkowane życie i można spotkać panią Jabłuszko w pięknym kapelusiku i  urwipołcia Fredzia w ogrodniczkach?  





Jill Barklem, "W Jeżynowym Grodzie".  Przeł.  Katarzyna Szczepańska-Kowalczuk.  Wyd. Znak. Kraków 2017.