środa, 30 kwietnia 2014

"Wieczorem w Paryżu" snuje się pewna opowieść

Alain Bonnard porzucił pracę w korporacji by prowadzić rodzinne kino studyjne. Co czwartek na organizowanym przez niego przeglądzie najpiękniejszych filmów o miłości pojawia się niezwykła dziewczyna w czerwonym pałaszu. Po jakimś czasie Alain decyduje się wreszcie do niej podejść i poznać, spędzają piękny wieczór i dziewczyna obiecuje, że za tydzień wrócić do kina. Ale nie wraca. Alain, zakochany romantyk, który jest pewien,że odlazł swoją miłość rodem z filmu zaczyna szukać Melanie po całym Paryżu.Nie może jednie żyć tylko romantyczną przygodą, bo w jego kinie pojawia się ekipa filmowa z francuską gwiazdą Soléne Avril  i amerykańskim reżyserem Alanem Woodem (brzmienie imienia i nazwiska nieprzypadkowe). Alain musi teraz dzielić swój czas między poszukiwania  dziewczyny, a nowy dla niego świat prawdziwych filmowców. Zanim nastąpi nieodzowny happy end, romantyczny księżyc kilka razy wzbije się nad Sekwanę, reżyser odnajdzie utraconą przed laty córkę, a gwiazda siostrę. Bo mimo przewidywalności szczęśliwego zakończenia jest w książce kilka momentów zwrotnych i niespodziewanych.

Autorowi udało się nie tylko stworzyć fajny paryski,choć współczesny klimat, ale tez przedstawić kilku sympatycznych bohaterów, nie są oni naturalnie jacyś głębocy psychologicznie i godni tradycji Balzaka i Prousta, ale dają się lubić. Romantyczny i trochę niedzisiejszy Alain, jego pragmatyczny kolegą, tajemnicza dziewczyna w czerwonym płaszczu,Soléne z lekkimi zawirowaniami życiowymi i amerykański reżyser, który usiłuje zrozumieć "paryskość" są po prostu sympatyczni, a o ich przygodach czyta się przyjemnie.Z pisarstwem Barreau spotkałam się wcześniej czytając "Sekretne składniki miłości", w "Wieczorem w Paryżu" jest ten sam parysko-romantyczny klimat tworzony dla odmiany nie przez urokliwe knajpki i księgarenkę, ale stare kino i filmowe skojarzenia i przejątki (kino nazywa się Cinéma Paradis, więc samo w sobie jest czytelnym nawiązaniem). Bardzo odprężająca pozycja na majówkę, gdy ma się ochotę na trochę romantycznego i niespiesznego paryskiego klimatu  oraz spora dawkę optymizmu, bo jak mówi bohater  "Na koniec wszystko będzie dobrze. A jeżeli nie będzie dobrze, to znaczy, że jeszcze nie koniec."

Nicolasa Barreau, "Wieczorem w Paryżu". Wyd. Bukowy Las. Wrocław 2014.

środa, 23 kwietnia 2014

"Zbyt dumna, zbyt krucha"niezła historia, słaba biografia

Mam z ta książką problem. Z jednej strony Alfonso Signorini opisał życie Marii Callas w sposób frapujący, czyta się łatwo i szybko, bohaterka jest ciekawa, jak to kobieta i artystka... ale! Pisząc o Marii Callas pisze się o historii opery (jakkolwiek egzaltowanie to brzmi, taka jest prawda), oderwanie Callas od  życia scenicznego pozbawia ją i jej losy niezwykle istotnej głębi. Zachwyceni czytelnicy tej książki (a może przede wszytkami czytelniczki)pisali, że Callas pokazana jest w tej opowieści jako charyzmatyczna kobieta, przeżywająca ogromną miłość do Onasissa, rozpaczająca po utraconym dziecku i pełna kompleksów z powodu swego wyglądu. Można oczywiście napisać historię o wielkiej miłości, o dziewczynie, która pracą doszła na szczyt, o rwanym uczuciu do milionera, które mimo burz trwało do śmierci. To wszystko byłoby niezłą historią, jednak w przypadku powieści o Callas zabrakło mi artystki, divy, jej życia na scenie, które tak bardzo łączyło się z codziennością. Autor tylko wspomina o Renacie Tebaldi, z którą Callas bardzo poważnie rywalizowała i ta rywalizacji, tak jak moment utraty głosu, były doświadczeniami, których starając się najpełniej zbudować postać, nie powinno się pomijać. O artystycznych bataliach i przeżyciach z nimi związanymi bardzo ciekawie pisał Stelios Galatopoulos, pisał też sporo o samym śpiewie Callas,a u Signoriniego po prostu zabrakło muzyki. W opowieści o śpiewaczce zabrakło muzyki!

Wypróbowanym sposobem na książkę biograficzną jest ten, który nakazuje zrzucać z cokołów wielkie postaci i pokazywać ich ludzkie oblicza. Niech i tak będzie, bo ciągłe stanie na koturnach bywa meczące, ale przy tym odbrązawianiu nie można zapominać o powodzie sławy bohatera. Callas bez opery nikogo by nie zainteresowała! Autor przywołuje sformułowanie -"jestem Callas, chciałbym być Marią". Otóż sama Maria nikogo nie fascynuje! Maria mogłaby stać się bohaterką kolejnej obyczajówki, ale jej życie, choćby najbardziej burzliwe i niesamowite, dlatego porywa i intryguje, że jest życiem "la Callas". I tego operowego świata w świecie Callas z powieści mi zabrakło. Książka napisana trochę jak udowodnienie tezy z tytułu, więc jeśli oczekuje się od niej po prostu historii, trochę obszarpanej z kontekstu, może się podobać.A jeśli czytelnik posłucha po lekturze nagrań Callas,  to chwała autorowi...
Callas, największa Tosca stulecia, jak o niej mówiono, śpiewała przejmująco "vissi d'arte, vissi d'amore". I życie miłością Signiorini opisał,życia sztuką trochę zabrakło.
 Alfonso Signorini, "Zbyt dumna, zbyt krucha". Wyd. Świat Książki. Warszawa 2012.

niedziela, 13 kwietnia 2014

"Dobre wychowanie". Zasady (prze)życia w Nowym Jorku

Nowy Jork lata 60, wystawa fotografii, wśród wielu zdjęć Katey dostrzega znajomą postać Tinkera Grey'a, mężczyzny, z którym przed laty wiązała ją szczególna relacja. I zostając w Nowym Jorku przenosimy się  w czasie, do schyłku lat 30. Młoda Katey razem ze swoją szaloną i nieprzewidywaną przyjaciółką Eve wchodzą w życie dźwięczącego jazzem miasta. Poznają też młodego, bogatego Tinkera... Wesołe życie trójki przyjaciół przerywa wypadek, w skutek którego Eve odnosi poważne obrażania. Katey widząc rodząc się między Eve a Tinkerem uczucie postanawia szukać szczęścia w pojedynkę. Pnie się po szczeblach kariery, pracuje w prestiżowej gazecie, poznaje przeróżnych ludzi, w tym tych z wyższych sfer. Jednocześnie los nieustannie styka ją z Tinkerem i nakazuje powracać uczuciom i niejasnym do końca emocjom.
 Tinker jest postacią dość tajemniczą, z pozoru typowy złoty chłopiec okazuje się w końcu zręcznym oszustem, który sukces towarzyski oparł na Zasadach Wychowania spisanych przez Waszyngtona. To właśnie zbiór 110 porad dotyczących zachowania i ogólnych zwyczajów społecznych ma w tej książce istotne, tytułowe wszakże, znacznie. Eve żyje na przekór zasadom, jest nieprzewidywalna i całkowicie poza konwenansami, co się z nią dzieje po rozstaniu z Tinkerem, nie wiemy. Tinker, pozorami buduje swój status i ukrywa mało interesującą przeszłość, ale sama znajomość, bez stosownej i stosowanej praktyki, nie wystarcza. Katey jest wierna własnym zasadom i sądząc z epilogu jej droga jest najwłaściwsza.

Powieść czyta się szybko,łatwo, tym bardziej że świat tworzony z urywków jazzowych standardów i wspominanych przez Katey książek (Christie, Woolf, Hemingway) jest całkiem kuszący. Z drugiej strony są tu dłużyzny i niepotrzebne powtórzenia (gdy bohaterka kolejny raz "wstawała od stołu, wygładzała spódnicę i brała notes do stenografii" nie wiedziałam zupełnie czemu to ma służyć, zwłaszcza że życie Katey dalekie było od mechanizmu i rutyny), postaci są nierówne np. niektóre osoby z barwnego nowojorskiego światka nie mają w sobie nic charakterystycznego i zlewają się w całość- pozostaje wierzyć, że to zabieg celowy i autor chciał w ten sposób pokazać jednorodny tłum złotej młodzieży.Książka debiutanta, wyróżniona nagroda Fiztgeralda ma w sobie pewien urok, tworzony przez wspomniane już cytaty z jazzowych evergreenów, ale mnie ta historia nie porwała tak jak powinna- powinna niczym zgiełk jazzowego baru i pędzącego kolorowego tłumu prowadzić do zatracenia w opowieści, a tu nic z tego.Choć czyta się nieźle, a klimat retro jest przyjemy, brakuje emocji, które ułatwiłby przeniknięcie do świata literackiej fikcji.

I jeszcze słówko o reklamującym książkę przyrównaniu do "Wielkiego Gatsby'ego" i "Śniadania u Tiffany'ego"- już samo porównanie wymienionych książek jest chybionym pomysłem, a "Dobre wychowanie" łączy się z nimi jedynie przez miejsce akcji, bo historie są tu zupełnie inne. To, co dla Fitzgeralda  było emocjonującą współczesnością, u Towlesa jest po prostu stylizacją, historią w stylu retro, a  porównanie Holly do Eve też jest mocno naciągane.
 Amor Towles, "Dobre wychowanie". Wyd. Znak, Kraków. 2013.

To wartość dodana tej książki-przypomniałam sobie standard, który kiedyś bardzo lubiłam, a ostatnio wyleciał mi z pamięci.

piątek, 4 kwietnia 2014

"Ucieszki Cieszka" dla tych co cieszą się światem!

Boguszek, na którego wszyscy mówią Cieszko, jest synem ogrodnika, przyjacielem Katarzynki, panem psa Kwika i czasem psoci mu się łobuziak Hugo. Ale przede wszystkim Cieszko jest najradośniejszym bohaterem dziecięcym z jakim ostatnio się spotkałam. Jest radosny, bo we wszystkich zjawiskach, wydarzeniach i działaniach dostrzega jasne strony, cieszy się z deszczu i słońca, wyjazdu i pozostania w domu, pracy i odpoczynku. Jest dziecięcy, bo jego zachwyt nad codziennością jest prostą, szczerą reakcją na otaczająca go rzeczywistość, nie ma w niej nic z egzaltacji, silenia się na filozoficzny epikureizm, jest za to czysta radość istnienia. Ta dziecięcość, w dzisiejszych czasach szybkiego dorastania i włączania w reguły dorosłych już w przedszkolu, jest bardzo pożądana! Cieszko jest dzieckiem, bo rodzice mu na to pozwalają, a on wykorzystuje ten przywilej najlepiej jak się da. 

Przygody  Cieszka, czasem nawet dość dramatyczne, a mimo to,  zawsze zakończone zdaniem "i uśmiechał się przez sen", powiedziona są z humorem, który nie jest chyba humorem czeskim, a ogólnoludzkim. Zdenek Sverak wspaniale posługuje się stylem gawędziarskim, nawiązuje kontakt z czytelnikiem, ale przy tym  język pozostaje piękny i poetycki. Zachwyciło mnie np. wyjaśnienie tego,czym jest rozdzierający płacz "Czyli taki, który chciałby się rozedrzeć na pół i przestać płakać, ale nie daje rady, więc drze się dalej i wciąż płacze". Piękne, proste, a bardzo przemawiające do wyobrażani, tak jak wytłumaczenie, dlaczego Katarzynka odwiedza Cieszka: "jeśli ktoś przychodzi do kogoś tylko tak sobie, żeby się z nim zobaczyć, to jest tylko jedno wytłumaczenie: że go lubi".  Oczywiście, że tak jest! Niby nie trzeba tego tłumaczyć, ale gdyby ktoś miał wątpliwości dotyczące emocji, może je błyskawicznie rozwiać! W książce zwracają też uwagę ilustracje Ewy Stiansej, zwłaszcza te kończące rozdziały, gdy przez okno a twarz uśmiechniętego Cieszka padają promienie księżyca. "Tośmy się dziś znów nacieszyli światem" powtarza przed zaśnięciem  ta współczesna Pollyanna, dostrzegając w świecie to,co najpiękniejsze, godne uśmiechu i zadowolenia. Obowiązkowa lektura dla wszystkich smutasów potrzebujących mocnego kopniaka i pokazania, że światem należy się radować oraz równie polecana tym, którzy momentami wątpią w sens bycia optymistą. Cieszko zamiast witamin na wiosenne przesilenie!

Zdenek Sverak, "Ucieszki Cieszka". Wydawnictwo Dwie Siostry. Warszawa 2013.

PS Wróciłam z Czech, widziałam targ warzywny i szukałam wzrokiem synka ogrodnika... Sam widok opromienionego brneńskim słońcem wiosennego placu, pełnego warzyw, owoców i ludzi pozwala cieszyć się światem!